Jak uzdrowić zdegradowane ekosystemy? Grunt to gleba! Slot Art Festival 2024
Rolnictwo regeneratywne to podejście, które łączy zrównoważoną produkcję żywności z ochroną środowiska, edukacją i budowaniem społeczności. To nie tylko metoda uprawy, ale także sposób myślenia o glebie jako żywym organizmie, kluczowym dla przetrwania ludzkości. Dzięki regeneratywnym praktykom gleba nie tylko zyskuje na jakości, ale także pomaga w walce z kryzysem klimatycznym, magazynując węgiel i retencjonując wodę. Projekt FarmLab oraz inicjatywy takie jak kooperatywy żywnościowe pokazują, jak lokalne społeczności mogą wspierać tę transformację. Regeneratywne podejście pozwala na produkcję zdrowej żywności w harmonii z naturą, redukując chemizację i promując bioróżnorodność. To rozwiązanie, które przynosi korzyści zarówno konsumentom, jak i rolnikom, pozwalając im obniżać koszty i chronić zdrowie. Wspólnie możemy zmienić system żywnościowy na bardziej sprawiedliwy i zrównoważony.
Anna Danylczenko — fundatorka „Grunt od nowa” – organizacji działającej na rzecz regeneracji i ochrony gleb. Łączy biznes i naukę. Sprowadza rozwiązania naukowe do praktycznych zastosowań w rolnictwie. Zafascynowana przyrodą i jej mądrością. Absolwentka Universite de Montesquieu w Bordeaux na kierunku Nauk Politycznych oraz Marketingu Publicznego, absolwentka podyplomowego rolnictwa oraz MBA dla finansistów. Bezustannie poszerza wiedzę z zakresu rolnictwa regeneratywnego na kursach w Europie i USA. Członkini społeczności Kiss the ground z tytułem adwokata gleby.
Zuzanna Zielińska — rozpoczęła swoją podróż w dziedzinie zrównoważonego przedsiębiorczości, gdy jeszcze studiowała na uniwersytecie. Podczas studiów Global Nutrition and Health w Danii założyła start-up, który przetwarza odpady kawowe na produkty spożywcze. Jej pasja do gleby, ekosystemów i żywności zaprowadziła ją do Fresh Venture Studio w Rotterdamie, gdzie powstało HarvestCare. Zuzanna wykorzystuje myślenie systemowe, aby zintegrować modele żywienia jako lekarstwa do europejskich systemów ochrony zdrowia. To podejście ma na celu zwalczanie epidemii chorób przewlekłych oraz wspieranie przejścia do regeneracyjnego systemu żywnościowego.
Daniel Pacek — inicjator oraz dyrektor projektu FarmLab znajdującego się na Campusie Bemke. Absolwent wydziału pedagogiki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika zafascynowany alternatywnymi modelami edukacji. Chęć budowy lepszej przyszłości pchnęła go w fascynujący świat budownictwa naturalnego, z którego wyrwać mogła go tylko wielka miłość do ziemi. Od 9 lat prowadzi regeneratywne gospodarstwo Pacówka znajdujące się niedaleko Wadowic.
Transkrypcja
Witamy Was bardzo serdecznie, przede wszystkim na kolejnym spotkaniu z cyklu. Na tym spotkaniu razem z Anią opowiem Wam troszeczkę na temat rolnictwa regeneratywnego. Już wczoraj robiłem takie wprowadzenie i zapowiedź tego, o czym dzisiaj będziemy rozmawiali, tak że jest nam niezmiernie miło, że jest tutaj po raz drugi. Także ja oddaję głos Ani, która…
Ja powiem tak, ja jestem fundatorką Fundacji Grunt Od Nowa, która zajmuje się glebami. Daniel, Ty możesz powiedzieć słowo od siebie.
Tak, znaczy większość ludzi tutaj już było, a parę osób nie było, tak że ja powiem, że wczoraj była taka prezentacja na temat projektu, którym się zajmuję, który się nazywa FarmLab. Jest to projekt, który jest realizowany w Fundacji Bemke, Campus Bemke, zlokalizowanej pod Krakowem. Cały projekt zajmuje się głównie połączeniem upraw, regeneratywnych upraw żywności z edukacją szkolną i przedszkolną, ale też z edukacją dorosłych oraz z budowaniem społeczności. Także ja może pod koniec jeszcze ewentualnie troszeczkę dodam, jeżeli ktoś będzie zainteresowany, to będę troszeczkę opowiedzieć ewentualnie, ale troszeczkę też o swojej fundacji może opowiedzieć.
W głównej mierze zajmujemy się wsparciem rolników, czyli jakby wytłumaczeniem po co jest Zielona Transformacja i kontaktem z biznesem, żeby trochę więcej powiedzieć o tym, jak bardzo to jest potrzebne i jak jesteśmy w trudnym momencie ze względu na kompletny brak tego tematu w debacie społecznej. Dlatego trochę też z Danielem tutaj jesteśmy ze względu na to, że zależy nam bardzo, żeby ten temat glebowy, który jest dość kluczowy dla przetrwania człowieka, w Polsce też się pojawił jako istotny temat, bo wydaje nam się, że się na ten po prostu mało mówi.
Ja mam taką prośbę na sam początek, bo chciałabym, znaczy my to wystąpienie podzieliliśmy sobie na takie części. W pierwszej części chciałabym powiedzieć wam trochę o tym w ogóle, co to jest ten organizm gleba. Myślę, że mało kto z nas zdaje sobie sprawę, chyba że siedzi w takim środowisku. W drugiej części trochę o tym, jakie są zależności pomiędzy realizacją celów zrównoważonego rozwoju, a właśnie tym środowiskiem glebowym, co się łączy w rolnictwie regeneratywnym. Daniel opowie nam o praktyce. Trochę powiemy o tym, jak się w ogóle znaleźliśmy w takim punkcie, gdzie sytuacja nie jest zbyt optymistyczna i dlaczego tak trudno jest z tego punktu wyjść, bo myślę, że o tym też nie za wiele mówimy. Natomiast, jakby, naszym celem nie jest to, żebyśmy sobie mówili o tym, jak jest źle, tylko działamy po to, żeby, jakby zmieniać, bo wszystko jest tutaj możliwe do takiej, powiedziałabym, zmiany na, może nie tyle chciałabym powiedzieć na lepsze, co inaczej, co powrotu trochę do takiego systemu współpracy i produkcji żywności, który jest korzystny i dla środowiska i dla człowieka.
Oczy chciałabym, żebyśmy na chwilę zamknęli i sobie coś wyobrazili, więc ja będę patrzeć. Chciałabym, żebyście sobie wyobrazili przez chwilę, że jesteście w lesie, w którym rano właśnie spacerujecie, a nocą padał deszcz i żebyście sobie spróbowali przypomnieć, jaki to jest zapach. I powiem dwa słowa o tym zapachu. Jeżeli już to mamy, tak się zanurzyć po prostu w tym, jak to pachnie, taka przyroda po deszczu, najlepiej jak to jest lato, bo wtedy bardziej to czuć. I ten taki zapach – możemy otworzyć oczy – ten zapach to jest zapach, który jest wytwarzany przez bakterie, w szczególności przez jedną z nich, która się nazywa Mykobakteria Wakae i to jest taka bakteria, którą poetycko nazywaliśmy geosminą. Znaczy nie my, tylko generalnie nazywa się geosminą i to jest ten zapach przyrody, powiedzmy, w dużym uproszczeniu, bo nie wiem, kto jest na sali, kto jest tu globoznawcą albo kimś, kto się zajmuje tym tematem, więc będę na takim bardzo bazowym poziomie mówić po to, żebyśmy mogli, że tak powiem się odnaleźć w tym. I geosmina to jest taki nie tylko zapach, ponieważ z badań naukowych z ostatniego dziesięciolecia wykryliśmy, że ten zapach dokładnie, a tak naprawdę kontakt z tą bakterią powoduje, z szeregiem innych, o których w ogóle nic nie wiemy na dzień dzisiejszy, powoduje zmiany wyjątkowo korzystne w naszym mózgu.
Między innymi było to w badaniach dr. Mary O’Brian na Uniwersytecie Londyńskim, było wykazane, że przy terapiach nowotworowych, onkologicznych pacjenci wychodzili dużo szybciej, dochodzili do stanu po prostu takiego, powiedziałabym, może nie pełni zdrowia, ale znacznie szybciej przechodzili okres rekonwalescencji po ciężkich terapiach onkologicznych. Równocześnie ich zdolność do takiego ponownego wejścia w życie była dużo wyższa niż pacjentów, którzy nie byli poddawani tej terapii. Inicjalnie uważano, że po prostu ta terapia będzie onkologiczna lepiej działała, ale okazało się, że tak naprawdę ta bakteria wpływa na poziom serotoniny i norandrenaliny w naszym mózgu. I dlatego też ludzie, którzy pracują na przykład z ziemią, praca w ogródku, w lesie jak spacerujemy, my się po prostu lepiej czujemy, bo to jest fizjologiczna reakcja naszego ciała. Nie ma tam żadnej magii, ani czegoś co możemy sobie tam dopowiedzieć, tylko czysta fizjologia.
Drugie badania, które są nieco jeszcze młodsze, amerykańskie, Dorothy Matthews i Susan Jenks wskazują na to, że myszy, które w pokarmie dostawały wymaz tej bakterii, były ponad 60% sprawniejsze w rozwiązywaniu zagadek w labiryntach jak je wrzucano, od populacji, która nie dostała pożywienia z tą bakterią. Czyli jesteśmy, krótko mówiąc, mądrzejsi. Generalnie to wpływa na naszą koncentrację, na poziom zadowolenia, na umiejętność rozwiązywania trudnych zagadnień. Także tak to wygląda z punktu widzenia takiej prostej relacji i chciałabym zaciekawić Was tym, jak ta gleba nas może wpływać.
Generalnie gleba jest żywym organizmem, jest największym żywym organizmem na Ziemi. My w ogóle często tak nie myślimy, myślimy sobie 'coś tam pod naszymi stopami’. To wszystko tętni życiem. Na hektarze, czyli czymś co możemy łatwo ograniczyć sobie, czy spojrzeć i widzieć jako przestrzeń, mamy około 'słonia’ bakterii. O nich wiemy bardzo niewiele na ten moment, coraz więcej, bo mikroskopy, które pozwalają nam ogarnąć te bakterie, dostrzec inne mikroorganizmy, które tam żyją, współdziałają, ale to jest żywy organizm perfekcyjny, który działa jak takie najlepiej zorganizowane społeczeństwo. Jak moi znajomi mikrobiolodzy, z którymi współpracujemy, często mówią, to jest świat idealny, bakteria nigdy nie żyje dla siebie, tylko żyje dla społeczności. I to rzeczywiście tak wygląda, dopóki oczywiście nie napsujemy tam w różny sposób, kiedy będziemy interweniować na przykład na ziemiach uprawnych. I dla mnie to jest też takie ukryte piękno, bo jak spojrzycie sobie na ten obrazek, on tu może tak fascynująco nie wygląda, to wygląda jak rafa koralowa, a to są po prostu w powiększeniu właśnie różne mikroorganizmy, które są pożyteczne i działają w glebie.
Teraz jak ta gleba w ogóle działa, że rośliny rosną, że my mamy pożywienie, to jest tak zwana tajemnica wielkiej wymiany. Nie chodzi tu o to, że mamy sypać nawozy i chemizować, bo jak patrzymy na dziewicze lasy, czy w ogóle na lasy wokół nas i przestrzenie dzikie, nic tam nie dodajemy, a wszystko dość bujnie rośnie. Chodzi jednak o to, żebyśmy byli w stanie wytworzyć kalorie, bo dzisiejsze wystąpienie trochę ma powiedzieć o tym, jak zmieniać ten system żywienia. Nie jest konieczne, żebyśmy wchodzili w taką głęboką industrializację tego procesu. Wystarczy, że będziemy go kontrolować, w warunkach kontrolowanych, ale jednak wykorzystamy tą siłę przyrody, czyli tajemnicę wielkiej wymiany. I tu chodzi po prostu o mniej więcej zakres wiedzy z piątej klasy podstawówki, czyli o fotosyntezę. I to jest w ogóle takie niesamowite, że czasami jak się mówi o historii ludzkości, to można by powiedzieć, że to jest historia głupoty, dlatego że my jakby mając ogromne od lat 80-tych refleksje nad tym, jak się pozbyć po prostu gazów cieplarnianych, jak ograniczyć CO2, dopiero w ostatnim dziesięcioleciu przyspieszyliśmy z tym, że tak naprawdę pomóc może fotosynteza. Czyli jeżeli zmienimy system uprawy rolnej, która zajmuje gigantyczne połacie i od której zależymy, to nie dość, że dostarczymy do gleby węgla, którego tam dramatycznie brakuje i te mikroorganizmy nie mają jak się odżywiać, to dodatkowo ściągniemy to CO2, którego jest nadmiar w atmosferze, czyli z powrotem oddamy do środka, do gleby to, co z niej wyciągnęliśmy w postaci paliw kopalnych. W bardzo dużym uproszczeniu. Czyli płynne cukry, które tworzą się podczas procesu fotosyntezy w korzeniach roślin, zasilają i odżywiają życie glebowe. I dzięki temu mikroorganizmy żyją, a z kolei mikroorganizmy skałę, która jest, jak wiemy, po prostu zestawem minerałów, zamieniają na substancje, które są przyswajalne dla rośliny. Roślina nie je gleby, roślina je składniki pokarmowe, tak jak my, dokładnie na tej samej zasadzie. No i tak naprawdę na dzisiaj powinno wyglądać to w ten sposób, jak widzicie na tym slajdzie, czyli my mamy pewną równowagę w tej glebie, tam jest odpowiednia ilość takiej skały inicjalnej, macierzystej, mamy powietrze, mamy wodę i mamy materię organiczną. Czyli to wszystko, w czym dzieje się to życie i od czego zależymy, czyli te 30 wierzchnich centymetrów w ziemi. I to niestety w dramatyczny sposób nam ubywa, bo sposób uprawy, jaki mamy w tym momencie powoduje, że to albo jest zmywane, że nie jest zasilane, że się nie odbudowuje. My tak naprawdę rośliny mamy w szpitalu polowym cały czas, czyli od startu dostają szczepionki jako materiał siewny, a następnie są zasilane zewnętrznymi nawozami, a jak chorują to ogromną ilością leków. I w ten sposób po prostu doprowadzamy do sytuacji, w której roślina jest mało odporna, a gleba coraz bardziej wyjałowiona zamienia się w skałę. No bo jeśli nie ma mikroorganizmów, które ją rozpracowują, to zamienia się z powrotem w skałę. No i doprowadziliśmy do tego, że de facto w ciągu ostatnich 40 lat jedna trzecia gleb na całej kuli ziemskiej jest totalnie zdegradowana, jest upustynniona, czyli jakby nie produkuje żywności dla nas. A tajemnicą nie jest, że nas przebywa w skali globalnej. Nie mówię o Europie, bo ona jakby ma ten demograficzny wskaźnik spadający bardziej niż rosnący, ale jakby my nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości, a klimatyczne problemy nie zamykają się w granicach państw. Więc jakby powinniśmy się liczyć z tym, że jakaś część ludności, łącznie z ludnością w europejskich krajach, głównie na południu, gdzie z powodu suszy i ekstensywnej uprawy, na przykład warzyw, ta część ludzi będzie musiała wyemigrować w naszym kierunku, żeby po prostu mieć podstawowe zasoby. I szacuje się według jednego z dużych banków, BNP Paribas, na ostatniej konferencji, na której zdarzyło mi się też wziąć udział, oszacował, że do roku 2035, czyli nie mówimy tu o jakimś extreme za 50 czy 60 lat, to około 300 milionów ludzi ma zamieszkać w Europie, ponad europejczyków, którzy mieszkają w tej chwili. I my musimy się umieć wyżywić i zorganizować jako społeczeństwo, no ale żywność jest kluczowa, bo bez tego będzie nam bardzo ciężko. W Polsce ta mapka, jasne punkty to są te miejsca, gdzie widzimy, jak jest gleba wyjałowiona. To znaczy tam, gdzie nie ma ona tej wierzchni 30-centymetrowej warstwy. Ja też lubię bardzo takie stwierdzenie amerykańskiego dziennikarza z lat sześćdziesiątych, który mówił o tym, że całe życie, mimo wszystkich naszych ziemskich wysiłków, wiecie, takich pod tytułem latamy w kosmos, budujemy bazy na Marsie, mamy po prostu niesamowitą technologię, mamy internet, który nam edukację powszechną i inne różne rzeczy, a w tym wszystkim tak naprawdę, gdybyśmy się sprowadzili tak na Ziemię, to całe życie na Ziemi, mimo tych wszystkich wysiłków, zależy od 30 centymetrów wierzchniej warstwy gleby i faktu, że pada deszcz, i to wszystko. Więc jak się tak postawimy w tej sytuacji, to trochę nam się robi jaśniej w głowie, co jest ważne, a co w ogóle jest absurdalne, że my na to w tym momencie poświęcamy energię i pieniądze, mówię znowu w skali takiej, powiedziałabym, indywidualnej i globalnej. Roosevelta sobie podarujemy, aczkolwiek też mówił o tym po II wojnie światowej, że naród, który niszczy glebę, niszczy sam siebie.
I teraz my znaleźliśmy się w takim punkcie trochę krytycznym i chciałabym poświęcić jeszcze chwilkę na to, żeby powiedzieć skąd to wynika, bo to się nie wzięło znikąd, my nie jesteśmy kompletnymi idiotami, żebyśmy po prostu robili rzeczy absurdalne, tylko jesteśmy ukształtowani w pewien sposób myślenia, który od małego mamy, od pokoleń bardzo powtarzalny. I teraz o co tu chodzi? Tak naprawdę my przeżyliśmy już jako ludzkość, mamy milion lat, nawet trochę więcej. I przeżyliśmy jako człowiek w ostatnich 10 tysiącach lat dwa poważne kryzysy klimatyczne, takie bardzo intensywne zlodowacenia bądź zimy. Jeden z nich miał miejsce 10 tysięcy lat temu i to było 100 lat surowych warunków klimatycznych, które doprowadziły do tego, że staliśmy się osadnikami, bo wędrowny tryb życia mógł doprowadzić do tego, że tam gdzie przeszliśmy nie było nic, nie mając zapasów, umieraliśmy masowo. W związku z tym postanowiliśmy się osadzać, tak? jakby budować zapas jakiś na tak zwane gorsze czasy. I to był ten pierwszy moment. A drugim momentem, który wydaje mi się być dużo bardziej znaczący i który jest bliżej nas, to jest 500 lat temu na przełomie XV i XVI wieku mieliśmy taką małą erę lodowcową. 80 lat mieliśmy w Europie długie 6-8 miesięczne zimy. Proszę sobie to wyobrazić. I wtedy głód i epidemie spowodowały, że u ludzi narastała gigantyczna frustracja odnośnie przyrody.
Bo oczywiście władza, czy to była władza religijna, czy władza państwowa w postaci monarchy bardzo łatwo wykorzystała to, mówiąc: 'tak naprawdę to przyroda’, bo trzeba było walczyć o zasoby. I teraz poskromienie tej dzikiej przyrody, która powoduje, że nie mamy jedzenia, to jest to coś, co musimy zrobić. Jako człowiek stoimy wyżej. I cała metoda naukowa, która do dzisiaj funkcjonuje, czyli Francis Bacon, jest oparta o ten sposób myślenia, który mieliśmy w tamtej epoce. Czyli, że my nie jesteśmy częścią nieodłączną, tylko jesteśmy jakby ponad. I to m.in. skutkowało polowaniem na czarownicę, bo tam się wytworzyło jeszcze jedno odłączenie: człowieka od przyrody, ale drugie odłączenie nastąpiło pomiędzy tym, co jest takie bardziej w jakościach, powiedziałabym, prawo-półkulowych i lewo-półkulowych, żeby nie odnosić się do tego męskie, żeńskie, bo to jest zawsze super kontrowersyjne, chociaż mamy te pierwiastki niezależnie od płci oba. Dlatego ja bardziej będę mówiła o jakościach prawej i lewej półkuli. I jakie to miało skutki? W momencie, kiedy myśmy się odłączyli, walczyliśmy o te zasoby, przestaliśmy patrzeć w ogóle na nas jako na całość, bardzo duży prymat daliśmy rozwojowo tej naszej lewej półkuli, czyli konkurencyjność, asertywność, zapewnienie bezpieczeństwa, bo to było niezbędne, zorientowanie na cele, racjonalne myślenie, niezależność i jednozadaniowość. Jeżeli mam dzisiaj przynieść po prostu do domu ten pokarm, to ja go przyniosę, kropka. Niezależnie od tego, ile to będzie kosztowało. Jakości prawej półkuli: współpraca, akceptacja, zapewnienie opieki, zorientowanie na relacje, odczuwanie współzależności i wielozadaniowość to jest coś, co powoli zaczyna rosnąć, ale jeśli popatrzymy na systemy edukacji, jakie mamy współcześnie, te egzaminy, porównywanie się od przedszkola właściwie, to one dalej są w lewej półkuli, tak jakbyśmy w ogóle byli tylko tą jedną częścią. Nawet jeżeli byśmy powiedzieli: jaki przedmiot jest najważniejszy w szkole? Co odpowie większość osób? Matematyka. Oczywiście. Ona jest super ważna, tylko dalej jesteśmy w tym. I to jest tak w nas wryte, jak w rolnika polskiego, że azot jest pierwszym czynnikiem plonotwórczym, nie woda. To jest w ogóle jakiś kosmos. No ale tak jest. I teraz jak z tego wyjść? Na ten moment sukces społeczny nadal jest oparty o te wartości. Właściwie jak wypuszczamy młodego człowieka w świat, to on dalej będzie myślał: 'kurczę, trzeba iść naprzód. Jak jesteś współczujący, równa się, jesteś słaby’. Tak? Jakby ten system wartości zbudowany 500 lat temu i trzymany po prostu cały czas we wszystkich programach nauczania. Pomału to się zmienia np. w niektórych krajach, tak jak Skandynawia idzie we współpracę, w nauczanie nie przedmiotowe, tylko interdyscyplinarne, albo bardziej w kompetencje, we współpracę.
Ponieważ te wszystkie wyzwania, jakie mamy w obecnym świecie, w tym produkcja żywności i wymiana między nami, nie ma granic, granic państwowych, no po prostu jeżeli, mamy Unię Europejską, jeżeli w Hiszpanii nastąpi trzy lata pod rząd, konsekutywna susza i ci ludzie nie będą mieli co jeść, to my ich solidarnie będziemy musieli przyjąć. Tak jakby możemy sobie mieć tę swoją państwowość, ale jakby nie wyobrażam sobie tego, że powiemy, 'no nie, przepraszam bardzo, tu jest granica, won’, tak? To nie będzie miało miejsca. I teraz taki obrazek, który mnie zawsze wzrusza mocno, bo myślę sobie, że to jest konsekwencja. Człowiek i jego esencja. W środku jest kropka, czyli takie poczucie, że czasami potrafimy poczuć siebie. Po prostu, że dobra, teraz to jestem ja. Albo czuję się bardzo źle i muszę usiąść na chwilę – ja dzisiaj miałam taki moment, bo jest tu strasznie dużo bodźców, że ja się rozłączyłam od siebie, tak jakbym w ogóle już nie istniała.
I po prostu musiałam sobie znaleźć miejsce spokojne i usiąść, żeby ta moja kropka wylądowała w środku, bo ja już byłam tylko tym, co na zewnątrz. A większość z nas funkcjonuje i tak jesteśmy nauczeni, również znowu w tej szkole, tą zewnętrzną oceną, że nie jest ważne, co my czujemy, co myślimy, co potrafimy. Ważne jest, jak jesteśmy ocenieni. I to jest też konsekwencja tych 500 lat, które przeżyliśmy, budując sobie konsekwentnie ten mindset. Po to to mówię, żeby jakby wiedzieć, że ten trud nie wynika tylko z prawa, ustawodawstwa. To wynika z tego, jak my myślimy. I w tym, jak myślimy o sobie. Więc tak naprawdę, gdybyśmy musieli sobie popatrzeć tak szczerze, to finanse, technologia, polityka są po tej stronie lewopółkolowej. Zdrowie, nasz dobrostan, jakieś takie współczucie, współodczuwanie, ale też zabawa, to co tu robimy, sztuka, to czym naprawdę też jesteśmy, to jest jakaś całość. I tylko w ten sposób, łącząc te dwa aspekty, jesteśmy w stanie przejść tą zieloną transformację. Inaczej ona będzie mrzonką, będzie taką zabawą w kija i marchewkę. Czy to będzie dotyczyło produkcji żywności, czy produkcji energii. Będziemy udawać, że coś robimy, a tak naprawdę będziemy się starać kiwać przepisy, z czym i Daniel, i ja wraz z moimi dwoma koleżankami, które są ze mną z Fundacji Grunt Od Nowa, zmagamy się na co dzień, współpracując z dużym biznesem. I chylę czoła do firm, które robią super robotę, ale bardzo wiele stara się zrealizować to, co jest napisane w punkcik i ani pół milimetra w jedną czy w drugą stronę, tak jakby nadal będąc w tym pustym okręgu i nie widząc, że de facto kryzys klimatyczny dotyczy wszystkich i jeżeli stracą dostawców pszenicy, kukurydzy, groszku czy ziemniaka, to nie ma znaczenia, jak bardzo zaoszczędzą dzisiaj na tym, żeby nie robić rzeczy, które będą uczyły ludzi, jak to robić mądrzej. I tak sobie myślę znowu, jak mamy na przykład takiego najważniejszego naukowca naszych czasów, czy tak jak myślimy zawsze, to myślimy o tym panu, o kimś, o geniuszu, to większość ludzi powie 'Einstein’, tak? Znamy bardzo wiele różnych teorii, sformułowań, zdań, ale ja uwielbiam to zdanie, które Einstein wypowiedział, czy napisał w swojej książce, kiedy odbył dość długą podróż po świecie, m.in. po Indiach, oglądał różne rzeczy, których mało Europejczyków w tamtym czasie miało szansę zobaczyć. I powiedział „Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł jest wiernym sługą. Stworzyliśmy społeczeństwo, które szanuje sługę i zapomniało o darze”. I tak sobie myślę, że jakbym miała dzisiaj ważyć między teorią względności a tym zdaniem, to nie wiem, co bym uznała, że jest istotniejsze w tym punkcie, w którym aktualnie jesteśmy.
No i z tego wynika bardzo dużo takich, to jest duży slajd z dużą ilością tekstu, więc nie będę go absolutnie odczytywać, ale chodziło mi o to, że tak naprawdę to jest bardzo połączone. Nie da się w oderwaniu analizować jednej rzeczy od drugiej. Czyli jeżeli mamy systemy, które są o charakterze takim dość opresyjnym, np. pracujemy 8 godzin w zamkniętym pomieszczeniu ze światłem sztucznym, bardzo wielu z nas, po prostu takie skonstruowaliśmy sobie warunki jako ludzie, ale nie musimy, to gdybyśmy sobie wyobrazili, że mamy np. szympanse i ktoś nam powie tak: 'no my grupę szympansów wsadziliśmy do pomieszczenia klimatyzowanego, o stałej temperaturze, bez dostępu do światła dziennego i kazaliśmy im przez 8 godzin dziennie z przerwami na potrzeby fizjologiczne stukać w klawiaturę”- to byśmy po prostu pozwali tych ludzi za znęcanie się nad zwierzętami, a sami robimy to sobie na co dzień, czy to jest szkoła często, czy to jest po prostu miejsce pracy, bo nie robimy tego tylko w miejscu pracy. Z tego wynika bardzo zestresowana psychika i ciało, a to powoduje, że my myślimy tunelowo, jakby jesteśmy w tym mindsecie po prostu cały czas 'ratuj się’, albo tylko kryzysowego myślenia, bieżącego myślenia, gonitwy myśli, gdzie jesteśmy oderwani od siebie, czyli nie jesteśmy w stanie w ogóle z tego wyjść.
I dopiero wtedy, kiedy ta psychika i ciało wróci do jakiegoś poziomu względnej homostazy, to my możemy zauważyć, że na przykład kupowanie jedzenia w pudełku jest absurdalne, bo płacimy 90% nie za to, co zjemy i co ma nam służyć, tylko za opakowanie i marketing. To jest taki prosty z brzegu przykład, bo jest po prostu wykwit i większość osób uważa, że to jest znakomite, bo hura, wreszcie nie muszę gotować. My mówimy o żywności, dlatego się odwołuję do tego przykładu. Czyli ja za esencję, za to, co kupuję, co mi się wydaje, że kupuję, płacę najmniej z całej tej otoczki, którą otrzymuję. A to znowu będzie generowało, że moje ciało jest zestresowane, bo ma niedobory i zanieczyszczam. Tak jakby robię planetę w kryzysie. My też staramy się połączyć na przykład biznes i rolników. Dania stara się na dużym projekcie pokazać, jak można to w skali regionalnej realnie po prostu wykonać, czyli połączyć mądrą produkcję rolną, która wystarczająco dużo produkuje, żeby wystarczyło dla mieszkańców, jednocześnie skracając te łańcuchy dostaw na tyle, żeby nie trzeba było płacić bardzo dużo tych kosztów środowiskowych, na przykład z tytułu transportu, zużycia wody i innych dóbr, które mamy po prostu niepoliczone w żadnym praktycznie projekcie, który jest realizowany dzisiaj w wielkich firmach. Albo tylko patrzymy na to z perspektywy kary, bo musimy się z czegoś tam wyraportować. A to są realne koszty, które ponosimy wszyscy.
Praktyka regeneratywna, to powie Wam w dwóch słowach dzisiaj Daniel. Na czym to polega?
Generalnie to praktyka regeneratywna wynika z tego, o czym Ania mówiła na samym początku. Z tego innego, jakby takiego dogłębnego zrozumienia tych procesów, które zachodzą w glebie. I tak jak dawniej mieliśmy takie bardzo fizyczne zrozumienie gleby, potem ono się zamieniło w takie dużo głębsze zrozumienie chemiczne tych procesów, które tam zachodzą, to teraz na tym najgłębszym dla nas dostępnym poziomie wchodzimy na ten poziom biologiczny. Czyli po prostu okazuje się, że te procesy są jeszcze bardziej skomplikowane, niż nam się w ogóle wydawało. I my rozumiejąc mniej więcej, bo to co Ania mówiła,myśmy z tego, z tej różnorodności życia problemowego, myśmy zrozumieli około ile? 5 albo 8 procent?
Nie za wiele.
I też my sami nawet nie wiemy, ile my wiemy, albo ile też nie wiemy. Także gdzieś bazując na tych
danych staramy się dobierać praktyki, które mają nam pomóc w uprawie nie tylko samych warzyw, ale przede wszystkim przy takim utrzymaniu w zdrowiu tego właśnie cennego zasobu, którym jest gleba. I teraz jakby to co jest najważniejsze, skoro wiemy, że gleba jest odżywiana, ponieważ to o czym wspominała Ania, znaczy, że rośliny przeprowadzją proces fotosyntezy i około 60 procent cukrów pochodzących z tego procesu, mniej więcej, jest cały czas wpompowywana w glebę. I te organizmy są odżywiane. Dlatego jednym z takich naszych naczelnych zadań jest jak najdłużej utrzymywać korzenie w glebie. Czyli często to co widzimy w Polsce, nie tylko w Polsce, ale przeorane pola zostawione na zimę, żeby sobie ziemia się rozkruszyła, ok, przy takim fizycznym zrozumieniu gleby ma to sens, ale jeżeli rozumiemy tę glebę jako taki organizm biologiczny, to wtedy przestaje mieć tyle sensu. Co takiego staramy się robić? W takim razie staramy się okrywać, chronić tę warstwę, okrywając ją jakimiś, nie wiem, poplonami. Czyli zostawimy rośliny w glebie, albo zostawiamy resztki pogrzybiwne, tak żeby cały czas ten żywy organizm utrzymywać i odżywiać po prostu. Musimy cały czas dostarczać tam wody, powietrza i pożywienia. Dlatego w rolnictwie regeneratywym to jeszcze to, co dla nas bardzo istotne, to zwiększanie bioróżnorodności, poniweważ chodzi o to, że różne rośliny mają różny system korzeniowy, odżywiają inne kolonie tego życia glebowego. Dlatego to jest też super ważne, żebyśmy nie mieli wielkich pól tylko jednakowych upraw, ale żebyśmy też tworzyli np. zadrzewienia śródpolne. Miejsca, gdzie nie tylko to życie glebowe jest w stanie się schować i stamtąd znowu rekolonizować… nie jesteśmy w stanie, tak jak Ania wspominała, nie jesteśmy w stanie wyżywić się z uprawy lasu, stricte. My musimy w jakiś sposób iść na pewne kompromisy, ale najważniejsze jest to, żeby te kompromisy działały na rzecz…
Nie kurczyły nam tego potencjału, tylko rozszerzały go.
Także to, co jest bardzo ważne, to jest też redukcja uprawy gleby, to znaczy staramy się w minimalny sposób ingerować w to życie glebowe, ponieważ ono również lubi żyć na różnych wysokościach tego profilu glebowego. Kiedy my to odwracamy, my mamy wyrzut substancyjny szybciej, jakby jesteśmy w stanie lepiej odżywić te rośliny, ponieważ dużo tego życia glebowego obumarło i te ich resztki są łatwiejsze do przyswojenia przez rośliny, ale tylko w krótkim odstępie czasu. Długofalowo wyjaławiamy po prostu tę glebę. I co tutaj jest bardzo ważne, to wprowadzenie materiału organicznego. My generalnie… niestety, w starych podręcznikach rolniczych można znaleźć takie fajne opisy tego, że dzięki nawozom sztucznym teraz rolnik nie musi już tu hodować zwierząt, tu uprawiać – jesteśmy w stanie skupić się tylko na jednej dyscyplinie i nie musi mieć tyle tej niepotrzebnej wiedzy. My w rolnictwie regeneratywnym staramy się powrócić do domykania pewnych cykli – musi mieć te zwierzęta, bo inaczej skąd my będziemy brali tę żywność dla tych pól. I tutaj mamy taki fajnie przedstawiony eksperyment, który pokazuje spływ wody w różnych glebach.
Przy różnym typie uprawy, czyli tak naprawdę ta strona właśnie zazieleniona to jest to, jak powinniśmy uprawiać glebę. To jest taki obrazek, który bardzo łatwo pokazuje, że to jak uprawiamy glebę ma wpływ też na suszę. Bo w tym momencie w Polsce poziom opadów się nam nie zmienił. Jest coś takiego jak atlas klimatu Polski i suma opadów jest taka sama. Tej wody w obiegu mamy identycznie, tylko bardzo źle nią zarządzamy właściwie nie magaznujemy, pozwalamy jej bezustannie odparowywać, i to w taki sposób, że ma te gwałtowne zjawiska pogodowe, jak ta burza na przykład tam dwa dni temu. I tu widać, że jak mamy takie zazielenione pole, które nie jest naruszane co roku, to struktura gleby jest taka, że może magazynować się na hektarze dodatkowe 150 tys. litrów wody, jeżeli o 1% więcej mamy tej próchnicy glebowej. Ta cząsteczka jest w stanie 20 do 30 razy więcej zgromadzić wody niż sama waży. Tak jak gąbka. A w momencie, kiedy jesteśmy na samym końcu, to widać, że w glebie, czyli w tym takim słoiczku, mamy zero wody, wszystko nam spłynęło i jest taka czarna maź. Czyli nie dość, że zabrała składniki pokarmowe, ale też tę chemię, pestycydy i to, co jest w tej czarnej mazi, to my mamy w naszych zbiornikach wodnych potem. Więc de facto fakt, że dbamy o tę glebę będzie powodował też, że będziemy mieli wodę we właściwym miejscu, we właściwym czasie, kiedy jest ona potrzebna przy okresie wzrostu roślin. Tutaj myślę, że sobie pominiemy, żeby mieć trochę czasu też na rozmowę. Ten cykl hydrologiczny też macie narysowany taki prawidłowy na tym obrazku, na tej grafice. Że jak mamy możliwość po prostu zazielenień, to tworzymy małe cykle hydrologiczne, a nie tylko gigantyczne opady, które będą się tworzyły raz na jakiś czas, czyli mamy na przemiennie okresy długotrwałej suszy, która zasklepia nam tą zdegradowaną glebę i ta woda albo zostanie i szybko odparuje przy wysokiej temperaturze, albo spłynie. Tak naprawdę my w ogóle w profilu glebowym, tam gdzie jest potrzebna, żeby roślina mogła się odżywić, nie gromadzimy. I to co widać też i tu i tu, ta infiltracja to jest też to, co nam zasila te wody gruntowe. A my tego też nie mamy, ten rezerwuar cały czas nam się po prostu obniża, co bardzo mocno sygnalizują np. nasi rolnicy, mówiąc, że coraz głębiej muszą kopać, żeby w ogóle móc tam wyciągnąć wodę i np. podlać coś. A tak wygląda to w większości miejsc, czyli mamy bardzo mało zazielenień i tworzymy tylko te takie duże cykle hydrologiczne, a małe praktycznie nam znikają – czyli takie lokalne małe deszczyki, które po prostu kropią sobie każdego dnia, czy tam co drugi, co trzeci dzień troszkę.
I chcieliśmy i obiecaliśmy, że powiemy też o tym dwa słowa, o co chodzi w tym połączeniu między tym rolnictwem regeneratywnym. Bo tu chodzi o to, żeby dobrze zrozumieć – regeneratywne rolnictwo to nie jest rolnictwo ekologiczne, które ma tyle restrykcji, że z reguły się kojarzy z niskim plonowaniem, wysokimi kosztami i dostępnym towarem dla super zamożnych ludzi wyłącznie, no bo to jest drogie. Regeneratywne dopuszcza użycie i chemii, i pestycydów, dopuszcza w takiej sytuacji, w której jest to niezbędne, żeby ratować plon. Niezbędne, minimalne użycie. To jest tak, jak my bierzemy lekarstwo, no, byśmy wszyscy umierali na choroby zakaźne, na które jak widzimy w dziesięciu procentach jedynie umieramy obecnie, to tak samo jest z tą glebą – od czasu do czasu jest to potrzebne, jeżeli chcemy robić masową produkcję, żebyśmy się wyżywili. Ale to jest uzasadnione użycie. I roślina, tak samo jak my, dużo tych substancji jest w trakcie okresu wzrostu wyewakuować, tak jakby nie gromadzić ich w sobie. Więc możemy tak dysponerować produkcją, żeby na końcu tego pestycydu czy herbicydu było minimum, albo prawie w ogóle, żeby był zneutralizowany. I teraz mamy 17 celów zrównoważonego rozwoju, którymi jesteśmy teraz w większości, znaczy wszyscy jesteśmy podporządkowani i bardzo dobrze, bo one są naprawdę sensowne. I firmy muszą realizować, wielkie korporacje, które macie na tym obrazku i te logotypy wszyscy znamy, bo kupujemy tam, generalnie kupujemy tę żywność, są zobligowane do tego, żeby mieć praktycznie w stu procentach rolników regeneratywnych, nie dlatego, że to jest filantropia i że wszyscy zrozumieli, że to jest w ogóle ważne z punktu widzenia środowiska, nie, ponieważ tracą łańcuch dostaw. W Polsce na przykład brakuje już w tej chwili dwóch producentów dla dużych odbiorców: ziemniaka i groszku, bo przy tych warunkach, jakie mamy wodno-powietrznych i temperaturowych jest to cholernie trudna produkcja, bardzo droga. Więc ludzie się wykruszają. I teraz dlatego to wszystko musi się zadziać i zasponsorować się przez wielkie firmy, bo one z jednej strony zrealizują cele zrównoważonego rozwoju, ale z drugiej uratują sobie łańcuch dostaw. Czyli nadal będą mogli kupować surowiec, ale ten surowiec w sumie korzystnie dla nas, będzie dużo bardziej wartościowy. Tutaj pokazałam, jak w Wielkiej Brytanii opakowania już w tej chwili informują, że płatki owsiane czy płatki owsiane pochodzące z upraw regeneratywnych są wykorzystane w tym konkretnym produkcie. I to jest o tyle ważne, że my jako konsumenci na ten moment nie mamy bladego pojęcia często, w jakiej uprawie to jest robione, nie możemy tego sprawdzić. Wiemy tylko, ile to ma węglowodanów, tłuszczy, kalorii i białek, a tymczasem powinniśmy wiedzieć, ile to de facto, jak to nas odżywia. Więc mamy taki indeks, nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ABCDEF i on świadczy trochę o tym, że na przykład jak widzimy, że jesteśmy w strefie czerwonej CDEF, to to jest coś, co w ogóle nie powinniśmy tego kupować.
Tak, ale ono się tymczasem jest sztucznie doładowywane witaminami na przykład.
Tak też może być, żeby móc sobie się znaleźć w strefie B albo C, a nie w EF. Natomiast generalnie jakby chodziło mi o to, że tutaj też mamy tę informację o tym, w jakim systemie było to uprawiane. A wszystkie badania wskazują, że systemy, wszystkie, które chronią życie biologiczne dają dużo więcej składników odżywczych, tych najważniejszych dla naszego zdrowia. No i pozostawię Daniela, żeby opowiedział dwa słowa o kampusie Bemke, jak to holistycznie wygląda, bo masz momemcik.
Mamy 20 minut, aha, bo Ty jeszcze zostaniesz ewentualnie.
Ja mogę zostać jeszcze na chwilę pytań, ale myślę, że też nie będziemy się po prostu, wiecie, jest ciepło i duszno i parno i tak naprawdę podziwiam, że macie jeszcze siłę być tutaj. Ale zostawimy też na pytania czas.
Wczoraj był cały wykład, całą godzinę mówiliśmy o kampusie Bemke, więc ja może tylko tak podsumowując…
Powiedz może o FarmLabie, jaka jest koncepcja z tą żywnością, bo to by było najważniejsze, czyli jak się łączy to, że jest ten obóz, który jest na zdjęciu, wersus stołówka.
To, co prawda, jest zdjęcie mojej małej faremki.
Ja wiem.
I tam już mniej więcej udało nam się osiągnąć w takiej małej skali to, co chcemy zrobić na kampusie. I chcąc skracać łańcuchy dostaw i chcąc móc przeprowadzać edukację, która jest zaangażowana i która jest na miejscu i która czemuś… że łącząc systemy, wczoraj o tym mówiłem właśnie, że problemów współczesnego świata nie możemy rozwiązywać takimi linearnymi… próbą naprawienia efektów, do których doprowadził źle funkcjonujący system. Musimy troszeczkę skupić się na tym, jak poukładać dobrze klocki, żeby do tego nie dochodziło po prostu, a nie ciągle walczyć z konsekwencjami. I to staramy się osiągnąć w kampusie Bemke, gdzie po prostu staramy się przywrócić to, co dawniej tam było, znaczy lokalną produkcję żywności, ale która jest dodatkowo pogłębiona o tę wiedzę, o której właśnie teraz Ania opowiadała. Znaczy staramy się zrobić to tak, aby ta gęstość odżywcza tych produkowanych u nas warzyw, które trafiają do nas do kuchni, wzmacniała zdrowotność dzieci, które tam się znajdują, a jednocześnie, żeby ten proces mógł być zaobserwowany, widoczny i żeby on stanowił taki kontekst edukacyjny. A wokół tego jeszcze staramy się rozwinąć społeczność ludzi tym tematem zainteresowanych. Czyli całość po prostu tworzy… dzięki temu te ogrody edukacyjne, do których przychodzą dzieci, one nie są odklejone, nie są taką dostawką, bo bardzo często w dużych szkołach, o czym wczoraj też rozmawialiśmy, kiedy tego typu obiekty są doklejone do takiej szkoły, to one bardzo często tak długo funkcjonują,na ile jakiemuś nauczycielowi wystarcza energii, którą musi ekstra włożyć, żeby to w ogóle było, bo czuje, że to ma wartość. Tutaj staramy się wpiąć to w cały system, tak żeby te wszystkie elementy były częścią sensownego krwiobiegu, który cały czas odżywia je wszystkie, tak żeby to było takim całościowym tworem. Więc ja w takim dużym skrócie, ale jesteśmy otwarci teraz też na pytania.
Jenak Wy jesteście bardzo daleko, czy znacie coś tutaj bardziej, jakąś organizacje, ludzi, którzy też robią podobne rzeczy jak Wy, tylko że bardziej w naszej okolicy?
Wiesz co, ja tutaj wiem, że koło Wrocławia powstała teraz ta farma.
Tak.
Na której to jest uczelni? Bo ja już nie pamiętam, 3 hektary…
Pewnie Uniwersytet Przyrodniczy, myślę.
Z 300 hektarów zostały podrobione 3 hektary, na których jest uprawiona żywność właśnie w takich technologiach regeneratywno-ekologicznych, która dotarczana jest do lokalnych żłobków. To jest bardzo ciekawy projekt. Te rzeczy się zaczynało dziać, ale takie rzeczy bardziej dostępne, to o czym wspominałem wczoraj, to są kooperatywy spożywcze. Tutaj lokalna grupa jest kooperatywa Dobrze, która wspiera tę lokalną produkcję u sensownych, ekologicznych, regeneratywnych rolników i dzięki temu ludzie…
Dostaje się paczki po prostu.
…którzy chcą wspierać, to jednocześnie sami odżywiają siebie w dobry sposób, kupują lokalnie i jednocześnie wspierają ten system, który chcieliby, żeby funkcjonował na świecie. Więc mi się wydaje, że to jest taki najprostszy punkt wejścia. Albo farmy miejskie. Tutaj była wczoraj dziewczyna z Krakowskiej Farmy Miejskiej, świetnie o tym mówiła, bo byłeś chyba tam wczoraj, nie? I ona mówiła właśnie o tych farmach miejskich, które są otwarte na wolontariat, na to żeby przyjść i odpracować ten plon, który się tam dostanie, zabierze, po prostu. Wymiana. My pomagamy im, oni nam dają zdrową żywność, a to, co jest najcenniejsze podczas takiego wydarzenia, to są te kontakty, które powstają. Ta warstwa społeczna, dzięki tym ludziom Ty masz znowu dostęp do kolejnych informacji, do kolejnych miejsc, które działają w podobny sposób. Ty jesteś w stanie je odżywiać, a one są w stanie odżywiać Ciebie.
No ale to też możemy, znaczy w sieci można wejść i poczytać sobie, albo zadzwonić nawet do właścicieli, oni chętnie o tym, albo napisać na Facebooku, tak jak jest na przykład Greenleaf, prawda? Nasi znajomi. Oni z okolic Poznania, ale jakby dostarczają paczki przez cały rok. Tylko to są paczki, które trzeba się też przygotować, bo to jest taka ważna zmiana znowu świadomości, że ja tam nie dostanę mango, awokado i coś tam, tylko dostanę to, co aktualnie rośnie. Ja przez tam wiele miesięcy czy nawet lat kupowałam w takim ogrodzie też, jednym z takich ogrodów, gdzie abonamentowo się po prostu zobowiązałam. Dostawałam za x złotych, porównywalne do wizyty w warzywniaku lokalnym, paczkę do mnie z warzywami co środę. I mogłam wybrać dużą albo małą, ale musiałam się liczyć z tym, że na przykład miałam brokuły mieć obiecane, ale zające przylazły i zjadły te brokuły w przededniu zbioru, no i właściciele napisali, sorry nie ma brokułów niestety i wysłali nam zdjęcia z pola, że one są po prostu wygryzione i daliśmy wam dwa słoiki dodatkowej kapusty kiszonej, no bo ją mamy. I te kooperatywy rzeczywiście też dają robotę ludziom lokalnie, czyli na przykład jest farma na 7 hektarach, żywi się z tego 700 rodzin, czyli 700 rodzin w miastach różnych w Polsce płaci abonament, żeby w modelu biznesowym się to normalnie, po ludzku zapinało, żeby ci ludzie godnie żyli. Oni produkują to w systemie, zapraszają, pokazują jak to robią, więc można sobie obejrzeć, jakby wiedzieć, że to jest okej. W momencie kiedy już to jest sezon niewegetacyjny w Polsce, to dostajemy przetwory. Tam są mąki, kasze, ogórki, kapusty i dużo rzeczy zasłoikowanych, zawekowanych, które robią panie, bo ta farma jest na Podlasiu, robią panie z wiosek. Czyli oni zaangażowali lokalne babeczki, które nie miały pracy i one po prostu to wekują, więc są jakieś bigosy, różne inne rzeczy. To się nazywa Szambala, można sobie zobaczyć. Według mnie obecnie w stosunku do innych ogrodów dość drogo. Natomiast można znaleźć, po prostu wbić sobie kooperatywa żywnościowa Wrocław, albo moje miasteczko i zobaczyć, coś się powinno po prostu wygooglować. To powstaje dość dużo tych inicjatyw.
Tak. I co jest też ciekawe, to bardzo często wokół tego typu… tak jak właśnie u naszych znajomych Filipa i Magdy którzy prowadzą farmę Greenleaf. Można sobie polubić na Facebooku, zobaczyć, co mają. Bardzo polecamy, bardzo polecamy, bardzo mądrzy ludzie wiedzą, co robią. Koło Poznania, i bardzo fajne warsztaty. Jak ktoś ma potencjał, może sobie sam uprawiać swoje rzeczy, po prostu w jakimś minimalnym nawet zakresie, to oni… Greenleaf. Greenleaf, tak. To bardzo polecamy, bo tam jest gigantyczna wiedza. My też mamy w tej chwili Filipa u siebie na takim kursie dla doradców regeneratywnych, bo to, czego bardzo brakuje w Polsce, to jest wiedza, bo żadna uczelnia rolnicza ani żaden kurs rolniczy nie kształci rolników w tym, czego wymaga biznes. To jest w ogóle dla nas niepojęte, bo to jest to myślenie odrębne systemów. Czyli jeżeli ktoś z was jest w dużej firmie, to bardzo polecam się z nami skontaktować, dlatego że generalnie o to chodzi, żeby tych rolników wykształcić, bo cały brak zrozumienia Zielonego Ładu polega na tym, że ludziom się w ogóle nie wytłumaczyło, po co to jest. To po pierwsze im ogranicza koszty i pozwala im być też zdrowszymi, bo nie wiem, czy wiecie, ale rolnicy są ludźmi, którzy są jednymi z najbardziej narażonych i w ogóle u nich odsetek ludzi chorych na Parkinsona, Alzheimera, na nowotwory jest dużo wyższy niż w reszcie populacji. Ze względu na to, że są wyeksponowani w ogromnej części na te pestycydy, herbicydy, fungicydy nie zawsze z właściwą ochroną i ich organizmy po prostu przedwcześnie umierają. To jest w ogóle mega niesprawiedliwość, bo to jest jakieś kilka procent ludzi, którzy produkują żywność dla nas wszystkich i są najbardziej wyeksponowani. Ale jeżeli tego nie będą robić, bo też nie potrafią często inaczej, to nie osiągną plonów, które będą w stanie zabezpieczyć byt ich rodzinom. I mówię nawet o dużych rolnikach. Jeżeli tak powiedzieć jeszcze znowu procentowo, to też myślę, że warto, bo trochę po to nasza fundacja powstała, żeby ludzie, że tak powiem, niezwiązani ze środowiskiem rolniczym, którzy generalnie widzą często rolnika jako takiego pieniacza, który tam lata po prostu z kosą albo z czymś, z traktorem i blokuje drogę, nie wiadomo po co, bo dostaje kasę, w ogóle jakaś abstrakcja, to chodzi o to, że ludziom się nie wytłumaczy, bardzo dużo się od nich wymaga, a generalnie w łańcuchu dostaw dla nich zostaje 2-3% z całej wartości produkcji. Jeżeli sobie to uświadomić, że koncerny chemiczne, nawozowe i spożywcze zbierają całą resztę, to temu człowiekowi, który żyje i nie jest klientem dla banku, bo on nie ma regularnego dochodu, tylko sezonowy dochód, to generalnie musi wziąć ten kredyt, czyli ten zysk jego z reguły pokrywa koszty kredytu z ledwością.
Więc to po prostu jest nie fair. Oczywiście zdarzają się mega lata, kiedy ma super plon i zarobi bardzo dużo pieniędzy, zwłaszcza jak ma dużo hektarów, bo te dopłaty są do hektara, a nie do jakości. Natomiast myślę, że my jako konsumenci fajnie jakbyśmy zaczęli też patrzeć na to i wspierać tych ludzi, i nie patrzeć właśnie jako na pieniaczy, tylko jeśli mamy możliwość kupienia żywności u rolnika, to poczynić ten wysiłek. Bod dużo łatwiej jest pójść do Biedry czy do Lidla i kupić sobie wszystko za jednym zamachem, ale to jest znowu ten mindset nasz, a nie po prostu poszukać: 'dobra, będę chodzić do tego Lidla, no bo części rzeczy potrzebuję i nie dostanę, ale np. u jednego będę zamawiać przez pół roku, bo ja nie muszę być perfekcyjny i cały rok kupować wszystko’. To też jest takie kolejne jakby błędne myślenie, że albo jestem 100% sustainable, albo w ogóle. A tu jakby nikt nie jest perfekcyjny, więc my możemy jeździć autem, ladać samolotami, bo kochamy to, albo mieć Harley’a, bo uwielbiam i w ogóle bez tego nie umiem żyć, ale jednocześnie uważać ile wody zużywam, kupować u lokalnego rolnika, jakby robić rzeczy jakieś, innych nie. I to już jest ogromny krok.
Dlatego też fajnie to, co rozkręcamy też na Campusie Bemke, to jest ta kooperatywa spożywcza, ponieważ z jednej strony dźwigamy, docieramy do tego rolnika lokalnego, ale z drugiej strony tą odpowiedzialność niesiemy wspólnie. My, nas jest około dziesięć, powiedzmy takich rodzin, zbieramy się, każdy jest z innego miejsca, więc jest w stanie zajechać do innego rolnika i raz na dwa tygodnie my się zjeżdżamy, każdy jest opiekunem jakiegoś innego rolnika, tam kupujemy zbiorczo, dzielimy się i się rozjeżdżamy. I wspólnie dźwigamy tę odpowiedzialność.
A ci rolnicy nie przeżyliby bez nich, bo mają po dwa, po pięć hektarów, co jest absolutnie ekonomicznie nieopłacalne. Czyli oni nam znikną, a ich ziemia zostanie kupiona przez większe firmy, które po prostu będą uzależniać potem cenę, znaczy będą dyktowały cenę żywności. Więc tutaj zresztą to zdjęcie, które jest za nami, ja i Zuska jesteśmy na farmie regneratywnej zwierzęcej, hodowli zwierzęcej, gdzie wszystko się odbywa na świeżym powietrzu. I teraz, żebyście mieli jasność – tam jest bydło, są te kurczaki. Na te kurczaki, ich jest 500 podowanych na trzech hektarach to naprawdę nie jest dużo – jest 500 kurczaków miesięcznie. To już generuje całkiem fajny dochód na jedną rodzinę. Na dwie może nie, ale na jedną okej. On jest zdrowy, tam nie ma żadnych antybiotyków, te kury są trochę dokarmione zbożem, ale niczym więcej właściwie, bo dziobią cały czas pędraki, i to są mobilne kurniki. Czyli one przejeżdżają. I efekt jest tego taki, że ten pan, który tam pracuje, żyje naprawdę dobrze, to jest ex-biznesman, który na 16 hektarach ma 60 krów. Ma jakieś dla siebie, na własne potrzeby, kozy i krowy. Dalej mieszka w tym samym domu w Zielonej Górze, w którym mieszkał, jak był biznesmenem. Pracuje, powiedział, 3 do 5 godzin na dobę. Przepina po prostu te krowy i one w innych miejscach się pasą. Kupuje jedną belkę siana na każdą krowę rocznie, to jest jego koszt, nie ma kosztów leków, weterynarza, nic, bo te zwierzęta nie chorują po prostu. I można kupować w handlu bezpośrednim rolniczym, tym detalicznym i tak naprawdę na te 500 kurczaków ma zapotrzebowanie na pół, jakby produkował 5 razy więcej, to pewnie też by mógł sprzedawać.
A co jest najważniejsze z każdym rokiem żyzność jego chleby rośnie w takim astronomicznym tempie, niemożliwy dla normalnej kontroli.
Wydaje się to być jakimś cudem totalnym.
Więc ilość dwutlenku węgla, który jest akumulowany, zgromadzony w tej glebie, to jest szaleństwo. My mówimy o jakichś dziwnych technologiach, nowych technologiach akumulowania tego dwutlenku węgla, a tu – krowy na pole. Tak, krowy na pole ale w sensowny, logiczny sposób, to jest wysublimowana wiedza sprowadzona do prostych…. Tak jak największym dla mnie oznaką inteligencji jest mówić o rzeczach bardzo skomplikowanych w prosty sposób. I to jest dokładnie to samo. My bardzo skomplikowane koncepcje sprowadzamy do prostych zajęć. I ten gość jest naprawdę bardzo wykształconym człowiekiem.I to wymaga naprawdę takiej głębokiej, dogłębiej wiedzy, żeby ją w odpowiedni, mądry sposób, prosty, low-tech, czyli bez jakichś tam szalonych…
On zrobił na przykład obory dla tych krów, ale te krowy właściwie z nich prawie nie korzystają, ponieważ okazuje się, że nawet w okresie zimowym wolą stadnie po prostu, ich jest 60, spać na zewnątrz. Mają wodopój. Tak jakby to jest… Czy macie jakieś pytania? Bo chodziło nam o to, żeby ten system powiązań super skomplikowany przybliżyć z jednej strony, ale z drugiej też powiedzieć, że te rozwiązania są, są pod ręką, ale żeby one istniały, czy żeby się prężnie rozwijały i stały się tym elementem systemu, a nie tylko jakiąś fanaberią albo czymś, co jest takie bardzo niszowe, no to jakby potrzebny jest świadomy konsument, który poczyni wysiłek.
Mam pytanie, czy Wy na tych farmach badacie tę swoją żywność? Jak ona się różni w zawartości…? Instytut Żywienia w Łodzi prowadził takie badania naukowe. My w tym momencie nie prowadzimy. Złożyliśmy taki projekt horyzontowy, ale nie przeszliśmy po prostu tej oceny na tyle pozytywnie, bo tylko trzy projekty. Trzy? To jest kolejny temat, wiecie, rzeka, rozdawnictwo pieniędzy europejskiej. Jest 36 milionów i damy pieniądze na trzy projekty po 12 baniek. No to jest absurd, bo jak trzy chybią, to straciliśmy kolejne 36 milionów. Bez sensu. Uważam, że powinny być małe, lokalne projekty, które właśnie robią takie rzeczy. I to dziewczyny z Profesorki, ale cudowne babeczki w Łodzi, policzyły sobie, znaczy policzyły z Grekami i Włochami w takim wspólnym projekcie, w Polsce było to robione na trzodzie chlewnej i na mleku od krów wolnowybiegowych. I okazało się, że tam poziom kwasów omega niektórych, witaminy D i wapnia w mleku, jest od 3 do 6 razy wyższy. Czy tak sobie myślimy: generalnie, to co my kupujemy? I badania amerykańskie z kolei na pszenicy, czy na mięsie wołowym prowadzone też wykazały to samo. Minerały 1 do 3 razy więcej, kwasy omega 3 do 6 razy więcej. Regeneratywna, dużo bardziej niż ekologiczna, bo ekologiczna nie zawsze skupia się, ona ma zakaz chemii, więc jakby nie ma tych toksyczności, ale nie będzie taka mocno sfokusowana na życiu glebowym. A to jednak okazuje się, że dla naszego zdrowia jest dużo bardziej istotne. My sobie z toksynami poradzimy, jak mamy zdrowe jelita. Jak mamy niezdrowe jelita, to nawet ta żywność ekologiczna nie będzie tak dobrze przetwarzana, bo bakterie są potrzebne, żeby te składniki pokarmowe przyswoić. Ja chciałem zapytać, bo było powiedzian,e że jedna trzecia gleb europejskich przez ostatnie iles czasu jest już zdegradowana… Mamy około 70% gleb. Na czym to polega? Właśnie chciałem zapytać czy te 30% to już są nieużytki? Nie nie, to własnie tak jak organizm ludzki, dlatego o tym mówimy i prowadzimy te wszystkie działania, tak? Chodzi o to, że tak jak my potrafimy, nawet jak zapuściliśmy się bardzo, to wystarczy nam kilka czasami miesięcy, jak jesteśmy młodzi i kilka lat, jak jesteśmy starsi, żeby się doprowadzić w miarę ćwiczeniami, dietą, myśleniem jakimś, zmianą czasami stylu życia, do tego, żebyśmy wrócili do zdrowia. Nawet się pozbyli ciężkich chorób, zagrożenia nadciśnieniem, cukrzycą, możemy dojść do pozbawienia się leków. Tak samo jest z glebą, czyli taka zdegradowana gleba, powiedzmy, że ona jest mocno skompaktowana, ma 10 cm tej warstwy ornej, czyli żaden korzeń, właściwie nie może się żadna roślina ukorzenić. Możemy zastosować międzyplony, czyli takie rośliny, które rozbiją tę warstwę, bo mają na przykład bardzo długie korzenie i są tak jak rzodkiew oleista, to jest taki pałąk, który jest po prostu jak patyk do włożenia i wrośnie w tę glebę. Możemy zastosować preparaty mikrobiologiczne, żeby zasilić, na przykład azotowe, fosforowe, czyli bakterie celowane na podniesienie żyzności. Przede wszystkim duże ilości kompostu, jakiejś materii organicznej, wszystko jedno jakie, zrębki, resztki pożniwne, jakieś kompoty, to zależy jaki areał jest, jak on jest bardzo duży, to potrzebujemy właśnie tych międzyplonów odpornych, żeby one wrosły i przeorać je, na bardzo płytkiej warstwie, zmulczować bardziej to się nazywa, na takiej płytkiej warstwie do 10 cm i na przykład wrzucić bakterie glebowe, które rozłożą szybciej tę materię. Te procesy naturalnie zadziałyłby się, jakbyśmy zostawili taką ziemię, powiedzmy w 50 lat. My, mając te możliwości, że świadomie zasiejemy coś, co się głęboko korzeni, dodamy tam bakterie, które pomogą rozłożyć się temu, zostawimy tę ziemię na 2-3 lata, żeby ona się właśnie odtoksyczniła, konopie też są znakomitym materiałem, bo konopia wyciąga toksyny też, to znaczy te wszystkie substancje, które są bardzo niekorzystne też dla życia glebowego. I wtedy zostawiamy te resztki albo zbieramy je i na przykład wykorzystujemy na materiał budowlany, na cegły konopne.
I 3, 4, 5 lat taka bardzo zdegradowana gleba może wejść do poziomu, w którym możemy z powrotem produkować na niej żywność. Tam na początku 3-4 lata znowu będą niskie plomy, ale da się to wyciągnąć. A jedna trzecia rzeczywiście gleb jest takim już… Europa mówi, że poziom żywności gleby to jest 2% warstwy próchniczej. Na ten moment w Polsce 50% gleb jest poniżej 1%, a druga połówka jest między 1 a 2. Oczywiście zdarzają się przypadki pojedyncze, że mamy 4, 5 itd. Rolników, którzy na przykład ileś lat są już w uprawie bezorkowej, to to bardzo szybko przyrasta. Albo tak jak ten Tomek z obrazka, te jego kurniki, przez ostatnich 8 lat ma wypasane bydło, przepina je i tam jest bardzo dużo materii organicznej i oczywiście to powoduje, że ta gleba w 8 lat z warstwy próchniczej, która była taka, urosła, myśmy to widziały, do takiej, to jest przekrojony profil glebowy, no i tam jest w ogóle taka gleba, jakbyście chcieli sobie sprawdzić, czy ona jest zdrowa, czy nie, to sprawdzicie po zapachu. Jak się wbije na 15 cm i wyciągnie tę glebę, weźmy do ręki, jak ona pachnie grzybami, czymś przyjemnym dla człowieka, bardzo przyjemnym, to znaczy, że ona jest zdrowa i ma zdrowe życie glebowe. Jeżeli wyciągniemy to i śmierdzi nam zgnilizną, to znaczy, że tam są patogeny, tak? To już jest bardzo skompaktowana gleba, w której jest dużo procesów gnilnych, bo jak robimy orkę, to obracamy, dusimyi tam po prostu się tworzy taka warstwa idealna, żeby te resztki wszystkie gniły. No i bakterie gnilne oczywiście będą kolonizować wtedy tę przestrzeń bardziej i nie dopuszczać do tego, żeby się mogły rozwijać te pożyteczne bakterie, które udostępniają składniki pokarmowe na przykład, naturalnie z samej gleby. Więc jakby no, jeżeli jest szansa, promujcie w swoim życiu, czy angażujcie się w zakupy u ludzi, którzy rzeczywiście tak produkują. Myślę, że to warto dla swojego zdrowia zrobić, dla siebie też, a może przede wszystkim. Natomiast jeżeli macie możliwość zadziałania w firmach swoich jakkolwiek, tak? Bo pracujecie w przemyśle spożywczym, no to myślę, że w wielu krajach takie inicjatywy oddolne w firmie kończą się realizacją jakiegoś konkretnego projektu, wsparciem też, tak? Jakby można to połączyć, tym bardziej, że firmy muszą na to mobilizować środki. O tyle lepiej, żeby robiły to w sposób mądry, tak? A nie taki, żeby zrobić raport, nie? Na końcu. Także te procesy są odwracalne. Tak?
Czyli ten proces jest generalnie dla samych rolników bardziej korzystny, jeżeli chodzi mi o takie bizneowe?
Tak.
Na samym końcu tak.
Czyli chodzi tylko o to, że jest niska edukacja i że jest to troszkę bardziej problematyczne, bo na przykład trzeba robić te wymiany siewu.
Tak naprawdę dużo mniej się pieniędzy wydaje, bo ogranicza się nawożenie i przede wszystkim środki ochrony, które są najdroższe w tym wszystkim. Ogranicza się też pracę ludzką, no bo jest dużo przejazdów przez pole, trudne, coraz trudniejsze, bo trzeba dużo energii zużyć, żeby obłucić ziemię, która jest skompaktowana. Paliwa, nie? A tutaj po prostu idziemy w pole, które bezpośrednio robimy w siew, bez orki. Żywimy życie mikrobiologiczne, więc mamy jakby naturalnie więcej zasobności w tej glebie i możemy obniżyć dawki nawozowe nawet do 50%, jak nam przyrasta próchnica o 1%. To jest dłuższy proces, tak? Tego nie zrobimy sobie z roku na rok. Natomiast szacuje się, że od momentu, jak rolnik wchodzi do projektu, czyli zmienia swój styl uprawy, to mija 3 lata, żeby był w pełni opłacalny. Natomiast w tym momencie, czasami w pierwszym roku już, będzie miał i tak wyższy zysk na hektar, ale nie wyższy plon. Bo obniży koszt.
Ja trochę obalę taki mit dotyczący żywności z supermarketów. Bo to jest tak, że normy są bardzo wysoko wyśrubowane. Norma na przykład kadmu, czyli metalu ciężkiego w marchwi, jest 30% wyższa w Lidlu, niż europejska norma wymaga. I każda partia produkcji generalnie jest sprawdzana. Przekroczeń jest bardzo niewiele. Natomiast tu nie chodzi o to, to czym my tu mówiliśmy, to to, że jakby przekroczeń… bo marchew w trakcie swojego okresu wzrostu można w taki sposób poprowadzić tę produkcję i ten pan bez wątpienia ma to tak ustawione, żeby wszystko to, co generuje jakby tę czystą marchew bez kropek i tak dalej, było wyewakuowane bądź neutralizowane innym składnikiem, który jest dokładany. Rzecz w tym tylko, że marchew, która rosłaby naturalnie, czy bardziej naturalnie, też wspomagana, byłaby po pierwsze dla nas trochę tańsza, a po drugie miałaby znacznie więcej tego mikrobiomu. W momencie, kiedy mamy ją jakby mocno schemizowaną, no to tamtego życia mikrobiologicznego nie ma. Ona dalej będzie miała betakaroten, będzie miała to wszystko, dlatego jest dużo dyskusji na przykład nad żywnością uprawianą w hydrofonice czy w aqaponice, bo tam dostarczamy składników pokarmowych wraz z wodą i rośnie sobie to na takich wertykalach. I to jest rozwiązanie na bardzo duże niedobory. Tak?No to jest jakiś kompromis. Pytanie, co z mikrobiomem, tak? Na ile my jako ludzie będziemy się dobrze czuć i będziemy zdrowi, kiedy ten mikrobiom jednak, który powinniśmy z tej gleby czerpać, nie będzie… Czy będziemy zaszczepiać to? Może tak będziemy rozwiązywać ten problem, nie? Natomiast generalnie żywność supermarketowa nie jest żywnością wcale najbardziej jakoś tam skażoną. Zdarzają się przekroczenia, tak? Ale tak naprawdę sieci mocno na siebie donoszą. Myśmy były w laboratorium, które jakby jest tym badaczem, to na dziewięć tysięcy prób wykonanych dwa lata wstecz, albo trzy lata wstecz, bo wtedy miałam statystykę od kolegi, który po prostu w tym siedzi, powiedział mi, było 58 przekroczeń. Wiecie, to jest nic, tak? To działa na takiej zasadzie, że jeżeli jakiś producent, który ma kontrakt, dostarczyłby, bo była taka sytuacja z papryką… Krótko mówiąc, jeżeli widzicie na przykład, że w danym roku w supermarketach nie ma truskawek, to znaczy, że sezon był tak kaprawy, że te truskawki musiałyby być tak chemizowane, że nie przeszłyby norm supermarketu. To oznacza, że na bazarkach, jak są wykwity truskawek, to tylko kupujcie tam, gdzie macie pewność, że ktoś je uprawiał po prostu fair. To jest taki barometr trochę, co się w danym roku zupełnie nie udało, to jest to, czego nie znajdziecie w supermarkecie.
Czyli lepiej kupić i zjeść taką markę w supermarkecie niż żadną?
Tak, tak bym powiedziała. A najlepiej jest znaleźć kogoś, kto rzeczywiście jest uczciwy i robi tę produkcję. I naprawdę jest bardzo dużo takich rolników. My mamy coraz więcej, którzy z opłacalności, jak już wejdą na przykład w taką bezorkę, to ten człowiek mówi, ma 100 hektarów, 200 mówi. Zacząłem od 16, na najgorszej ziemi. Po dwóch latach 160 wkładam w bezorkę i myślę sobie, dlaczego tak późno?
Jeżeli to się tak opłaca, to jakim cudem to nie jest jeszcze bardziej popularne?
Tak, jak najbardziej. Jeżeli na przykład w szkołach rolniczych, w technikach rolniczych, jeszcze nie wiemy, czy teraz dalej, to nie chcę skłamać, ale rok temu, jak z Karoliną byłyśmy u chłopaka, takiego młodego bardzo rolnika na Opolszczyźnie i pytałyśmy się, co… Mówiłyśmy mu o bezorce, a bardzo światły chłopak to mówi: 'jak to’? I okazało się, że we wszystkich technikach rolniczych, najważniejszy konkurs jaki jest, to jest konkurs na najpiękniej zaorane pole. Więc ja myślę, że tak, edukacja to jest ten taki element, który po prostu dopiero będzie w stanie zmienić bardzo dużo, plus przykłady innych rolników, bo edukacja nie dzieje się tylko w szkołach, ale jak w wiosce jest jeden, dwóch, trzech, pięciu, którzy tak uprawiają i widać, że powodzi im się lepiej, to ludzie są normalni, patrzą, mówią dobra, to co ty robisz, tak? I wtedy to się też jakby zaczyna rozprzestrzeniać. Także ten proces się dzieje, ale jest dość powolny, tak? I myślę, że świadomość działania konsumentów i takie wymagania nasze też mogą go w jakiś sposób przyspieszyć, jako indywidualnych osób i jako na przykład pracowników w różnych firmach, tak?
Od jak dawna, mniej więcej, promujecie tego typu rzeczy, właśnie to rolnictwo w Polsce ?
Trzeci rok w tej chwili, tak, że intensywnie, natomiast myślę, że takie pierwsze osoby, które zaczęły się tym zajmować, to jest około dziesięciu lat w Polsce.
No to i tak bardzo wcześnie.
Tak, to jest początek drogi, można powiedzieć. Słuchajcie, mamy chyba następne osoby, więc bardzo serdecznie dziękujemy.
Dziękuję.