Jerzy Górski. Slot Art Festival 2024
Jerzy Górski, gość specjalny Slot Art Festival, podzielił się inspirującą historią swojej przemiany i drogi do wolności. Opowiadał o walce z uzależnieniami, której towarzyszyły liczne trudności, ale też przełomowe momenty, takie jak spotkanie Marka Kotańskiego czy pasja do sportu. Górski podkreślał rolę wytrwałości i przekuwania porażek w motywację do dalszego działania, które doprowadziły go do zdobycia niezwykłych osiągnięć, w tym zwycięstwa w Ultramanie. Zwracał uwagę na znaczenie uczciwości wobec siebie, determinacji oraz odnalezienia własnych wartości i celu w życiu. W rozmowie wskazał także na kluczową rolę społeczności i wsparcia drugiego człowieka, a jednocześnie akcentował wartość indywidualnej wolności. Spotkanie pełne emocji i autentyczności było zachętą dla każdego uczestnika, by podjąć swoje wyzwania i nie rezygnować z marzeń.
Jerzy Górski – sportowiec, działacz społeczny, organizator wydarzeń, ikona polskiego triathlonu. Swoją historią inspiruje pokolenia zawodników. Historia Jerzego zaczyna się w 1969 roku, kiedy po raz pierwszy, jako 15-latek, sięga po narkotyki. Tkwi w uzależnieniu 14 lat. Pod wpływem Marka Kotańskiego trafia do Monaru, gdzie leczy się 2 lata i rozpoczyna przygodę z triathlonem. 6 lat treningu sportowego doprowadziły go do wygrania prestiżowych zawodów Double Ironman w Huntsville w Alabamie (prawie 8 kilometrów pływania, 360 kilometrów jazdy rowerem i 84 kilometry biegu). Jerzy ukończył również morderczy bieg na 100 mil — The Western States 100-Mile Endurance Run w Kalifornii (1990) oraz trzydniowe zawody Ultraman na Hawajach (1995). W 2017 roku wszedł do kin film fabularny inspirowany życiorysem Jerzego Górskiego pt.: „Najlepszy. Gdy słabość staje się siłą”.
Transkrypcja
Witam państwa bardzo serdecznie, kolejny dzień festiwalu SlotArt,
kolejne spotkanie z gościem specjalnym.
Chciałabym bardzo podziękować od razu osobom,
które będziecie widzieć po mojej lewej stronie.
Ola, Monika oraz Zuzia z Fundacji Katarynka
będą tłumaczyć dzisiejsze spotkanie na język migowy,
więc możemy od razu brawami podziękować im za to,
że są dzisiaj razem z nami.
Szanowni państwo, muszę opowiedzieć, zanim zaproszę naszego gościa na scenę,
o tym, że parę, paręnaście tygodni temu wysłałam maila
do naszego gościa z zaproszeniem
i minęło 10-15 minut i dzwoni telefon.
Rozmawialiśmy 15-20 minut.
Ja wiedziałam, że ta osoba musi przyjechać na festiwal.
Byłam tego w stu procentach pewna,
że to jest osoba, w której żyłach płynie to slotowe DNA,
które tak dobrze znamy,
więc tym bardziej bardzo się cieszę
i jestem też bardzo dumna i zaszczycona z tego powodu,
że będę miała okazję dzisiaj z tym człowiekiem porozmawiać.
I dowodem na to, że to jest to właściwa osoba na właściwym miejscu jest to,
że przyjechał do nas o 13,
a już o 15 wziął udział w jednych z warsztatów,
więc myślę, że wiecie, o czym mówię.
I nie wiem, jak wy macie,
ale ja czasami mam taki dystans do historii,
które na okładkach książek z tyłu
mają napisane od zera do bohatera, z dna na szczyt.
Podchodzę do nich z dystansem,
natomiast ta historia rozkłada mnie na łopatki,
bo to jest, myślę, historia, która jest najpiękniejszą z możliwych,
czyli taką, w której życie wygrywa ze śmiercią.
I to nie jest historia ponad 14-letniego uzależnienia od narkotyków,
od alkoholu, od papierosów, tylko to jest historia wygranej.
Osoba, którą zaraz zaproszę na kanapę, z nałogiem wygrała,
mając 29 lat, nie umiał pływać.
Kilka lat później wygrał niesamowicie wymagające zawody.
Muszę spojrzeć na ściągę.
360 kilometrów jazdy rowerem,
84 kilometry biegu i prawie 8 kilometrów pływania.
Robi wrażenie, ale to są liczby,
a myślę, że to, co za chwilę usłyszycie,
bo ja miałam okazję dziś parę godzin spędzić z tym człowiekiem,
wcześniej rozmawiać przez telefon.
Myślę, że wyjdziecie stąd niesamowicie poruszeni tą historią,
przynajmniej taką mam nadzieję.
Tą historią byli również poruszeni twórcy książki Łukasz Gras
oraz twórca filmu Łukasz Palkowski, to jest film najlepszy.
Pokażcie mi, czy znacie ten film.
Kto widział film albo czytał książkę?
Cudownie.
Szanowni państwo, zapraszam na scenę Jerzy Górski.
Gość specjalny.
Szanowni państwo, zapraszam na scenę Jerzy Górski.
Dzień dobry, dzień dobry.
Po takim wstępie nie wiem, co mam dalej mówić, ale myślę, że damy radę.
Muszę wam też powiedzieć, że przygotowując się do naszej dzisiejszej rozmowy,
słuchałam kilku rozmów, kilku wywiadów, które można znaleźć w internecie.
Jerzy ma niesamowitą zdolność do dostrajania się do kontekstu, w którym się znajduje,
więc jestem absolutnie ciekawa, jak dzisiaj ten przepływ i ten flow na slocie odczuje
i jak dzisiaj w tej rozmowie się dostroi.
Chciałam zapytać, w czym jesteś najlepszy?
Przepraszam, muszę złamać konwencję.
Ja nie umiem odpowiadać na siedząco, to jest po pierwsze.
Przepraszam bardzo.
Ja będę musiała, ale szpil się miało.
Przepraszam, po prostu jest mi raźnie i gdzieś tak jakoś nie czuję się, że jestem w szkole,
że jest pytanie i mam odpowiedź.
Po prostu chciałbym…
Ja wiem, że jestem nagrywany, przepraszam.
Czy to światło musi walić po oczach?
Jeśli musi, no to musi.
Nieraz w życiu tak jest, że trzeba przetrwać to, co nam narzucają inni.
Ale po prostu nie widzę was tak bardzo dobrze.
Może się przyzwyczaję.
No i co? I pogubiłem się. Jeszcze raz.
W czym jesteś najlepszy?
W niczym.
Po prostu kocham robić to, co czuję, to, co mi podpowiada serce i rozum.
I właśnie od razu zawsze to mówię, prawie zawsze na początku.
Nie jestem celebrytą, nie jestem najlepszy.
Ja się nazywam Jurek Górski, mam prawie 70 lat.
Kocham wolność, którą tworzę codziennie, bo ja zadecydowałem to, co robię, nikt inny.
I na pewno jak już czuję emocje, tak jak dzisiaj poczułem,
byłem na takim spotkaniu z własnym ciałem, czyli trochę animal, trochę jeszcze inne takie rzeczy.
Dzisiaj nauczyłem się trzy rzeczy, które chciałem to zrobić już dawno.
Jak próbowałem to robić, a więc przewrót przez prawe ramy, lewe i później obracając się,
jak to było wszystko na trawie.
I mam to. Wiem, jak to zrobić.
To było super moje doświadczenie i to jest właśnie w części odpowiedź na to pytanie,
że te flow cały czas leci ze mną.
Miałem, proszę państwa, dzisiaj też muszę dwie rzeczy.
No właśnie, trzeba mnie trochę trzymać, żeby mieć to w ryzach.
Na razie opuściliś bloki startowe i pozwalam na to, ale będę starała się powstrzymać.
Pięć lat temu, nie wiem czy ja dobrze pamiętam, Waldek widzisz mnie?
Terapeuta Roznowice zapraszał mnie, z różnych względów nie dotarłem.
Kiedy otrzymałem te słowa od siebie, XXI wiek, przyleciało światłowodami,
nigdzie się nie zatrzymał, żadnego światła czerwonego nie miał.
Popatrzyłem na treść i od razu mnie coś ruszyło.
I od razu reakcja, dzwonię.
Także dziękuję za to zaproszenie, wywarło na mnie takie duże emocje.
Ale proszę państwa, tak naprawdę o całym festiwalu to wczoraj w nocy,
po tym meczu piłkarskim, który niekoniecznie oglądałem do końca,
czy ja lubię piłkę, lubię patrzeć jak fajnie grają.
Zacząłem oglądać slotart, co to jest, wszedłem w bardzo dokładne zagadnienia.
Wbiłem sobie do głowy, że te dwa dni, prawie trzeci poranek,
muszę skorzystać z tego co tutaj jest.
Długo odpowiadam na to pytanie i miałem problem.
Jaką koszulkę założyć dzisiaj?
Trochę reklamy.
To znaczy, chodzi o to, że każdy z nas dąży do szczęścia, do wolności.
I to my tworzymy to, co jest na naszej drodze, nikt inny.
Mogą być różne okoliczności.
Na pewno też ja mówię o swoich w tym momencie inspiracjach.
Miałem złe inspiracje, chciałem być taki, kiedy byłem młodym człowiekiem,
chciałem być hipisem, chciałem w błocie się darzać,
chciałem słuchać właśnie taką muzykę Led Zeppelin
i jeszcze inni z tej krainy, a tego mi nie dano.
A więc kiedy się znalazłem w tym obszarze, gdzie widziałem ludzi w długich włosach
i mogłem, i oni mnie przyjęli i klepali jako piętnastoletniego chłopaka,
to ja wszedłem w ten świat.
Wszedłem w ten świat i on 14 lat zawładnął bardzo mocno.
Ale powrócę do tego, co przeczytałem.
I jestem przekonany, że dzisiaj tutaj, nie wiem, każdy niech sobie odpowie sam,
wy przyjechaliście szukać siebie tutaj.
Jestem przekonany na 100%.
Każdy coś może tutaj znaleźć.
To nie jest Woodstock w 69 roku, gdzie ja chciałem grzać,
być w błocie i słuchać tej muzyki i tylko takim być.
Tutaj, po zobaczeniu tego programu wczoraj,
doszedłem do wniosku, że to jest zarąbista sprawa,
bo tu można znaleźć, po pierwsze być wolnym.
Po co tu przyjechaliśmy?
Po to, żeby pokazać się.
Może coś złapać dla siebie.
Tak to rozumiem, ten festiwal.
Waldku, wtedy to się nie spełniło, ale jestem dzisiaj.
Długo dojrzewałem do tego.
Czyli takie było moje przeznaczenie.
I à propos, już kończę.
Odpowiedź długa na to pytanie.
Jaką koszulkę?
Czy cross stracenców?
Czy może pokazać to, co tutaj niosę?
Kiedyś chciałem brać i być na tym festiwalu w Woodstock,
a teraz jestem na kolejnym festiwalu,
ale zupełnie z czym innym.
Jestem wolnym człowiekiem.
Ja nie muszę tego robić, co mi kiedyś imponowało.
Mi zupełnie co innego imponuje.
Trzy rzeczy zrobiłem w wieku siedemdziesięciu lat dzisiaj.
I to było fajne.
Przepraszam, rozgadałem się, proszę, oddaję ci głos.
Śmiało, śmiało.
Wiem, że na pytania o to właśnie, w czym jesteś najlepszy,
w czym jesteś wyjątkowy, odpowiadasz,
że jesteś taki jak my, jak każdy z nas,
ale ciekawi mnie moment, w którym właśnie mamy książkę, mamy film.
Dlaczego zdecydowałeś się swoją historią,
ze swojej historii stworzyć pewien rodzaj misji,
z którym też przyjeżdżasz tutaj do nas
i myślę, że właśnie to, w jaki sposób też słuchamy ciebie,
twoich wypowiedzi jest też właśnie dowodem na to,
że jednak w pewien sposób można swoją historię
uczynić wyjątkową dla innych.
Jeszcze po części odpowiem na to pierwsze pytanie,
że jak już w coś wchodzę i są we mnie rzeczywiste, prawdziwe emocje,
to wtedy chcę być najlepszy.
Wtedy można użyć słowa, że chcę to zrobić najlepiej.
I to jest cholernie ważne w moim życiu, bo to fajnie prowadzi,
bo później ta droga, którą sobie wytyczam,
a więc jeżeli mnie dotknęło dzisiaj,
to powiem na przykładzie sprzed 20 minut, pół godziny,
a więc miałem niesamowitą radość i satysfakcję,
że to zrobiłem i nic za mojej krzywdy nie zrobiłem.
Może to jest proste, co ja mówię, ale no kurde,
no chyba na tym polega życie, bo my chcemy być szczęśliwi,
z natury jesteśmy, chcemy, szukamy szczęścia,
nieważne kim jesteśmy, ile mamy lat i jak to rozumiemy.
Ale tak to jest.
Czy jest to misja?
Chyba tak.
Aczkolwiek ja o niej nie mówię, że to jest moja misja.
Halo, słuchajcie, ja tu przyjechałem i przekazuję wam misję.
Po prostu tak to leci.
Kiedy człowiek jest, mówię teraz o sobie,
kiedy byłem w Monarze, to Monar był dla mnie czymś,
co Kotańskiego jak słyszałem, kiedy byłem zamknięty w celi
na Świebockiej za produkcję heroiny i czekałem na sprawę,
to w tej celi taki głośnik, radio węzeł,
jakiś tam dziennik był, informacje, coś się działo,
program pierwszy leciał i nagle Marek Kotański mówi,
tak jakby do mnie powiedział, słuchaj, jak przyjdziesz do mnie,
otwieram w Sokolnikach koło Łodzi ośrodek Monaro.
Tam będziesz wolny, wszystko będziesz mógł robić,
tylko są zasady.
Ja pierniczę, to ja chcę tam być.
Jestem zamknięty, okno, kraty, a facet mówi o jakiejś wolności.
Co to znaczy?
I to zaczęło huczeć mi w głowie wolność.
Kiedy wyszedłem, jeszcze jakiś czas walczyłem,
czyli wróciłem z powrotem do tego samego świata,
czyli znowu zacząłem brać narkotyki,
ale już wiedziałem, że jest jakiś Monar,
wiedziałem, gdzie można pójść, dojrzewałem i dojrzałem.
Przyjechałem na spotkanie do punktu konsultacyjnego Monaru
we Wrocławiu, świetną lekarkę poznałem,
głęboko sobie popatrzyliśmy w oczy,
wyszliśmy na papieroska, ja mówię FK, jestem gotowy,
ja chcę iść do Monaru.
Uśmiecham się, bo tak widzę ją w tej chwili przed swoimi oczami.
Ona, super, przyjedź za tydzień.
No to przyjechałem na drugi tydzień, znowu papierosek.
Słuchaj, jestem już gotowy, ok?
Przyjedź za tydzień.
To małpa i tak przez pół roku mnie woziła.
Aż w końcu dojrzałem już do końca,
przyjechałem i mówię, że jak nie pójdę teraz na leczenie,
to do Sokolnik mam iść.
Sokolniki mi dzwoniły.
I w końcu wylądowałem przed takim domem,
na Jarzębinowej we Wrocławiu,
paląc prawie 100 papierosów dziennie,
biorąc różne rzeczy, 49 kilo ważyłem,
stanąłem przed tym domem, ostatniego papierosa.
Wiedziałem, że tutaj jak spalę, to tam już nie mogę.
Wszedłem, gdzie ta wolność?
I zaczyna się podróż wolności.
Zaczynam aktywność ruchową w formie,
wtedy biegaliśmy niecałe dwa kilometry.
Oczywiście nie przebiegłem tych dwóch kilometrów,
ale z każdym tygodniem było coraz lepiej.
Coraz mocniejszy byłem.
No i poniosło mnie to, poniosło mnie.
A więc pierwsze maratony, jakieś tam inne rzeczy po drodze.
I po roku czasu dostałem taką gazetę
Informator Big Island Ultraman.
Trzydniowa impreza, 515 kilometrów do pokonania.
10 kilometrów wpływania, 145 kilometrów jazdy rowerem,
druga część 275 kilometrów jazdy rowerem
na przeciwną stronę wyspy i potem 85 kilometrów biegu,
tam gdzie do oceanu wskoczyłem.
Ja pierniczę, ja chcę być, ja chcę na Ultramana jechać.
I cały czas ten Ultraman.
I tak sobie siedziałem na tym łóżku, oglądałem,
nie umiem pływać.
To mógł być problem.
Nie mam roweru, kiepsko biegam,
ale chcę jechać na Ultramana.
I zaczyna się podróż.
Zaczyna się ten Ultraman, cały czas jest w głowie
i kończąc na tą misję, odpowiedź.
Kiedyś uczciwie się kończy leczenie.
Człowiek chce wykrzyczeć światu, ja już jestem po wszystkim.
Już czuję potrzebę dzielenia się.
Kiedy się zostaje na ofitom prawdziwym,
tak myślę, że w każdej dziedzinie życia,
jeżeli przejdzie się jakąś tam drogę,
to po prostu człowiek chce się z tym podzielić.
Tylko jest jedna rzecz.
Jeżeli się uczciwie przeszło przez to leczenie.
A to leczenie, to nie było pewnością, że ja nie będę brał.
Kotański mi zawsze mówił tak.
To nawet nie jest rozgrzewka.
Ty wychodzisz i kiedy wyszedłem po dwóch latach,
dostałem, tak jak na tym filmie państwo widzieliście,
kto oglądał, certyfikat ukończenia leczenia.
Co to znaczy?
Że wyjdę i mogę chlać, mogę brać, skończyłem leczenie?
Nie.
To dopiero pierwszy krok był w tej podróży wolności.
Popatrzyłem do tyłu, popatrzyłem na ten dom.
Dwie pary butów, torba, zardzewiały rower.
Głogów do poradni, do spraw dla narkomanów.
Tam przyjęli mnie do klubu.
Nie było sekcji triatlonowej, a więc byłem kolarzem.
No i zaczęła się ta podróż ultraman.
Nauka.
Kiedy 30 lat miałem, poszedłem do szkoły 1 września.
Do ogólniaka.
Facet, któremu ścięli włosy za to,
że chciałby już od razu przejść całe leczenie,
żeby go uświadomić.
Nie chcę opowiadać tej całej historii,
ale wydawało mi się, a właściwie to powinienem chyba powiedzieć.
Na czym leczenie polega?
Jaka jest różnica między szpitalem, a wtedy Monarem?
I myślę, że taką terapią, która jest w różnych ośrodkach,
niekoniecznie Monaru.
A więc różni się to tym, że tam nie było lekarza.
Tam nie było pasów.
I tu dotykamy pasów lub wiążą w szpitalu psychiatrycznym.
To jest jeden z elementów, który też natknął mnie,
żeby do państwa przyjechać.
To może ja będę zbierać te wątki,
bo już tutaj mamy ich dużo i będziemy wracać do nich na pewno.
Bo to jest ważne.
Tak.
To jest nawet bardzo ważne.
A więc…
No właśnie, to jest silniejsze, ja muszę o tym powiedzieć.
Kiedy ja wszedłem w ten świat kolorowy,
który miał być zarąbiasty,
który mówili, że będzie fajnie
i ja w to uwierzyłem,
chciałem mieć długie włosy,
chciałem być kolorowy,
to tu w Lubiążu, niedaleko stąd,
jest szpital psychiatryczny.
Kiedyś za to, że się brało narkotyki,
to się było przestępcą z urzędu.
Milicja mogła zamykać za każdym razem.
Na 48 godzin albo jakiś taki zarzut,
który mógł być do 216 Paserstwu Nieświadoma,
czyli ktoś dał mi narkotyki.
Każdy milicjan mógł mnie zamykać wtedy.
Tu nazywaliśmy to drugi brzeg.
Tu Zbigniew Thiele,
przyjechał ze Stanów Zjednoczonych,
dyrektor wtedy tego szpitala,
próbował założyć pierwsze działania dla narkomanów
w specjalny oddział.
Tu ja się umawiałem po towar,
tu ja się umawiałem,
żeby spotkać się z ludźmi z całej Polski.
Ten drugi brzeg trzeba było zaliczyć.
Wow.
Jestem hipisem.
Na drugi brzeg muszę przyjechać.
Nie było tego mostu.
Do Kawić się jechał autobusem,
a tam niedaleko stąd taki prom był
i tym promem trzeba było,
dlatego ten drugi brzeg.
Kto czytał z państwa książkę?
To tam jest dokładnie to opisane,
w jaki sposób myśmy na drugi brzeg się dostawali.
I leczyli właśnie w ten sposób,
że jak na przykład byłem na osiem tygodni
do sprawy tutaj przywieziony po to,
żeby mieli wydać opinię,
mam taki dokument, gdzie podpisałem,
to jeden z tych dokumentów tej mojej historii,
- rok,
obywatel Jerzy Górski
zaakceptuje wszystkie metody,
które zostaną zastosowane
i nie będzie jakby żadnego buntu z mojej strony.
Jerzy Górski wchodzi się na oddział,
a tam bardzo, bardzo chorzy ludzie,
schizofrenia i inne jeszcze rzeczy.
No i osiem tygodni trzeba przeczekać,
żeby lekarz później napisał opinię,
czy pomóc mi, czy nie,
w jakim stopniu jestem uzależniony,
czy jestem może chory, a może jakiś tam.
I powracając, łóżko takie z pasami,
że jak się trochę zbuntowałem,
bo nie mogłem tego wszystkiego zrozumieć,
co się dzieje koło mnie,
to przychodzili tacy panowie,
czterech albo sześciu,
łóżko w pasy, fenaktyl i…
A to kot on mówi, kurde, tam nie ma lekarzy,
przyjdź do nas i będziesz wolny.
Ja pierniczę, to ja chcę.
Przeszedłem do tego monaru, szukałem tej wolności.
40 lat temu.
To było w 1984 roku w czerwcu.
Dzisiaj jestem tu u państwa.
A więc ta misja to jest coś,
co ja nie chodzę ze sztandarami i mówię o tym,
w takich okolicznościach.
To przedstawiam, czy jak z kimś rozmawiam,
jeśli jest jakaś dotknięta sprawa,
to ja też nikogo nie uczę,
nie jestem terapeutą,
bo ludzie jak mają problemy,
to powinni pójść gdzieś do specjalistów.
I ja też wysyłam, jeśli ktoś do mnie dzwoni.
Ja mam ciągle jakiś kontakt z ludźmi,
którzy potrzebują pomocy.
No to tak przeskoczyłem chyba to wszystko.
Mnie ciekawi ten punkt zmiany,
bo uporządkowując tę historię trochę w taki sposób,
że mamy młodego chłopaka z Legnicy.
1969 rok, który sięga po pierwsze narkotyki
i to zależnienie trwa 14 lat.
W międzyczasie mamy pobyty w więzieniu,
we wspomnianym szpitalu.
Coś się takiego dzieje.
Odpowiedziałeś już trochę o Marku Kotańskim,
ale ciekawi mnie, czy potrafisz przywołać też
to uczucie, tę myśl dotyczącą potrzeby zmiany.
Jak to się dzieje?
Bo myślę, że to jest coś,
o czym my oczywiście w różnej skali się spotykamy,
czyli z taką trudnością też podjęcia decyzji pewnej
o tym, że ta zmiana musi nastąpić.
Bardzo mi się podoba to takie porównanie zmiany z tym,
że trzeba coś rozmrozić, poukładać na nowo
i zamrozić ponownie w innym kształcie.
Więc jak rozmrozić?
Jak podjąć taką decyzję, będąc w tak trudnym miejscu?
Nie wiem, może plastycznie opowiem to w ten sposób.
Kiedy ja bardzo chciałem być kolorowy
i kiedy brałem i czekałem na efekty,
bo mi ciągle mówili o tym,
to nie zdawałem sobie sprawy i nikt mi nie powiedział,
jakie będą konsekwencje.
Te konsekwencje przyszły za jakiś czas.
Pierwszy głód narkotyczny, pierwszy problem,
a więc ja musiałem zadbać ciągle o towar.
Żeby nie być w głodzie, to ja ciągle musiałem mieć towar.
To nie była decyzja jednorazowa.
To trwało.
Ja rosłem w tej decyzji.
Kiedy mnie kolejny raz gdzieś zamknęli,
czy musiałem gdzieś tam walczyć
o różne przypadki miałem w trakcie tego brania,
to po prostu ja dojrzewałem.
Mi się wydawało, za każdym razem,
kiedy byłem na przemysłowej takiej abstynencji,
bo na przykład zamknęli mnie do aresztu,
zawieźli później do szpitala,
czy ja próbowałem walczyć sam, już podejmowałem decyzję.
Wydawało mi się, że tu i teraz tak będzie.
Nie udawało mi się.
Jednak te wszystkie rzeczy, które były w mojej głowie,
ja dzisiaj użyłem, kiedy miałem spotkanie przed kamerą.
Żyje to nie są moje słowa,
ale strasznie mnie uwiodły te słowa
i one pokazują to, co ja czuję
i chciałem powiedzieć, że kim ja wtedy byłem.
Ja właściwie nic nie miałem.
Moje nawyki były takie, żeby rano wstać, zapalić,
przypierdzielić coś, mieć towar.
Ja się poruszałem w pewnych stałych kilku rzeczach.
Ja to robiłem najlepiej.
Ja sobie to organizowałem, żeby ciągle to mieć
i tak się zakuwałem w takiego jakby rycerza,
który się zakuł, rano wstaje, pali, albo pije, albo idzie brać
i znowu, gdzie tu towar, gdzie tu kogoś oszukać,
gdzie zrobić aptekę, gdzie pojechać na pole, wyciąć mak,
jak zrobić heroinę, więc ciągle, żeby był towar.
I to były te rzeczy i nie było innych rzeczy.
Wszystko to, co było, te życie takie inne,
nie będę tego jakby opowiadał, co to znaczy inne,
czyli bezwartościowe, to ono było tylko czymś dodatkowym.
A więc kiedy stanąłem, kiedy Kotański powiedział,
że jak przyjdziesz do mnie i tam jest wolność,
tak to rozumiem ten festiwal też, że tu jest wolność,
że tu można znaleźć kawałek siebie albo pójść w coś,
co pociągnie i postawi jakiś cel.
Jeden, może drugi i jak się pójdzie uczciwie w to,
bo czuje się, to jest fajna podróz.
Ale to nie wychodzi tak od razu, pyk, pyk.
To trzeba po prostu, wiele razy się człowiek potknie,
nie zrobi czegoś, przegra.
Ale to co, to mam już nie robić to?
Dalej robić.
I ta droga zaczyna przynosić różne fajne efekty.
To nie jest tak, że od razu jest i dlatego ja też wiele lat
jakby najpierw chciałem to przeżywać,
a potem w różny sposób walczyłem i mi się nie udawało.
I dopiero jak Marek to usłyszałem i stanąłem przed tym
i uwierzyłem w tą wolność bardzo, stanąłem przed domem,
gdzie wszedłem, rzuciłem palenie, picie, branie,
zakaz uprawiania seksu przez pół roku między tym wszystkim.
Lekarz to była społeczność, tak jak w tej chwili,
kiedy my robimy, jesteśmy codziennie wiele tygodni, miesięcy,
to my się znamy.
Ty, a co ty robisz?
Ty masz taki problem czy inny.
To jest lekarstwo, a teraz zrobisz tak czy tamto.
I na tym polegało leczenie w monadze w tamtym czasie.
I jak mi ścięli włosy, bo ja chciałem od razu załatwić kajaki,
bo prezes, który miał brak kontaktu z ludźmi, to dostał,
bo właśnie na czym polega lekarstwo i leczenie w monadze
w tamtym czasie, tak jak ja to rozumiem.
Masz problem z rozwiązywaniem czy z kontaktami z ludźmi itd.,
no to teraz dostajesz funkcję na przykład prezes całej społeczności.
No haloj, społeczność coś wymaga i trzeba coś zorganizować.
I kiedy dwa miesiące byłem w ośrodku i prezes, ja mówię,
ty załatw kajaki po drugiej stronie, są jeziora.
Jeden dzień cisnąłem, drugi nie.
To wskoczyłem do wody, motylo koniem popłynąłem,
załatwiłem kajaki, przypłynąłem i jak powiedziałem,
że załatwiłem kajaki, co ty zrobiłeś?
No załatwiłem kajaki, słuchajcie, będziemy mieli kajaki.
Społeczność, proszę, siadamy.
A wiesz, że to było niebezpieczne i zaczynają mnie uświadamiać.
No i teraz jakie dać lekarstwo temu facetowi?
W szpitalu, jak się pan czuje? No trochę kiepsko.
Siostro, to damy mu jakiś tam zastrzyczek czy tabletkę.
A to ty, co ty zrobiłeś?
Ścinamy ci włosy, żebyś zrozumiał swoje postępowanie,
że byłeś w dużym niebezpieczeństwie,
że mogłeś trafić na jakieś tam pole makowe
i po prostu to cię wciągnęłoby z powrotem.
Ale co wy gadacie? Ja przecież po kajaki popłynąłem.
Nie chciałem się zgodzić, ale się zgodziłem.
I taki łysy 1 września do ogólniaka poszedłem,
mając 30 lat, w drelichu, jak hydraulik.
Wiedziałem, jakie przedmioty będę miał,
czego się będę uczył w ogólniaku.
Taki dumny idę do ogólniaka dla pracujących.
Wszystkie zeszyty, książki w jednej reklamówce, w drugiej
i siadam i słucham, co ta pani mówi do mnie, wychowawczyni.
Oglądam się do tyłu, a tam wszyscy mają wywalone na to.
Ja jedyny z książkami 1 września, pierwszy dzień nauki,
a ja przychodzę, tylko tornistra mi brak.
No to tak znowu przeskoczyłem,
ale to wszystko wiąże się w tym samym klimacie.
Przepraszam, bo to jest…
Tak mam, no po prostu.
Przypomniałem sobie i tak po prostu to działa.
I…
No może pomóż mi.
Rozmawialiśmy o…
Punktem wyjścia była ta chęć zmiany, bo właśnie…
Właśnie, przepraszam, już wiem.
Dobrze.
Już wiem, już wiem.
I te zmiany i ten wszedł, który znał tylko cztery rzeczy
pięć w życiu, wszedł do Monaro i stoi w takiej zbroi.
Trzeba pracować, coś tam robić, coś tam robić
i zaczyna się walka, ściąganie tej przyłbicy,
zobaczenia, gdzie ja jestem.
Tu się palić chcę.
Ja ostatniego papierosa wypaliłem,
ja po miesiącu, kiedy już nie brałem,
doszedłem fizycznie, stałem w oknie i mówię,
ja pierdniczę, miałem dwa papierosy przed wejściem.
Czemu ja ich nie spaliłem? Tylko jednego.
A tutaj się nie pali, różne rzeczy i ta zbroja zaczyna być ściągana.
Pyk, pyk, pyk, 1 września, kajaki, ścięte włosy.
Już biegnę do parku, już dwa kilometry sam.
Coraz lepiej jest i zaczynam się nakręcać
i coraz bardziej rzucam tą zbroję i zakładam nową.
Nową, która zaczyna dawać mi siłę.
Zaczynają być emocje, które zaczynają mną rządzić.
Nie mogłem biegać na początku.
80 parę metrów na tym, bo nie byłem domownikiem,
byłem nowicjuszem, a więc nie wolno mi było wychodzić na zewnątrz,
a jak kogoś poprosiłem, żeby ze mną wyszedł,
to 2-3 dni wytrzymał i mówi,
z tym wariatem dalej nie będę biegał, ja nie chcę.
Bo ciągle chcę biegać, jak Forrest Gump.
I wtedy wybuchła we mnie chęć nauki, udowodnienia sobie.
Zacząłem czytać książki z serii Orientacje.
Dlaczego jest tak? Po co? Dlaczego tak było?
Rozwiązuję te wszystkie rzeczy, wydaje mi się.
Zasięgam informacje, uznajomy.
Ciągle się pytam kogoś i tak to leci, leci, leci.
No i to jest, mogę śmiało powiedzieć, że leci do dnia dzisiejszego.
40 lat.
Ja słyszę w tym i chcę to pytać.
Czy wobec tego, żeby czuć prawdziwą wolność,
to trzeba żyć według zasad?
Trzymać się zasad?
W moim przypadku tak.
Dlatego, że co to znaczy zasady?
Gdybym poszedł do ośrodka, w którym dalej się pali,
dalej różne rzeczy, to tylko tyle, żeby mieć certyfikat,
że ja już nie biorę abstynencje.
Więc to jest ten moment, kiedy ja mam w monarze
sposobność spotkać się z ludźmi i niekoniecznie w monarze.
14 lat społecznie działam w jednym z najcięższych więzieni w Rawiczu.
Tam rozbiegałem więzienie, ponad 100 osób biega w klatkach.
To po prostu nie trać czasu.
Idź, szukaj siebie.
Czym więcej zrobisz, tak mi Kotański mówił,
jak wyjdziesz, będziesz miał certyfikat,
to nawet to już mówiłem wcześniej, nie było rozgrzewki.
A więc kiedy popatrzysz na ten dom,
ten dom już ci nie będzie pomagał.
Tam masz pewien model, pewną czapę, masz społeczność,
ona ci pomaga. Ten lekarz nie ma.
Jesteś sam dla siebie i musisz budować teraz.
I jeśli dużo zrobisz dodatkowych rzeczy,
nie tylko tam, że jesteś, to jest duże prawdopodobieństwo,
że będziesz silny, że sobie poradzisz.
I ja w to w cholerę nie uwierzyłem.
Jakieś nauki tańca, jakieś tam uprawnienia
do maszyn ciężkich, na koparkę.
Ciągle wymyślałem i ciągle tworzyłem coś dodatkowego.
Jak przyjechałem do Głogowa, to ja nic nie miałem.
Zardzewiały rower, dwie pary butów
i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Ale miałem już swoje bieganie, swoją szkołę.
Już do trzeciej klasy ogólniaka poszedłem.
Miałem coś, co dawało mi siłę.
I wtedy też chciałem wykrzyczeć światu, że jestem inny.
To był początek mojej misji.
A potem żona, dziecko, praca.
Zmieniłem to, samo się naturalnie zmieniło.
Ja już nie musiałem chodzić do poradni,
pomagać ludziom, wchodzić na meliny i próbować wyciągać
jakichś tam ludzi, którzy byli w podobnym stanie jak ja.
To minęło.
Ja dzisiaj mam przebłyski, jak nieraz widzę sytuacje,
w której ja byłem, czy jak…
Byłem ostatnio na takim spotkaniu w Wyszkowie.
Było 40 osób z Monaru, z Wyszkowa i z Aczelan.
I kiedy były tam fragmenty różnych okoliczności z mojego życia,
to ja tak popatrzałem.
No tak, to było, ale ja tego nie czułem już.
Czuję to, co jest dzisiaj, teraz i to, co zrobiłem
i to, co nie chciałbym, tylko mam swój cel następny.
Jak to się nazywa?
To chyba jest nauk życia.
To jest takie fajne, bo ja nie muszę brać,
a poprzez to, że robię to, co robię,
to można powiedzieć, że rano wstaję, robię animację Animal Flow.
Nie palę, nie biorę heroiny, tylko Animal Flow.
Ty, po co ty to robisz?
No bo to jest moje życie.
No ale tak co ty o piątej rano, przed piątą?
Ty idź spać.
No a dlaczego mam iść spać? Bo co?
No po cholerę ty to rano idź, pośpisz sobie.
Po co ty się bańczysz?
Chwileczkę. A ty co robisz?
No nic.
A ja wstaję po czwartej, ćwiczę, idę do pracy,
rozwiązuję różne rzeczy.
Ty możesz sobie być w tym swoim świecie.
Ja jestem w swoim.
Więc nie da sobie wmówić, że po co mam to robić.
Ja wiem, dlaczego to robię,
bo ja mam kontakt z swoim umysłem i swoim ciałem.
Też fantastyczne.
I to też takie odczucia są jeszcze inne i duchowe przy okazji
tego wszystkiego lecą.
Więc to jest wszystko takie trudne.
Znaczy nie wiem, chciałbym w ten sposób powiedzieć,
że ja mam sposób na Jurka.
To nie jest tak, że zawsze Jurek wygrywa z sobą,
bo jest co najmniej dwóch Jurków.
Jak też mi się nie chce, to nie jest tak, że ja wszystko robię.
Też mam tak, że jak wstaję, a Jurek mówi
ty, godzina piąta rano, ty chłopie idź spać.
Podpowiada, mówi ty idź spać.
A może masz rację, pójdę spać.
Nie, ale ten nowy Jurek mówi ty wstań i rób swoje.
I to jest fajne.
To jest fajne, bo życie to nie jest tylko cel jeden
i jeśli go się realizuje.
To jest cholerna podróż.
I kiedy się osiąga ten cel, 10,5 roku czekałem na Ultramana.
Pojechałem jako faworyt.
Myśleli, że Polak, który ma drugi wynik na świecie,
ja jechałem, chciałem jechać tam i walnąć.
Takie było moje założenie.
Kiedy miałem na Mistrzostwach Europy samochód przejechał
i po czterech dniach się obudziłem,
mówię znowu nie pojadę na Hawaje,
bo to cztery lata trwała ta podróż.
Pojechałem po wielu, wielu latach,
czyli 10,5 roku czekałem na to,
żeby zrealizować Big Island Ultraman.
Organizatorzy nie wiedzieli, że 25% miałem utratę zdrowia,
że mnie samochód przejechał.
Myśleli, że przyjechał Polak, a więc on tu będzie tutaj.
Bo taką miałem historię.
Tak było przed wypadkiem samochodowym.
Takie było moje nastawienie.
Więc…
No dobrze, znowu pomożmy w tym wszystkim.
Tak słyszę, że też tym właśnie motorem do zmian jest spotkanie
drugiego człowieka, społeczność,
ale też ta wewnętrzna moc.
I myślę o tym Ultraman,
bo właśnie żeby też państwo może dobrze tą historię odebrali,
to było wiele lat przygotowań
do tego zmierzenia się ze sobą na Hawajach,
przerwane właśnie tym wypadkiem samochodowym.
Ale pobiegłeś w tym wyścigu.
Jaki był wynik tego zmagania?
Najlepszy na świecie.
Trzeci od końca.
Ale jakie to miało znaczenie?
No i właśnie o to chciałabym zapytać,
bo dzisiaj rozmawialiśmy o tym pierwszy triatlon,
w którym brałeś udział.
Byłeś ostatni.
No właśnie.
I teraz myślę, że wiele osób, które podejmuje jakieś działanie nowe,
jakąś aktywność,
nawet czasami nie podejmuje tej aktywności w obawie przed porażką
albo szybko rezygnuje, kiedy widzi właśnie taki wynik.
Nie jestem wystarczająco dobry, nie jestem w tym świetny,
więc odpuszczam.
A ty masz zupełnie inne podejście do tej sprawy.
Opowiedz o tym, bo myślę, że to jest też takie ważne.
Z kim się wobec tego ścigasz,
jeśli chodzi o wygraną sensu stricte?
Jestem wojownikiem.
A więc jak w coś wchodzę, to chcę robić najlepiej, jak potrafię.
Wiele razy przegrałem, ale to przegranie, to dlaczego przegrałem?
Po prostu szukałem recepty na to, żeby lepiej to zrobić.
A więc ten pierwszy triatlon, kiedy wyszedłem ostatni z wody,
nikogo już nie było, rower stał pod drzewem,
wziąłem go, pojechałem.
Przyjechałem tam, gdzie tak zwana strefa zmian,
czyli rower znowu pod jakimś drzewem, nikogo nie było.
Przybiegłem, wszyscy na mnie czekali.
Jak zacząłem startować, moim strategicznym sponsorem
był napis Monar.
O, ten narkoman przyjechał.
A ja robiłem swoje.
I trzy lata po podjęciu decyzji, że nie umiejąc pływać,
nie mając roweru, kiepsko biegałem,
zacząłem iść w podróż triatlonową.
I w 1988 roku po raz pierwszy wygrałem ze wszystkimi Polakami.
W Szczecinie, do Polic, międzynarodowy triatlon.
I tam był Stanisław Zajfed, legenda polskiego triatlonu.
Jak ja chciałem, podobny mieć rower do niego itd., itd.
Jak go zobaczyłem, że ja go dochodzę na rowerze.
I kiedy stanąłem tylko z Niemcom przegrałem,
tak jak powiedziałem, byłem pierwszym Polakiem,
to ja wiedziałem, że ja mam duże braki.
Każdy inny później start, ja przegrywałem z wieloma zawodnikami.
Bo ja nigdy nie byłem profesjonalistą.
Ale zawsze chciałem najlepiej wypaść na każdych zawodach.
Nigdy nie zszedłem z trasy.
Dziś, patrząc z perspektywy na to wszystko, przyglądając się,
my bardzo często łapiemy się na to, że chcemy od razu być mistrzami.
Ktoś nam wmawia coś, zacznie np. biegać.
I my chcemy od razu biegać, od razu maraton albo coś takiego wyjątkowego.
A to naprawdę trzeba cierpliwości i iść w taką długą podróż.
A jeśli się poczuje tą podróż, to wtedy wyjdzie ten wojownik
i wtedy ewentualnie się zmierzyć z tym, co tam jest gdzieś daleko w tej przestrzeni.
I dzisiaj mogę powiedzieć tak.
Wiele razy musimy przegrać, żeby zrozumieć siebie.
To jest podstawa moim zdaniem.
Kiedy się buduje siłę?
Na podstawie tego, że przegrałem.
Nie, że poddałem się. Przegrałem, ale dlaczego?
Jak ja mogę zrobić, żeby było lepiej?
Przynajmniej ja tak mam.
I kiedy się spróbuje pójść w takim kierunku, w takim rozumowaniu,
obojętnie co byśmy nie robili w życiu, to jest właśnie to.
Bardzo często się jakby tak poddajemy, bo coś tam nam nie wyszło,
właśnie przegrane, nie wyjście czegoś.
To są fajne rzeczy, bo one nam coś pokazują.
One nas wzmacniają.
To one dają siłę, a nie same zwycięstwa.
I najważniejsze, żeby zwyciężyć właśnie z sobą w tym momencie.
Nie z przeciwnikiem, tylko z sobą.
To jest, gwarantuję Państwu, że jeżeli się zabierze człowiek w taką podróż,
to będzie niesamowita satysfakcja.
To jest coś niesamowitego.
70-letni facet dzisiaj poznał trzy rzeczy, które, no tak mnie to kręci,
ja pierniczę, że chciałbym Wam pokazać tu na scenie,
ale to nie najlepszy, nie najlepszy moment.
To jest po prostu coś niesamowitego.
Coś niesamowitego.
No i teraz dla kogo ja to robię?
No kurde, dla siebie.
I to jest fajne, że ja mam tą świadomość, że ja mogę to zrobić.
Ja to robię, już wiem, że ja to robię.
Jutro jestem znowu o godzinie 15 na tym, 15 czy tam 13?
15, już wiecie, gdzie spotkać jutro.
Jutro będzie więcej Animal Flow niż takiego różnego.
I to jest takie fajne, kiedy my robimy siebie
i mamy coraz więcej satysfakcji i możliwości, bo to zawsze jest.
Ja ciągle opowiadam, no bo ja chciałabym albo chciałbym to zrobić.
Halo?
To w takim razie, kto jest na sali, nie podnoście ręk,
to jest, co chciałby zrobić.
Przez te drzwi nie wejdzie to.
To po prostu trzeba tyłeczek do góry i trzeba pójść w tą podróż.
Po prostu, tak normalnie na świecie.
Ale łatwe, nie?
Facet gada o takich rzeczach.
Jak tu się zabrać?
A normalnie, dupę do góry i pójść i robić.
Jak przyjdzie to gdzieś do głowy, to po prostu pójść w tym kierunku.
To trzeba zmieniać.
Panow, słuchajcie.
Zawsze marzyłem o butach sportowych, jak nie miałem tych butów.
Teraz jestem ambasadorem takiej firmy Bruks, dostaję tych butów bardzo dużo.
Jak przychodzę do domu, to ściągam gdzieś tam po kątach, rzucam
i w pewnym momencie ty.
A dlaczego ty rzucasz tymi butami?
Opowiadam autentyczną historię.
Zrób coś.
No wiesz, że z nawyków się jakby składasz.
Przeszkadza ci to?
No tak, jakoś tak głupio.
Jeden but w tą stronę, drugi w tą.
I zacząłem się uczyć.
Przychodzę, rozwiązuję buty, kładę na miejscu.
Przyszedłem, ściągnąłem po staremu.
Nie, nie, chłopie.
Dupę do góry, idziesz, wkładasz, zawiązujesz.
Dzisiaj już nie mam problemu z tym.
Trochę to trwało, ten podróż, żeby zmienić ten nawyk.
To tak przy okazji wam pokazuję, jak Jurek próbuje
i ważne jest to, żebyśmy spróbowali.
Chcieli to zmienić, jeżeli nam to rzeczywiście przeszkadza.
I wiecie, co to jest najważniejsze w tym wszystkim?
Nie to, tylko uczciwość w stosunku do siebie.
To jest ta siła.
A co jeśli pojawiają się ograniczenia?
Z jednej strony to jest kwestia podniesienia tej dupy z kanapy
i wzięcia się trochę za tę zmianę, za zmianę nawyków.
Ale są sytuacje, w których te ograniczenia są niekwestionowalne.
Na przykład ograniczenia ciała, wieku.
Myślę, że sam gdzieś je odczuwasz.
I co wtedy, jeżeli te ograniczenia nie pozwalają nam do końca
iść w taką stronę, w jaką byśmy chcieli
i tej zmiany podjąć w takim kształcie?
Nie ma takiej możliwości, żeby nie móc czegoś zrobić.
Niezależnie od tego, jak wyglądamy, jakie mamy zmagania,
kim jesteśmy.
Zawsze można na siebie coś znaleźć.
Ale trzeba spróbować wejść w to.
To nie jest tak, że my myślimy, mówimy o tym.
To samo jeszcze raz przez te drzwi nie wejdzie.
Owszem, mamy różne ograniczenia.
Powiem o sobie.
Kiedy dziesięć lat temu powiedzieli mi,
że ja już nigdy w życiu nic nie będę robił,
ponieważ zapisałem się na tough guy,
jeden z najtrudniejszych biegów świata w Anglii,
i jako ten, który zna się na tym wszystkim, jako trener,
wychodziłem na bieganie, żeby się przygotować.
I coś było ze mną nie tak.
Zadusiło mnie.
Ja się po prostu bałem przyznać, że mam problem.
Czułem, że mam problem z sercem.
Ale nie chciałem.
Patrzyłem na ten swój pulsometr 214-215.
Mówię, nie, on tam źle chodzi.
To nie o to chodzi.
Aż w końcu zabrałem się do poradni medycyny sportowej w Warszawie
i tam wyrok zapadł.
Odpadłem po czterech minutach i tam paru sekundach na teście,
gdzie podłączali mnie.
Te ekrany pokazują, co jest, co.
Cztery minuty z kawałkiem wytrzymałem.
Wszedłem tylko na drugi prog wytrzymowości,
na tego testu i odpadłem.
I lekarz mi mówi tak.
Jurek, ty masz trzepotanie serca, migotanie serca,
jesarytmia.
Ty już nigdy nie będziesz trenował tak, jak trenowałeś.
I tak dalej, i tak dalej.
Jak mi się ciepło zrobiło,
to mu popatrzyłem prosto w twarz i mówię tak.
Ty, to daj mi receptę, co ja mogę.
A on tak popatrzył na mnie bardzo głęboko, ponieważ mnie znał.
Mówi, Jurek, rób wszystko, co do tej pory, tylko rób slow.
No i robię wszystko, może nawet więcej, ale slow.
Już się nie ścigam z sobą.
Po prostu robię, staram się robić.
Długo to trwało, kiedy wychodziłem.
Najpierw zacząłem więc szukać metody na siebie.
Co ja mogę robić, bo nie mogę biegać na przykład kilometrów po trzy minuty,
tylko wychodzę, slow jogging 10 minut.
Panie Jurku, co się dzieje?
Tam mnie dublują na tym stadionie.
Myślę, cholera, jak mi się przypierdzielił kogoś.
No ale, no co?
Idę i patrzę.
I mówię, nie, muszę o innej godzinie przyjść.
Długo czekałem, aż to się wszystko zaczęło zmieniać w mojej głowie.
Więc potem total immersion.
Pływanie bez ćwiczeń głowy.
Pływałem po 5-10 kilometrów na jednym treningu.
A tu facet mówi bez zmęczenia, głębokie pływanie.
O czym on gada?
Wszedłem w tą podróż, która trwa do dzisiaj.
10 lat temu nagrałem się, później jeszcze parę lat,
później Terry Lackfield, który pokazał tą metodę i zacząłem ją studiować.
On płynie, on już nie żyje, ten trener.
I ja, na filmie jest zrobione i wtedy sobie obiecałem,
że jak 70 lat będę miał, to będę pływał tak jak on.
Już dużo mi nie brakuje.
W grudniu kończę 70 lat i się nagram.
3 lata temu Animal Flow.
Gdzieś ja, co on, się wykręcałem.
Takie rzeczy, ja, były gimnastyk, trochę akrobatyk.
Strasznie mnie to pociągnęło.
Pojechałem na warsztaty, łękotka mi poszła
i 2 dni siedziałem po 8 godzin i płakałem z nerwów,
że nic nie mogę zrobić.
Ale poszedłem dalej w tą podróż.
Coś tam robiłem to, co mogłem.
I tak kończąc, odpowiadając na to pytanie,
dzisiaj mam jakieś tam prostaty inne, nie będę tego opowiadał.
W niedzielę idę, mówię, halo, mój kardiolog mówi,
Karol, słuchaj, mam taką maszynę do sprawdzenia na kanale.
Nazywa się Jerzy Górski, sprawdzisz go?
W niedzielę o 16 idę na badania.
Robię sobie co 3-4 miesiące badania.
Czasami, żebym nie przedobrzył, zobaczył, w którym miejscu jestem.
Kontroluję to, ale cały czas jakby ulepszam się
w sensie takim organizacyjnym.
Czuję bardziej swój umysł.
Czuję kontakt mam z swoim ciałem.
To Animal Flow mi dało.
I to jest takie fajne, bo ja idę cały czas tą drogą
i coraz lepszy jestem w tych różnych ćwiczeniach.
Chyba bardziej jestem mobilny.
Dzisiaj powiedziałem temu chłopakowisku z Krakowa,
temu, który prowadził zajęcia przez moment.
Mówię, wiesz co, ja w wieku 70 lat bardziej jestem mobilny,
niż jak byłem zawodnikiem kiedyś.
Ja tam ćwiczyłem jedną część.
Albo pływałem, albo biegałem, albo jeździłem.
A tutaj robi się wszystko.
I kiedy przychodzę do lekarzy swoich…
Przepraszam, muszę zacytować to.
Wiem, że jestem w takim miejscu…
Dzieci są?
To może inaczej to powiem.
Przychodzę do moich lekarzy.
Cześć Jurek, cześć.
Jak się czujesz?
Zajebiście.
Patrzą mi w oczy.
Jak ty się naprawdę czujesz?
Kurwa, wszystko mnie boli.
No wiesz, a bierzesz lekarstwa?
No biorę to, co mi przepisaliście.
A coś jeszcze?
Tak.
O czwartej się budzę i o piątej ćwiczę.
I mniej mnie boli.
Dla mnie…
Zanim oddam państwu za chwilkę głos i możliwość zadania pytania,
to myślę sobie, że w tym jest dużo o takiej samoświadomości.
Samoświadomości tego, co w ciele i co tu.
Więc jak pracować nad tą świadomością siebie?
Ja powtórzę to, co powiedziałem.
Jest taki świetny film na YouTubie.
Polecam go.
Jak ruchem ulepszamy umysł?
Z punktu widzenia naukowego pani doktor opowiada
i wiele osób pokazuje to, co ono przeszło.
Jakieś swoje świadectwo.
Ja już to wspomniałem, proszę państwa.
Kiedy ruch w moim życiu jest…
Nie mówię o innych aspektach życia.
Bo to tam dzisiaj piękne słowa,
że jest co najmniej cztery filary, tak to rozumiem, albo pięć.
Czyli jak na krześle siedzimy i wszystkie nogi mamy mocne,
to jesteśmy stabilni.
Ale w życiu nie zawsze tak jest,
że te cztery nogi są bardzo mocne.
Po prostu ruch naprawdę, kontakt z własnym ciałem,
nie na zasadzie mistrzostwa,
cel, bo ja muszę zostać najlepszym zawodnikiem na świecie w czymś.
Ruszać się to naprawdę ulepsza nasz umysł.
A wtedy te wszystkie hormony,
już teraz z punktu widzenia naukowego,
tak jak ta pani doktor mówiła,
ja mogę tylko powiedzieć, że jak ona to powiedziała,
to ja to potwierdzam,
że wyzwalają się różne hormony.
Słyszeliście jakieś dopaminie o tym,
o morfinie, o wszystkim, co jest w środku.
A więc ja mogę powiedzieć, że mi to pomaga.
Dlatego mnie mniej boli wtedy,
kiedy ja rano biorę i wieczorem trochę lekarstw,
bo jakieś rozrzedzenie krwi, jakieś inne bla, bla, bla.
Nie będę tego opowiadał.
Długo walczyłem, czy mogę brać, czy nie.
I jak mnie lekarz sprowadził i powiedział,
mówi, jak nie będziesz brał, to spieprzaj mi z gabinetu.
No i od paru lat mam spokój.
Nie mam migotania.
Oczywiście miałem jakieś tam ablacje, bla, bla, bla,
ale generalnie te lekarstwa mnie trzymają.
Ale ja sobie sam wypisałem to lekarstwo ruch.
Polecam wam ruch, obojętnie co byście nie chcieli zrobić.
To jest fajne.
Po pierwsze, to jest takie fajne spotkanie ze swoimi możliwościami.
Nie wiem, czy to będzie taniec, czy to będzie jazda rowerem,
czy to będzie gimnastyka, joga, cokolwiek.
To wtedy my mamy kontakt, bo my widzimy, jakie mamy możliwości.
To jest wszystko takie fajne, bo kiedy na przykład…
Kiedy się robi… Ja nie muszę robić tysiąc brzuszków.
Wszystko jest bardzo mocno napięte.
Można to robić też na dwóch kończynach,
a więc kiedy ja to robię, to ja mam kontakt z własnym ciałem.
To ja wiem, co się dzieje z moim ciałem.
To ja wiem, czy mogę, czy nie.
Nie mogę. Pierwszy raz gdzieś mnie przewracało gdzieś.
Nie mogłem tego zrobić.
Ale kurczę, poczułem siebie i zacząłem to robić.
Ja nie mam teraz z tym problemu.
Spróbujcie sobie to zrobić.
Albo jutro przyjdźcie na Animal Flow.
Nie wiem, czy tutaj jest ten kolega, który będzie jutro to prowadził.
A więc kiedy się spotka człowiek ze swoimi możliwościami
i poczuje gdzieś emocje, bo muszą być emocje.
Jak nie ma emocji, to po prostu nic się nie dzieje.
Kiedy wywoła się emocje w tym, co chcemy robić,
albo spotykamy się w jakiejś sytuacji, coś nas inspiruje,
to spróbujmy zrobić to.
To wtedy będziemy mieli odpowiedź.
To jest to właśnie spotkanie z samym sobą.
Może was to porwie.
Może was to porwało, to co?
Lifelong learning.
Cztery lata temu przeczytałem w komputerze gdzieś tam informację.
Co to jest?
Ja tak żyję.
Co oni mówią?
Studia.
Wyższa szkoła sportowa.
Halo.
Tak i tak się nazywam.
Mogę przyjechać na rozmowę.
Przywiozłem wszystkie swoje jakieś rzeczy.
Panie Jureku, ale my pana znamy.
Ja mówię, ale ja chciałbym się tutaj uczyć.
Wie pan co, nie do końca wszystkie pan wymogi spełnia.
Wiem, ale czy mogę?
Ubiliśmy targ i przez trzy lata chodziłem, uczyłem się.
Po co ja to zrobiłem?
Skończyłem niedawno.
Oficjalnie jak gdybym był tam na liście, to bym skończył.
Miałem takie poczucie, że byłem ambasadorem tej wyższej szkoły sportowej,
bo ja tego chciałem bardzo.
Moje ego też się tam zapukało.
Bo wiecie państwo, możecie się nie zgodzić z tym,
ale jeśli prawdę powiecie przed lustrem,
myśmy dzisiaj ćwiczyli ręką nad twarzą drugiej osoby,
tak jakbyśmy w lustrze byli, coś tam robili i tak dalej,
takie ćwiczenia, to stajmy przed lustrem.
Powiedzmy, ty po co ty to robisz?
Dla siebie, bo wszystko się robi dla siebie.
Można się dzielić, ale ja tak odbieram świat.
Można się nie zgodzić ze mną, ale tak to leci, tak to czuję.
A mogę się podzielić z kimś innym.
To jest cholernie proste, bo mam jakieś możliwości.
Coś umiem, coś mogę i to jest takie fajne.
Mówisz, że robisz to dla siebie,
ale czy to znaczy, że wszystkie te działania
skierowane do młodych ludzi, krosstraceńców,
które dzisiaj wspominałeś,
czyli taki wyścig organizowany dla wielu uczestników,
którzy mogą biec w takiej formie, w jakiej chcą w tym wyścigu,
te wszystkie imprezy, aktywności, to, że jesteś tutaj dzisiaj z nami,
to robisz dla siebie?
Przede wszystkim wszystko, co robię, to dla siebie,
ale dzisiaj jestem tutaj i dzielę się z Państwem tym.
Nie jestem typowym egoistą, ale zrobiłem to dla siebie, nie dla Was.
To, co mam na plecach, słów reklamowy,
to jest to, co dokonałem w życiu.
To są logotypy tego, co ja zrobiłem.
Nie dla Was, dla siebie.
Ale dzisiaj mogę pokazać.
Każdy może mieć taką samą koszulkę,
tylko swoje logotypy.
Ja nie przyjechałem tutaj powiedzieć Wam, słuchajcie, tego nie róbcie,
żyjcie tak czy tak.
Macie wolność.
To Wy decydujecie, czy przyjdziecie jutro na Animal Flow,
czy dzisiaj pójdziecie, a może coś się stanie, a może coś zrobicie.
Nie wiem, co macie w głowach, jakie plany,
ale jeśli tu jesteście, to wiem, że czegoś szukacie.
Bo to jest miejsce, gdzie można spróbować coś znaleźć.
Odpowiedzcie sobie, po cholerę tu przyjechaliście.
To może szukając tych odpowiedzi,
to jest dobry czas na pytania do naszego gościa.
Nie ma tajemnic.
Tak właśnie, Jerzy też to samo powiedział mi przed rozmową.
Nie mam tajemnic, także śmiało.
Mamy tutaj z przodu mikrofon,
więc proszę o przez tradycyjne podniesienie ręki.
Tutaj mamy Pana w czwartym rzędzie, w środku.
Poprosimy o pomoc.
Tam widzę Pani jest.
Dobra, tam widzę Panią z tyłu.
To Pani następna, a Pan?
Ja może tak organizacyjnie.
Podchodźcie tutaj, dobra?
Zrobimy sobie kolejkę ludzi, nie będziemy tracili czasu
na przekazywanie mikrofonu i tej drogi.
Cześć, dzień dobry.
Łukasz Trzeźwiający, alkoholik.
Ja mam takie pytanie.
Kiedy wychodził Pan z ośrodka
i stanął Pan przed tym powrotem do takiego zwykłego, szarego życia,
to czy czuł Pan strach przed takimi najprostszymi rzeczami,
do których trzeba wrócić?
Jeśli tak, to jak Pan sobie z tym strachem poradził?
W ogóle nie czułem strachu,
ponieważ miałem dwie pary butów, zardzewiały rower
i wiedziałem, gdzie jadę i co chcę robić.
Kiedy dostałem taki…
Dlaczego?
Dlatego, że to wszystko, co przeszedłem,
ja próbowałem to powiedzieć.
Ja sobie tą zbroję zrobiłem po trzep.
Ja wiedziałem, co mnie czeka.
Tu, ja wiedziałem, po prostu.
Ja jechałem do konkretnego miejsca.
Ja wiedziałem, że chcę być triatlonistą.
Ja wiedziałem, po co jadę do Głogowa.
Po prostu ja miałem cel.
Dlatego, jeśli na leczeniu
obierze się coś, co nas prowadzi
poza tym modelem leczenia, które jest,
bo ono jest.
Ja dzisiaj, jak jestem gdzieś w monarze czy rozmawiam,
mówię, ile ty jesteś?
Miesiąc. Ktoś tam mówi trzy miesiące, dziewięć.
Ja mówię, słuchaj, no i co ty robisz tutaj?
No, jest pobudka, coś tam, coś tam.
No i leci do wieczora cały plan.
Okej. Jeszcze raz. Co ty tutaj robisz?
No i ten model organizacyjny mówimy inaczej.
A co ty robisz dla siebie?
To, że się wyjdzie i jestem abstynentem?
Tak nie działa.
Przynajmniej w mojej świadomości.
Ja byłem gotowy na to, co sobie postawiłem.
Ja wiedziałem, że ultra mam przede mną.
Ja wiedziałem, co ja chcę.
Trzecia klasa ogólniaka i tak dalej.
Ja zszedłem w tą podróż.
Ja byłem tak gotowy.
Szukałem odpowiedzi na to, na co byłem gotowy.
I to było fajne.
To było fajne, bo to mnie zabezpieczyło.
To nie tylko glejt, że halo, ja zaliczyłem.
Tak to działa w moim przypadku.
Mogę? Okej, to ja mam takie pytanie.
Przepraszam, bo nie widzę.
Tutaj.
Okej.
Czy to twoje wyjście z nałogu
to na przykład nie dotyczyło trochę
potrzeby ekstremalnych doznań
i potem przełączyłeś się na ekstremalne doznania?
Tylko może zdrowsze?
I czy to na przykład można podpiąć pod ADHD?
Kiedy jesteśmy niezdiagnozowani
to robimy dużo różnych głupich rzeczy,
które nam szkodzą,
a kiedy właśnie zdiagnozujemy się,
zaczynamy się poznawać,
uczymy się swojej instrukcji obsługi
i okazuje się, że możemy mieć te same
hormony szczęścia ekstremalne,
jakieś przeżycia.
Rozumiem.
Tak, już odpowiadam.
Czy rozumiesz o tym?
Rozumiem, bardzo dokładnie rozumiem.
Odpowiem w ten sposób.
Czy to jest ADHD?
Niedawno z moją córką rozmawiałem na ten temat
i ona mówi, tata, zrób sobie test.
Ja mówię, Hanka, i co ty chcesz,
żebym ja się teraz zmienił w wieku 70 lat?
To jest jakby część odpowiedzi.
Druga.
Przecież ja dalej grzeję.
Grzeję w ten sposób,
że to co powiedziałem,
ja wyzwalam w sobie hormony,
zwał jak zwał,
szczęścia, cokolwiek.
Zapraszam do tego filmu,
jak ruchem zmieniamy umysł.
To jest dokładnie to samo.
Tylko ja nie wstaję,
nie ważę 49 kilo,
nie mam fajki.
Jak rzuciłem palenie,
mówiłem o tej pani doktor.
Kilkadziesiąt lat później się spotkaliśmy.
Patrzę na nią.
Czas oczywiście zmienił trochę.
Obliczę moje i jej.
I tak rozmawiamy.
Ja mówię do niej,
Ewa, wiesz co?
Nic się nie zmieniło.
Dalej jesteś piękna.
Piękne masz oczy.
Tylko jedna jest różnica.
Ty palisz, a ja nie palę.
Czy to jest ADHD?
Nie wiem.
Ja jestem, ja mówię,
że ja jestem triatlonistą.
Czyli upływam, jeżdżę na rowerze i biegam.
Ciągle jakieś trzy rzeczy
co minimum rozwiązuję.
I to wyzwolenie tego,
czy ja przekroczyłem granicę?
Tak.
Bo miałem taką cholerną potrzebę.
Ja to zamieniłem, to co mówiłem wcześniej.
Tamto życie na nowe.
Ale musiałem to przejść.
Ale dzisiaj jestem w innym miejscu.
Przeszedłem to co przeszedłem.
I jeśli to ma być ekstremalne,
jakkolwiek odbierane,
to ja chcę to grzalać.
Tylko zadałam to pytanie
nie ze względu na ciebie,
tylko ze względu na młodych ludzi,
którzy czasem gubią się.
Właśnie poszukują tych doznań.
Potrzebują tak grzać.
A jeszcze nie odkryli,
że mogą grzać właśnie w inny sposób.
Bardzo duża rola jest na początku.
No tutaj nie chciałbym udowadniać
tego wszystkiego rodziców.
To my, kiedy się rozwijamy.
Kiedy ja w jednym pokoju
byłem z moimi rodzicami,
bo takie miałem warunki od dziecka.
Ja przeżywałem wszystko,
co się tam działo.
I inne rzeczy nie będę opowiadał tego wszystkiego.
Jeżeli teraz tak sobie myślę,
jak widzę nieraz rodziców,
jak szaleni sami nic nie robią,
a swoje dziecko chcą zaadoptować do wszystkiego,
co oni myślą, że jest najlepsze.
Ja wtedy odpowiadam halo.
Nie wierz w to, że ty czegoś nie możesz.
Z młodymi ludźmi jak rozmawiam,
to w ten sposób mówię.
Jak ci ktoś coś wciska,
ale to nie trzeba być młodym.
A więc jeżeli państwu ktoś coś wciska,
że nie możecie,
bo macie w głowie,
bo ktoś wam mówił,
to popatrzcie na tą osobę.
A kim ta osoba, kurde, jest?
Co ona znaczy?
Co ona zrobiła?
Aha, jak coś zrobiła,
to warto pogadać.
Bo najczęściej mówi,
że to, tamto i tak dalej,
tak jest najlepiej,
a nic nie ma.
To jest cholernie trudny temat.
Bo wielokrotnie młodzi ludzie,
ja tak odbieram,
oglądając, trzymając kontakt z młodymi ludźmi,
bo ja cały czas robię różne animacje.
Mamo, tato, chcę być zdrowy, ćwicz ze mną.
Czy do opiekunów to jest,
czy do rodziców.
Ja fantastycznie się z młodymi czuję.
To, że mam tyle lat,
to ja w ogóle nie czuję,
że tyle mam lat.
To jest po pierwsze,
ja rozumiem tych młodych ludzi,
ale to nie działa,
bo to trzeba jakby…
Jak to zrobić?
Młody człowiek odpowiada.
Ja to znam, ja to wiem.
Chwileczkę.
A coś robisz?
No nie, ale ja to wiem, jak to zrobić.
Spróbować.
Pokazać, że ta podróż
wymaga trochę cierpliwości.
Spróbować gdzieś wpłynąć na to,
zainspirować.
Ale to…
To jest rola na początku rodziców.
Młodzież jest fantastyczna.
Fantastyczna.
Tylko pytanie, co myśmy zrobili dla nich?
Kiedy ja z nimi rozmawiam,
nie, bo młodzi to komórka, komputer, halo.
Ale to jest normalne narzędzie pracy teraz.
To jest takie normalne.
Ale są też inne rzeczy.
Wzbudzić zainteresowanie.
Posłuchać młodych ludzi.
Posłuchać ich.
Może jakieś pragnienia.
Może coś.
I pomóc im.
Ja dzisiaj Jurka, jakbym spotkał,
jak miał 14 lat, robił fiflaki, salta.
Ty nie rób tego, tylko masz się uczyć.
Bo ja miałem być najlepszym mechanikiem świata.
Tak ojciec sobie wymarzył.
Masz nie ćwiczyć.
To ja bym wziął Jurka za rękę.
Chodź, pokaż mi te fiflaki.
Pokaż mi to wszystko, co się dzieje.
Co ty robisz?
Jestem z tobą.
To tak przy okazji.
Mówię o tym takim aspekcie innym.
Ja też nie mam recepty na to.
Po prostu takie mam przekonanie wewnętrzne.
Ja dzisiaj jestem po to dla mojej córki,
żeby jej pomóc w jej realizacji
i jej celów i marzeń, jeżeli są bezpieczne.
Tak rozumiem ten świat i filozofię życia.
Ja chcę z nią być.
Ja chcę ją zrozumieć.
A nie, że masz to robić, bo co?
Masz to robić, bo jestem twoim ojcem
i to musi tak być zrobione.
Halo, chłopie, a dlaczego ma tak to robić?
Bo tobie się tak wydaje?
A gdzie jest wolność tej osoby?
Po prostu tak to rozumiem.
No i najfajniejsze jest, kiedy przyjadę,
ona nie je mięsa i hamburgera.
Mówi, tata, ci smakowało?
Ja jem mięso.
To dzisiaj rozmawialiśmy o tym.
Ja mówię, super.
Ale tak naprawdę.
No ale powiedz prawdę.
Okej, tobie smakowało?
Tak, to mi też smakowało.
No co, będę się wywieszczał,
że akurat może bym zjadł coś innego.
Ale najfajniejsze było to, że ja z nią byłem.
Że ja to przeżyłem.
Nie wiem, czy po prostu odpowiedziałem
może tak trochę na okrągło,
ale to jest nasza rola starszych osób,
żeby zainspirować, pokazać coś.
Wyruszać, sprowokować, zasugerować, pomóc.
Okej, poprosimy.
Kolejne pytanie tu widzę.
To już chyba będzie koniec,
bo tam jakaś jest sytuacja teraz tutaj, tak?
Jeszcze spokojnie.
Mamy jeszcze trochę czasu,
więc spokojnie.
Pan ma pytanie.
Jeżeli ktoś jeszcze,
to zapraszam tutaj do przodu po mikrofon.
Proszę bardzo.
Przepraszam, mogę zobaczyć?
Tak jak mówiłem, ta lampa świeci.
Taki mały nie jest.
Panie Jerzy, nazywam się Maciek.
Z dużym zainteresowaniem wysłucham tego,
co pan ma do powiedzenia,
zwłaszcza, że bardzo mnie,
myślę, że zainspirowała mnie pańska historia.
Dużo pan tutaj mówi o takim pozytywnym egoizmie,
żeby się stale rozwijać,
iść do przodu.
I muszę przyznać, że jest w tym prawda,
ale jest to tylko moim zdaniem część prawdy.
Dlatego, bo bardzo łatwo zafiksować się
na punkcie samorozwoju.
W tamtym roku oglądałem pewien program o człowieku,
który bez aparatury zanurkował.
Na głębokość przeszło 100 metrów.
I on też miał swoją pasję,
on też wielu ludzi inspirował.
Ale z czasem po prostu nie mógł się pogodzić z tym,
że nie może iść dalej.
I pomimo, że miał własną rezydencję,
może nawet kilka rezydencji,
to w końcu popełnił chyba w wieku 70,
70 paru lat samobójstwo.
No niestety.
I stąd właśnie chciałbym tutaj uczulić na taką kwestię.
Bo jeden, powiedzmy, człowiek zderzy się
ze swoimi ograniczeniami i powie,
okej, nie jestem już w tym dobry,
to będę dobry w czymś innym.
Inny się zderzy i powie,
kurde, już nie jestem taki dobry, jak byłem,
nie ma dla mnie nic.
Moim zdaniem takim zaworem bezpieczeństwa
byłoby przekonanie,
że to, co robię, robię nie tylko dla siebie,
ale też dla innych.
I jeżeli na przykład coś sobie zrobię,
albo to coś sobie zrobię,
albo na przykład właśnie zanurzę się już
do reszty w tym egoizmie,
to będzie miało też wpływ na innych.
Że jestem odpowiedzialny za siebie,
a jestem też odpowiedzialny za innych,
za ludzi, z którymi tworzę wspólnotę.
Tak właśnie, bo sensem naszego rozwoju
to nie jest tylko to, żeby robić coś dla siebie,
a inni przy okazji się inspirowali.
Tak równie ważną kwestią jest to,
żeby budować przez to z innymi ludźmi wspólnotę.
I wtedy, jeżeli będziemy o tym pamiętać,
to powinno być naprawdę dobrze.
Tak, ma pan rację,
bo ten egoizm, o którym ja mówiłem,
to wynika z tego, że ja chciałem po prostu
i chcę tych doznań,
bo to mi daje jakby światło na moje życie.
Ja tu nie będę przytaczał,
w jakiej społeczności jestem w hospicjum,
w jakiej społeczności jestem w więzieniu.
Myślę, że to nie o to chodzi.
Ja mam tą świadomość.
Jestem w innym momencie życia.
Jeżeli daję komuś wolność,
bo ktoś biega w kółko, w klatce
i to jest jego wolność,
bo on to zadecydował, nie psycholodzy,
czyli nie tylko z jego to wnętrza wychodzi
i daje mu to poczucie,
czy jeżeli dla hospicjum
załatwiałem setki tysięcy czy inne rzeczy,
bo miałem taką możliwość,
mogłem jakby dać siebie i swoje możliwości
i jestem w tej społeczności.
Nie jestem przy łóżku,
ale jestem w tej społeczności,
czyli nie jestem jakby wolontariuszem przy łóżku.
Moje przyjaciele są
i wiele jeszcze innych przykładów.
To tak, można się zatracić.
To jest prawda to, co pan mówi.
Ja nie jestem w takim momencie życia.
To jest też moja jakby obrona przed tym.
Bo ja się dzielę swoimi możliwościami.
Ja to chcę, bo ja mam takie poczucie wewnętrzne.
Dlaczego ja to robię?
Bo ja chcę to zrobić.
Dlaczego?
Bo mam taką możliwość.
Ja nie będę teraz wypisywał wszystkiego.
Ja wiem, co ja zrobiłem.
Wiem, w którym miejscu jestem.
I dalej robię to, co robiłem.
Bo to była moja decyzja.
To jest właśnie ta…
Ja tak rozumiem, że to jest ta moja wolność.
Ona wynika z mojej tutaj wewnętrznej potrzeby.
Może nie wiem, jak to zostało odebrane.
Ja to nazwałem, bo to jest trochę takie egoistyczne,
bo ja to robię dla siebie.
Ale gdybyśmy naprawdę spróbowali się przyjrzeć
w tym lustrze takim o sobie,
to nasze potrzeby nami kierują.
Tak naprawdę.
Cokolwiek byśmy nie robili, ja tak rozumiem,
to nasza jest potrzeba albo brak czegoś
i to nam wyzwala w nas takie emocje,
że chcemy tam wejść, bo my się zaczynamy dobrze czuć w tym.
My chcemy to dotknąć, doświadczyć.
Tak to rozumiem po prostu.
Także dziękuję za te informacje,
ale jestem w innym miejscu.
Jeśli chodzi o mnie.
Mówię teraz o moim stanie, o tym momencie mojego życia.
A jeszcze raz powiem, to mnie napędza do życia.
To jest mój narkotyk życia.
Tak to rozumiem.
Jeżeli ktoś przeszedł taką drogę.
Ja teraz mówię o sobie.
Ja się zabezpieczyłem.
To ja mam tą inną zbroję.
Jak popuszczę, to prawdopodobnie nie przetrzymam tego.
Nie wiem, nie myślę o tym.
Ja wiem, co ja chcę robić.
Proszę, tutaj mam takie pytanie.
Tutaj pierwszy rząd.
Jak pan postrzega Boga?
I jaki widzi pan wpływ Boga na swoje po prostu niezwykłe życie?
To jest mój kumpel.
On mnie cały czas trzyma.
Ja mało mówię o tym, ale…
No kurde, ja tyle razy już miałem nie żyć.
Jadę samochodem, nagle skania.
Taki obraz wciska się w cały samochód.
Wszystko jest załatwione, tylko ja zostaję.
Albo jeszcze jakaś inna rzecz.
No kto mnie prowadzi?
Ale ja nie mam takiej potrzeby latania gdzieś,
udowadniania, pokazywania.
Jak mnie coś boli, to mówię, słuchaj, kurcze, pieczone.
Albo jadę do mamy na grup,
siadam i sobie rozmawiam z mamą
i patrzę i sobie rozmawiam z moim kumplem.
Tyle.
Wiem, kto mnie trzyma za kark.
Ja jestem tu.
Tutaj z boku, z prawej.
Tu z boku, widać mnie? Super.
Tu.
Jestem, jestem, widzę.
Ja bym chciała takie zadać pytanie,
bo jedno to jest perspektywa osoby uzależnionej,
a drugie to jest perspektywa tych osób,
dla których osoby uzależnione są tymi osobami bliskimi.
I czy ma pan na przykład radę dla tych osób,
jak być przy osobach, które są uzależnione?
Bo wiem też ze swojego doświadczenia,
że czasami się nie da po prostu przy nich być.
I czy ma pan jakieś rady albo coś takiego?
Powiem w ten sposób.
Nie pomagać po swojemu,
tylko odesłać do specjalistów i powiedzieć,
kochasz mnie?
No, kochasz się? Tak.
Spierdzielaj na leczenie.
Zawłatwiaj tam te sprawy.
Nie próbować być lekarzem.
Po prostu, tak normalnie.
Jeżeli jest to prawda i rzeczywiście on kocha,
to może być to sygnał,
że spróbuje coś zrobić z tym.
To nie jest lekarstwo, że na pewno to zrobi.
Ale osoby uzależnione,
czym więcej będą miały problemów,
typu tak jak ja.
Milicja mnie goniła.
Chcieli mnie zabić.
Różne inne rzeczy.
Ciągle mnie zamykali.
Ciągle gdzieś walczyłem z kimś, z czymś.
Coś. To towar musiałem mieć.
I takiego miałem anioła,
który mnie łapał ciągle na 48 godzin.
Mówił tak.
Chłopie, jak pójdziesz się leczyć,
to ja cię nie będę ganiał.
Ewa, piękne oczy.
Mówiła, przyjedź za tydzień.
To rosło we mnie.
I być może, że taka postawa,
bo gdzieś, jeśli się ma problemy
w trakcie tego brania,
różny wymiar może być tych problemów,
to jest prawdopodobieństwo,
że to może pomóc.
Bo ten człowiek zaczyna mieć coraz ciężej.
Ciągle coś chcą od niego.
Ma jakieś problemy.
Gdzieś jest targany tym wszystkim,
tą całą historią.
I być może, że to jest ten moment.
Kochasz mnie?
Idź na leczenie.
Jestem z tobą.
Ale idź na leczenie.
W tym momencie do widzenia.
Pójdziesz na leczenie.
Z powrotem będę z tobą.
Być może, że takiej postawy trzeba.
Bo co możemy powiedzieć?
Pogłaskać po głowie?
Nie, bierz, bierz.
Bierz to.
Po co to bierzesz?
Ktoś popatrzy.
Ty spływaj.
Ja i tak wychodzę za drzwi, i tak będę brał.
Trzeba nieraz uderzyć mocno.
To też nie jest recepta.
Ja tylko sobie tak myślę,
że to może pomóc.
Bo rozumiem, że miałaś doświadczenie.
W sensie jakby ja też,
wydaje mi się, że też trudno się żyje
z takimi wyrzutami sumienia,
kiedy komuś się powie,
jeżeli nie pójdziesz, jeżeli nie odstawisz,
jeżeli nie zaczniesz się leczyć,
to załóżmy, że ta przyjaźń nie będzie istnieć.
To jest ciężkie, żeby sobie z tym poradzić.
Wiem to.
To jest bardzo trudne,
kiedy kogoś się kocha,
na przykład rodzice.
Kiedy do mnie,
moja mama mi mówiła,
wiesz co Jurek, weź wypij.
Po co bierzesz to?
Weź sobie wypij.
Kiedy ja już byłem na nowej drodze,
przyjeżdżałem do mamy
sześćdziesiąt parę kilometrów rowerem przyjeżdżałem,
zjadłem owiat, posiedziałem z nią.
A ciebie nogi nie bolą, tak?
Po prostu ludzie jak kochają,
to trochę inaczej odbierają.
Już trudno postawić sprawy jasno.
I teraz trzeba sobie odpowiedzieć,
czy głaskając za chwilę,
on może odejść
i narobi dużo rzeczy,
czy może tak zadziałać.
Ale najlepiej do specjalistów.
I ta osoba,
jeżeli sama nie poczuje trochę,
to cokolwiek byśmy nie robili,
to będzie ciężko,
żeby go jakby wzbudzić zainteresowanie,
żeby pójść.
Bo osoby, które biorą to dam radę.
Wiele osób,
ja mówię, a co ty bierzesz?
Ale ja sobie poradzę.
Co w białych rękawiczkach?
A nie, no bo mój syn, czy moja córka, coś tam.
Proszę sobie wygooglować Monarch,
czy jakieś inne ośrodki.
No ale nie, to będzie ciężko.
Ja mówię, to proszę założyć sobie białe rękawiczki
i dalej być w tej sytuacji.
Mówię, ja nie pomagam.
Są specjaliści.
Po prostu tak, mówię wprost,
tak jak to rozumiem i to czuję.
Dziękuję.
Cieszę się słuchajcie bardzo,
że też to pytanie padło,
że tutaj u nas na festiwalu
osobne pasmo poświęcone też
też trzeźwości.
Wiecie, że na festiwalu tutaj nie doświadczymy
żadnego rodzaju używek.
Jest z nami osoba,
która myślę, że świetnie opowie też o tej części
programu festiwalowego.
Dzień dobry.
Dziękuję ogromnie też za inspirujące
wypowiedzi i w ogóle historię.
Ja nazywam się Ewa Duda,
jestem terapeutką z Błękitnego Krzyża.
I w tym roku udało nam się zrobić coś takiego,
jak Soberpasmo.
Czyli dokładnie, pasmo od trzeźwości.
I jest piękną,
jakby nie rozpoczęciem,
bo wczoraj już rozpoczęliśmy,
ale jakby takim pięknym
zżądaniem losu.
Przepływem.
Przepływem, tak, że akurat ty dzisiaj
mówisz o swojej historii,
tak inspirującej, tak mocnej,
o mocnym przekazie.
Ale to jest wiele też osób,
które mają swoją historię od trzeźwości
i zapraszamy was serdecznie o 19,
czyli spokojnie po spotkaniu
można jeszcze wziąć,
wypić kawę albo kawę ze sobą,
do E13 na spotkanie,
które też się zaczyna od słów
wolność do czy wolność od.
Albo wolność od czy wolność do.
Także też nawiązujemy do tego
i jest mi bardzo bliskie,
co mówiłeś o wolności,
o tym skupianiu się na tym,
co jest wolnością,
a nie zniewoleniem
i takim osobistym wyborem.
Zapraszamy serdecznie.
To jest też wspaniały sposób,
żeby zobaczyć też właśnie ze strony bliskich,
lepiej poznać,
co przeżywa osoba
w trakcie czynnego nałogu, terapii,
a potem już trzeźwości,
która też ma swoje wyzwanie,
o czym mówiłeś.
Także ja bardzo dziękuję.
Przepraszam, że może za długo tutaj mówię,
ale.
Nic za długo.
Świetnie.
I zapraszamy ciebie.
Będzie nam ogromnie miło,
jeżeli dołączysz również.
Proszę powiedzieć godzinę?
Godzina 19, E13.
Dzisiaj?
Dzisiaj i jutro i pojutrze.
A powiedz też w kolejnych dniach,
gdzie was znaleźć.
Również E13,
czyli to jest miejsce strefy myśli.
Dzisiaj Krzysztof Gruszka z zespołu Hooligans.
Jutro Robert Gębalski,
również terapeuta obecnie.
Pojutrze Łukasz,
który też zadawał pierwsze pytanie
i który prowadzi bez kontroli podcast
również o trzeźwieniu.
Także myślę, że naprawdę jest z czego czerpać.
Wiem, że też jutro jest spotkanie w strefie zdrowia psychicznego
z Martą Markiewicz o 13 godzinie.
Naprawdę myślę, że to są inspirujące historie
na różnych poziomach
i to mnie cieszy, że jest na to przestrzeń na slocie.
Jakby nie było imprezie Sober.
Ja jeszcze chciałem dopowiedzieć.
Pan dzisiaj świetnie tutaj przyrównał parę rzeczy
do pana mówię.
W ogóle do wszystkich.
Zdałem sobie sprawę,
chyba kolejny raz,
ale w tej chwili dosyć mocno.
Ja potrzebowałem takich ekstremalnych rzeczy,
żeby nie wiem jak to nazwać,
żeby pokonać tamte ekstremalne rzeczy.
Po prostu to jest moja tarcza.
Tak to się dzieje,
jakkolwiek to jest odebrane.
To jest moja ochrona.
To jest moja taka fajna zbroja
i ja nie będę tego zmieniał,
jeśli mi to pomaga.
Jeśli coś poczuję,
że coś jest nie taka,
bo ktoś mną wstrząśnie
i powie mi ktoś,
kto mi powie argumenty,
pokaże proces,
to wtedy być może,
że zacznę się zastanawiać nad tym.
W tym momencie nie mam takiej wewnętrznej potrzeby.
Po prostu tak idę.
Takie mam doznania.
To jest też ochrona
i nie tylko nad moim uzależnieniem
sprzed kilkudziesięciu lat,
ale to jest jeszcze też przed tym.
Jestem biznesmenem,
od kilkudziesięciu lat prowadzę firmę.
Sam ją stworzyłem, sam się nauczyłem.
Prowadzę jakiś klub sportowy
kilkadziesiąt lat.
Ja ciągle jestem wśród ludzi.
Systemy chcę nam owładnąć mnie.
Nieraz z punktu widzenia ekonomii,
firmy, którą prowadzę,
dziesiątki ludzi momentami zatrudniam.
To jest trudne,
ale ja jestem uczciwy w stosunku do siebie.
I wtedy też mówię ludziom,
słuchajcie, jak mi się coś nie podoba,
pomóżcie mi.
Jesteśmy razem.
I najfajniejsze w tym wszystkim jest to,
że ja mam firmę od kilkudziesięciu lat
i ciągle mówię ludziom,
to jest wasza firma.
No jak to?
Ja mówię, bo wy dobrze pracujecie.
Po prostu róbcie to.
Trzeba to robić.
Gdzieś tam się umawiamy,
jest przepływ informacji i tak dalej.
Ale też są bardzo trudne chwile,
bardzo trudne momentami.
Bo takie jest życie.
To nie jest wszystko takie łatwe.
Może to wygląda z mojej wypowiedzi,
ale to nie są proste rzeczy.
I to wtedy, kiedy nie jest łatwe,
to mi daje,
to mi daje tą trochę taką,
no po prostu,
taką siłę.
Dlatego nie chcę tego zmieniać.
Bo nie mam potrzeby.
Bo to mi daje po prostu siłę.
To tak przepraszam, bo
tak słuchałem panią o tym o dziewiętnastej,
to spotkanie i tak sobie
cały czas analizuję te słowa, które pan przekazał.
Słuchajcie, to jest moment na ostatnie
z pytań. Czy ono się pojawiło?
Może?
Tutaj jest pytanie na środku.
Już leci mikrofon.
W pana przypadku
zdaje się, że sport był tą rzeczą,
która pomogła w metamorfozie.
Czy gdyby sport nie istniał,
czy byłby pan w stanie
na nowo jakby rozpocząć ten proces
i od czego by pan zaczął
tej metamorfozy?
Ja bym chyba nic nie zmieniał.
Po prostu jest tak, jak jest.
Znaczy ja miałem ten sport,
który został przerwany radykalnie.
Ja się nie uczyłem, bo chciałem
robić fiflaki po 3-4 godziny.
Prawie codziennie trenowałem
akrobatykę w szkole średniej.
Ale ja miałem najlepiej naprawiać
samochody i tak dalej.
Ojciec chciał dobrze, tylko myśmy się nie dogadali.
Ja byłem w innym miejscu.
Co innego
mnie pasjonowało?
Nie wiem, jaki byłbym
po 54 latach spotkałem kolegę,
który niedawno
w Legnicy miałem spotkanie
z młodzieżą i nagle przyjechał
ze Stanów Zjednoczonych facet.
Podchodzi do mnie, ja go w ogóle nie poznaję
i mówi o mnie.
Później się okazało,
że on dalej był w tej akrobatyce.
Ja go poznaję.
Przypominam sobie,
sprzed 10 ponad lat
był siedmokrotnym mistrzem Polski
w swojej akrobatyce.
Może bym był podobny jak on,
a może inaczej.
Przeszedłem to, co przeszedłem.
Właściwie, kiedy pokonałem
te 1700 metrów,
później następne kilometry
i inne rzeczy, kiedy nie umiejąc wpływać
postanowiłem pływać
to gdzieś to wybuchło we mnie.
Bo to było zamrożone.
Ten stan był zamrożony.
A więc kiedy zacząłem
rzucać w siebie tą zbroję
tego narkomana,
to naturalnie
ja dziś wiem,
że przez te 6 lat,
które mnie doprowadziły do zwycięstwa
w tym podwójnym Ironmanie,
to
dzisiaj gdyby mi do mnie
przyszedł jakiś zawodnik,
to ja bym go prowadził minimum
10 do 12 lat, żeby on to zrobił.
Ja przeskoczyłem pewne rzeczy.
Miałem cholerną taką
wewnętrzną potrzebę. Bardzo chciałem to zrobić.
Nie zastanawiając się,
czy ja wygram, czy nie.
Byłem dobrze przygotowany
i to zrobiłem.
A więc
wybuchło to we mnie,
czyli to jest dowód na to
i tak na koniec powiem,
dlaczego współpracuję
z więzieniem.
Kiedy oni biegają,
kiedy układ jest taki,
że wszyscy, którzy biegają,
to tak jakby byli moim zawodnikiem,
czyli mogą mieć ciuchy sportowe,
biegają sami, wychodzą niezależnie od pogody
i biegają w kółko,
to nie będę
operował teraz nazwiskami.
Moi dwaj koledzy tytułowani,
mistrzowie jacyś tam świata
i tak dalej, w różnych,
mówią, ty po co ty to robisz?
A ja mówię, słuchaj, no biegniemy
teraz. Jakby ktoś wyskoczył
i powiedział, czy może z nami
biec, pobiegł, no pewnie,
że no to wskakuj i biegnie.
Ja mówię, no właśnie, prawdopodobnie nie dostałbyś
w mordę, tylko byś pobiegł z tą osobą.
Czy pan Jurek?
Tak. Panie Jurku, pamięta pan
mnie? Zaczyna mi przybliżać.
Autentyczna rozmowa.
No tam trochę zaczynam
kojarzyć. Bieg ku wolności.
W Rawiczu biegałem. Stoję na
starcie, przede mną półmaraton.
Nareszcie będę prosto biegł.
Nie wiem, co dalej się dzieje z tą
osobą.
To tak troszeczkę na
około, tak?
Nie słyszę.
Nieraz?
Tak. Czyli dobrze rozumiem.
Jeżeli nie odnalazłby pan w sporcie
recepty na swoje uzależnienie,
to dalej by pan tkwił
w nim, czy inaczej?
Nie podnieciła
wolność to, co Marek Kotański powiedział.
To od Marka się zaczyna.
Rozumiem. Znaczy ja miałem
szczęście i mam, że spotykam
fajnych ludzi, fajne społeczności.
Ci ludzie
mi coś pokazali, mnie zainspirowali
do czegoś.
Dali mi dowód
na to. Facet mnie bierze,
najlepszy biegacz świata, do domu,
bo ja chciałem go poznać. On
mnie bierze do domu.
Siadamy do stołu, jemy.
On mi daje buty.
I kiedy on mi po kilkudziesięciu latach
mówi tak. Jak ty mnie
żebym ja poszedł z tobą na bieg.
Ty biegłeś po siedem minut na
kilometr, a ja biegam po
dwie minuty trzydzieści sekund.
Mówi chłopie, jak ja się z tobą męczyłem.
Po prostu
nie wiem jak to nazwać.
Trafiłem na fajnych ludzi
i trafiam na fajnych. Ja
czerpię od ludzi.
I to jest fajne.
Cały czas
słucham też ludzi, staram się słuchać.
No po prostu
też wyciągam z tego wnioski.
To nie jest tak, że ja wszystko najlepiej
wiem i tak dalej.
Tak nie jest.
Ale pani chciała coś,
tak? Bo ty jesteś, światło się
przyzwyczaiłem i trochę.
Tak, ja jestem Aneta, jestem z Legnicy.
O, moje miasto rodzinne.
Tak. Witam.
Ja tutaj chciałam tak trochę odpowiedzieć, nie wiem
czy dobrze. Myślę, że ktoś inny by
pewnie znalazł inną pasję, na przykład artystyczną.
A tutaj jest sport.
Ale pytanie chciałam
zadać inne. Jaką rolę
rodzice mieli w ogóle w całym procesie?
W tym
nawet, że
jakby stałeś osobą uzależnioną
i później
jakby opowiadałeś o tym,
że mama mówiła
no ale po co ci to,
że jedziesz na rowerze,
żebyś przestał?
Czy w tobie jest taka duża przekora
i to taki jest
twój motor napędowy, żeby
no tak mi powiedzieli, ale nie, a ja zrobię tak.
Jakby,
że to jest takim twoim motorem
napędowym, taka przekorność
i udowadnianie
sobie i innym, jakby
w dobrym tym słowaznaczeniu.
Że to jest jakiś taki
tutaj
sposób.
Kiedy
jeszcze raz powrócę, nie będę dokładnie tego
mówił. Kiedy się jest parę metrów
w przestrzeni
rodzice w jednym pokoju.
Kiedy wszystko kipi.
Różne rzeczy się dzieją.
Gdzie budzę się i słyszę różne rzeczy.
Boję się otworzyć
oczy, oddychać.
I tak dalej. Różne jeszcze inne rzeczy.
Ja nie zwalam na rodziców.
Oni mieli taką świadomość.
W tamtym momencie ich życia.
Oni pewnie
dzisiaj jako ojciec
pewnie chcieli dobrze.
Tylko oni mieli taką
świadomość, a nie inną.
I nie będę zwalać na nich.
Bardzo długo na ojca
zwalałem. Kiedy przyjechałem
z Sydney, byłem tam
sprawowawcą triathlonu w 2000
roku, poszedłem do ojca.
On nawet
nie wie.
Ojciec nie żyje.
Objąłem go
i po prostu przebaczyłem mu.
Wyrzuciłem z siebie
to przekonanie, że to jest
jego wina.
Chciałabym dalej teraz
to pytanie.
Jakby zawsze się nad tym
zastanawiałam, bo
ja też miałam jakieś takie trudności w dzieciństwie.
Czy nas to nie wzmacnia?
Czy prowadzi, że jesteśmy
ludźmi silnymi, którzy
dochodzą do bardzo wielkich rzeczy?
Jesteś niesamowitym człowiekiem.
I jakby też przez te trudy,
które przeszedłeś,
jest takie bogactwo.
I z roli matki teraz
zastanawiam się, czy
jakby tak głaszcząc nasze dzieci,
o czym też wspominałeś,
czy jakby, że mają takie lekkie
życie,
to, że
jakby
nie tworzymy mocnych ludzi. Gdzieś ktoś
tak powiedział, że ciężkie
czasy tworzą mocnych ludzi,
a lekkie czasy
takich nieudaczników.
Czy byś się z tym zgodził?
Co o tym myślisz?
Jeszcze raz przytoczę to, co
być może, że
ja też jakieś błędy robiłem
w swoim życiu, kiedy
próbowałem przekazywać swoje emocje
czy jakieś sugestie
mojej córce.
Niedługo będzie czas, chcę z nią
na ten temat porozmawiać.
Ale najważniejsze jest to,
dziś,
że ja chcę jej pomóc
tak, jak ja to umiem
i rozumiem. Ja nic nie wymagam.
Być może, że to
nie wiem, ktoś może pomyśleć,
może rozpieściłem córkę.
Ja nie będę
tego analizował.
Ja po prostu chcę jej pomóc na maksa.
To jest moje
zadanie.
Tak to
odbieram.
A tak, dlaczego
jest siła
wtedy, kiedy zdajemy sobie
sprawę, że jesteśmy słabi,
bo nas bili,
bo coś się działo, bo ktoś
nas akceptował, tam nas nie akceptowali.
Nie chcemy być w takiej sytuacji,
którą przeżyliśmy.
To nam może dać siłę.
Ja właśnie o tym mówię.
Kiedy ja rozumiem, czego coś,
bo ja nie chcę w tym być.
Dlaczego?
No bo nie chcę brać,
nie chcę pić.
Nie chcę być tak, jak
jak mi wmawiali.
Nie wiem, ja tego nie będę
rozcząsał w tej chwili.
Nie chcę być takim człowiekiem.
Jestem taki, jaki jestem.
Tak to leci.
W moim sercu i w moim umyśle.
Czy wszystko jest dobre?
Nie wiem. Pewnie jakby ktoś
mnie ocenił, to
ja chcę być dobrym człowiekiem.
Ja mam wrażenie, że
jestem dobry.
To, że się nieraz pokłócę,
wybuchnę, coś tam zrobię.
No taki jest we mnie,
ale ja nie mam złości do ludzi.
Nie jestem nastawiony,
że kogoś nienawidzę.
Cholernie dzielę się
tym, co mam.
Dla mnie to jest niesamowite, kiedy ja
mogę wyjąć coś
z mojej
możliwości i
komuś dać i cofnąć się
i widzieć, jaka jest radość
po drugiej stronie. I nie wiesz,
ja ci to zrobiłem. Nie.
Mam to poczucie.
Ja to czuję.
I to są
te elementy z tamtych starych czasów.
Nie wiem. To psycholodzy
niech się zastanawiają nad tym.
Ja nie będę tutaj rozprawiał
jakichś tam naukowych rzeczy.
Ja tak odbieram świat i tak przyjmuję ten świat.
Taki jestem.
Nie jestem idealny.
Szanowni Państwo,
taki jaki jest
Jerzy Górski. Dziękujemy bardzo
za to dzisiejsze spotkanie.
I myślę, że też
zachęcam do tego. Mam nadzieję,
że… Ale też w takim
zadbaniu o naszego gościa.
Myślę, że chętnie,
kiedy zobaczycie go jeszcze dzisiaj i jutro
na festiwalu,
to zadbajcie
o niego, przyjmijcie go po gospodarsku.
Jurku, bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę.
Czuj się
tutaj wspaniale. Korzystaj.
Dziękuję Ci.
Ja również dziękuję Państwu,
że chcieliście zostać do końca.
Jesteście tutaj i naprawdę
nie dajcie sobie wymówić czegoś, że nie możecie.
Spróbujcie coś zrobić
po prostu i tyle.
Jeśli macie tęsknotę gdzieś w sercu,
a bo to nie wypada,
bo to, bo tamto,
nie dam rady. To jest nieprawda.
Zawsze da się radę, tylko
trzeba spróbować. Raz, drugi.
Pierwszym razem może nie wyjść.
Drugim razem też może nie wyjść.
Trzecim razem już trochę będzie lepiej.
Tak myślę.
I każdy następny krok będzie lepiej.
I jak Was dotkną te emocje,
to tak o.
Tak poleci.
Z tym Państwa zostawiamy.
Dziękuję.
Polina Pol, Jerzy Górski, dziękujemy bardzo.
Również dziękuję.
Dziękuję serdecznie.