Kuba Kulesza – Systemy żywnościowe, nowe technologie i przyszłość rolnictwa. Slot Art Festival 2024
Kuba Kulesza podkreśla, jak rolnictwo miejskie, zrównoważona produkcja żywności i nowoczesne technologie współpracują, by tworzyć lepszą przyszłość. Opowiada o swoich inicjatywach, takich jak Agrocybernetyka i miejskie agrolaby w Krakowie, które promują partyzanckie ogrodnictwo, renaturyzację przestrzeni miejskich i hodowlę grzybów. Porusza wizję solarpunkową – optymistyczne spojrzenie na połączenie technologii i rolnictwa, które pomaga w walce z kryzysem klimatycznym. Dyskutuje o problemach współczesnego rolnictwa, takich jak degradacja gleby, nadprodukcja żywności czy wpływ dużych korporacji na monopolizację upraw. Przypomina o konieczności ochrony bioróżnorodności, budowania alternatywnych sieci żywnościowych i skracania łańcuchów dostaw. Jego wizja przyszłości rolnictwa łączy tradycyjne metody z najnowszymi technologiami, wskazując na potrzebę lokalnych działań i globalnej solidarności. Inspiruje do refleksji nad tym, jak każdy może przyczynić się do tworzenia bardziej zrównoważonego systemu żywnościowego.
Kuba Kulesza — projektant produktów cyfrowych. Współzałożyciel i koordynator kolektywu badawczo — projektowego „Grupa Robocza”, w ramach którego organizuje warsztaty projektowe, szkolenia i panele dyskusyjne. Kierownik projektu Agrocybernetyka. Współautor kursu Projektowanie społeczne na katowickim ASP. Prowadzi zajęcia z psychologii dla projektantów na UX & Product Design na Wydziale Humanistycznym AGH w Krakowie. Jako ekspert odpowiada też za etap strategii i definiowania produktu na studiach podyplomowych User Experience Design / Product Design na Uniwersytecie SWPS w Katowicach. Jest członkiem zarządu i boksuje w Instytucie Rozwoju Sportu w Krakowie.
Transkrypcja
Myślę, że będziemy powoli zaczynać.
Dziękuję, że przyszliście na spotkań pierwsze z cyklu
„Grunt to gleba”.
Nazywam się Kuba Kulesza i zostałem poproszony,
żeby zrobić wprowadzenie do całego cyklu
od takiej powiedziałbym bardzo wysokopoziomowej strony,
czyli od strony tego, jak dzisiaj prezentuje się rolnictwo
w kontekście zmian technologicznych,
których my wszyscy doświadczamy w naszym codziennym życiu,
a siłą rzeczy rolnictwo to też jest coś,
co jest obecne na każdym kroku.
Ja potrzebuję chwili, żeby się rozkręcić,
więc na początku jeszcze będę cedził słowa przez zęby
powolutku, powolutku.
Przedstawię się, opowiem nieco więcej,
dlaczego tutaj wylądowałem i co jest w związku z tym.
Jutro wiem, że będzie Daniel Pacek,
który na pewno będzie opowiadał o swojej inicjatywie FarmLab.
Natomiast dzisiaj, jak wspomniałem, zacznę bardzo wysokopoziomowo.
Przyjechałem do was z Krakowa.
Jaki mam rozkład jazdy?
Krótko opowiem o inicjatywie,
którą w tej chwili rozwijam w ramach Grupy Roboczej,
która się nazywa Agrocybernetyka.
Gdzieś tutaj będzie się to przewijać przez różne ekrany.
Następnie wstęp do agro, czyli generalnie do rolnictwa,
żebyśmy złapali wspólny grunt w kontekście tego,
czym rolnictwo dzisiaj jest, jak ono funkcjonuje.
Tu na pewno wiele rzeczy jest dla was oczywistych.
Mogą się pojawić jakieś nowe kwestie.
Też na pewno wiecie o wielu rzeczach, o których ja nie mam pojęcia.
Bardzo chętnie się powymieniam poglądami i spostrzeżeniami
na tego typu zagadnienia.
Kolejno przejdziemy do solarpunkowej wizji rolnictwa.
Co to jest solarpunkowa wizja rolnictwa?
Taka bardzo optymistyczna, z nadzieją,
wybiegająca w przyszłość,
w jaki sposób nowe technologie mogą nam pomóc
budować narzędzia wokół agrotechnologii, agrotechni k.
W zeszłym roku, kiedy byłem na stocie po raz pierwszy,
prowadziłem cały cykl bloku odnośnie tego, czym jest solarpunk
jako pewna taka radykalnie optymistyczna wizja przyszłości
w kontekście zmian klimatycznych.
I tego, jak my odpowiedzialnie dzisiaj podchodząc
zarówno do naszego bycia w świecie, jak i do wykorzystania nowych technologii,
jesteśmy w stanie pomóc naprawić świat,
a między innymi też rolnictwo.
Później przejdziemy do systemów żywnościowych,
co to właściwie jest, jak to się je i dlaczego to jest istotne
i jak my też tym możemy partycypować.
No i na samym końcu dalsze kroki,
jeżeli jakaś osoba chciałaby się zaangażować w dalsze działania,
serdecznie zapraszam.
Zanim zaczniemy, na sam początek pytania,
wnioski racjonalizatorskie, za cicho, za głośno, za szybko, za wolno.
Dobrze, no to działamy, powolutku działamy.
Dziwnie się z tym czuję, troszkę jak faraon z taką sztuczną brodą,
ale popchniemy to do przodu.
Słuchajcie, troszkę o nas, chociaż też rzeczywiście teraz mam pogłos.
Co my właściwie robimy w Krakowie w ramach inicjatywy agrocybernetycznej?
Założyliśmy swój mały agrolab w dzielnicy Wesoła.
Jak byście kiedyś byli w Krakowie, serdecznie zapraszamy na Wesołą.
To jest taka dzielnica, którą sześć, siedem lat temu
miasto wykupiło od szpitala uniwersyteckiego
i w tej chwili na nowo wtłaczamy w nie w życie,
między innymi poprzez jakieś inicjatywy związane z rolnictwem miejskim.
Robimy tam partyzantkę,
bo jeszcze nie udało nam się założyć ogrodu społecznościowego
ze względu na to, że Wesoła jest dosyć kontrowersyjnym terenem.
Wszyscy chcą być ojcem tego sukcesu.
Trudno jest tam cokolwiek robić, cokolwiek zdziałać.
Więc działamy troszkę partyzancko, ale spotykamy się między innymi,
żeby dyskutować o przyszłości rolnictwa,
między innymi rolnictwa w kontekście rolnictwa miejskiego.
Zakładamy swoją farmę grzybową, hodujemy grzyby, głównie spożywcze,
no bo jakie inne można hodować grzyby?
Ale to wszystko jest oczywiście pod dobrym nadzorem.
Całkiem niedawno otworzyliśmy też ogród w centrum Krakowa,
tuż przy Teatrze Słowackiego.
Tym razem nie warzywniak, tylko bardziej ogród pejzażowy,
taki w duchu Pieta Oudolfa, ogród naturalistyczny też,
żeby odpowiednio przebadać pewne procesy,
które zachodzą w naturze
w ramach instalacji artystycznej Sen Maszyny.
Też zapraszam do ogrodu do końca sierpnia.
Ogród jest otwarty jako instalacja artystyczna.
Mam nadzieję, że później też będzie funkcjonowała
jako dostępny ogród, kawałek skrawka zieleni
w centrum zabetonowanego miasta.
Czym natomiast jest agrocybernetyka?
Tak krótko o inicjatywie, którą dzisiaj reprezentuję.
Staramy się w sposób zrównoważony podejść do produkcji i konsumpcji żywności
przy użyciu zrównoważonych środków, również technologicznych.
Przy czym nasze podejście jest, można powiedzieć,
w jakiś sposób filozoficzne,
bo staramy się pewne wzory projektowe,
technologie zaczerpnąć z samej, powiedziałbym, natury i przyrody
poprzez analizę tego, jak pewne zjawiska, takie jak morfogeneza
czy cykliczność natury pomagają nam również
wykonywać pewne procesy komputacyjne,
ale o tym powiem za chwilkę, nieco później.
Tyle o nas, krótko.
Natomiast jeżeli chodzi o samą domenę rolnictwa, samą domenę agro,
czyli to, o czym ja dzisiaj tu będę mówił,
a co będzie w jakiś sposób wstępem do kolejnych spotkań.
Jeżeli chodzi o rolnictwo, to chciałbym, żebyśmy mieli to wspólne poczucie
i rozumienie, że rolnictwo to jest przede wszystkim dziedzina czy domena,
która zajmuje się dostarczaniem produkcją żywności,
ale również w jakiś sposób środków, surowców,
które są przeznaczone do bezpośredniej konsumpcji,
ale też wszelkiego rodzaju surowca,
który jest później wykorzystywany do tego,
żeby wykorzystać go w innych gałęziach przemysłu.
Słynna roślina, którą znamy głównie tylko z jednego powodu,
jaką jest konopia indyjska, dzisiaj już też konopia włóknista,
które znamy z naszych pól,
służy, uchodzi za jeden z najbardziej uniwersalnych materiałów
również w przemyśle, nie tylko w przemyśle włókienniczym,
ale ponoć sam Ford chciał z kompozytów konopnych
składać pierwsze samochody.
Też gdzieś, pamiętam, jeden z moich prowadzących na rolnictwie powiedział,
może dlatego między innymi dzisiaj rozwój czy to,
że żeby ta roślina była sprawnie uprawiana,
jest zblokowany, bo może znaleźć swoją realizację
w wielu różnych gałęziach przemysłu,
w jakiś sposób eliminując pozostałe alternatywy.
Ale to, co jest kluczowe, co chciałbym, żebyśmy zapamiętali,
a co jest dosłownie taką cyklopedyczną definicją,
to to, że rolnictwo jest podstawową dziedziną gospodarki,
której głównym celem jest dostarczenie żywności
oraz ewentualnie dodatkowych innych surowców,
jak o tym wspomniałem wcześniej.
Ale głównie chodzi o jedzenie.
Ile ktoś mówi o rolnictwie, to mówimy o jedzeniu.
Również to, jak później ono jest konsumowane.
I kiedy spojrzymy na historię rolnictwa
i tutaj za wieloma myślicielami możemy, czy też naukowcami,
możemy znaleźć konsensus,
że rozpoczęło się to wszystko 12 tysięcy lat temu
czy 14 tysięcy lat temu
w słynnej obszarze żyznego półksiężyca,
co można powiedzieć jest trochę takie signum temporis w tej chwili,
że jest to obszar, który również jest w tej chwili
obszarem ogromnych zmagań i tragedii,
które znamy na co dzień z wszelkiego rodzaju źródeł informacji,
czy to z wiadomości, czy to z kanałów informacyjnych.
Natomiast tam to się wszystko zaczęło.
Tam ludzie przestali w jakiś sposób prowadzić nomadyczny tryb życia,
łowiecki tryb życia i powoli wykorzystując warunki,
które dostarczała im ta przestrzeń,
zaczęli uprawiać, zaczęli udamawiać rośliny.
I to się wiązało z tym,
bo dzisiaj głównie będę mówił o nowych technologiach,
to się wiązało również z rozwojem technologii informacyjnych.
Jeżeli spojrzymy na podstawową zasadę stosowaną dzisiaj w rachunkowości,
czyli zasadę podwójnego księgowania,
to ona ma swoje źródło z sytuacji,
kiedy skrybowie egipscy siedzieli na dużych silosach ze zbożem
i odpowiednio weryfikowali nawzajem swoje wyniki.
Jest to stricte związane z liczeniem, z planowaniem czy projektowaniem żywności.
Niewolnicy, którzy budowali pierwsze piramidy, rozliczani byli w żywności.
Dzisiaj możemy znaleźć zapisy hierograficzne,
które pokazują, w jaki sposób liczona była stawka jedzenia
dla poszczególnych pracowników, robotników.
Bardzo często już dzisiaj tam się znajduje pewne przekręty
i wychodzi na to, że ktoś nie mógł zjeść tyle, ile dostał itd.
To są pewne dygresje.
Natomiast to, co chciałbym tutaj podkreślić
i dlaczego ten slajd jest dla mnie istotny i dlaczego o nim dzisiaj mówię,
że wraz z pojawieniem się rolnictwa pojawiają się pierwsze praktyki obliczeniowe,
pierwsze praktyki przetwarzania informacji,
pierwsze praktyki, które później doprowadzą nas do tego,
co w tej chwili znamy jako technologie informacyjne,
które funkcjonują w szerszym kontekście.
Oczywiście tych punktów zwrotnych w historii rolnictwa jest mnóstwo
i tutaj ta selekcja moja pozostaje w jakiś sposób arbitralna.
Niemniej bardzo często znajdziecie wśród wielu osób,
które też się zajmują historią rolnictwa, wskazywań na podobne punkty.
Kolejnym istotnym punktem jest coś, co znamy i kojarzymy,
miało ogromny wpływ na nie tylko tą gałąź gospodarki, jaką jest rolnictwo,
ale również poza wszystkie inne.
Mam tu na myśli rewolucję przemysłową w XVIII wieku
i to jest moment, kiedy miasto zaczyna się w dużym stopniu uzależniać od wsi.
Miasto zaczyna się rozrastać kosztem terenów wiejskich.
Jakikolwiek rozrost miasta dzisiaj, coś, co się nazywa nieraz dziką urbanizacją,
czyli rozlewanie się miast na przedmieścia,
zawsze dokonuje się kosztem terenów wiejskich.
I tutaj po raz pierwszy pojawia się zasada,
która sprowadza się do tego, że tak naprawdę wieś może sobie poradzić bez miasta,
miasto bez wsi raczej nie.
Dzisiaj, kiedy mówimy o tzw. suwerenności żywnościowej
czy o bezpieczeństwie żywnościowym miast czy szerokich…
bezpieczeństwie żywnościowym miast,
często dotyczy to właśnie wszelkiego rodzaju relacji łańcuchów dostaw,
które zachodzą pomiędzy wsią a miastem.
Taką też zmiana czy pojawienie się rewolucji przemysłowej
przyniosła również zmiany, które wiązały się z tym,
jak ziemia była uprawiana, ziemia była coraz bardziej eksploatowana
i wykorzystywana do tego, żebyśmy starali się z niej wyciągnąć jak najwięcej się da.
Wszelkiego rodzaju wieś zaczęła produkować żywność głównie dla miast
i z tego się otrzymywać, czyli pojawił się też dodatkowy wątek merkantylny,
tego, jak zaczął funkcjonować handel,
jak zaczęły być ustawiane pierwsze łańcuchy dostaw pomiędzy miastem a wsią.
Znamy też również zmiany związaną chociażby z takim, powiedziałbym,
codzienną, zwykłą praksis rolników.
Najbardziej znana, podstawowa siła robocza, jaką jest koń,
została w pewien sposób wyrugowana i zastąpiona przez maszyny.
Dzisiaj mówimy o koniach mechanicznych.
Jak wiemy, populacja koni bardzo drastycznie zmalała
od czasów rewolucji przemysłowej
i dzisiaj głównie koń jest bardziej rozpatrywany w kontekście sportowym
czy pewnego nawet niestety hobby.
To jest drugi punkt.
Trzeci, kluczowy, który już jest nam zdecydowanie bliższy,
to są lata 70., lata 60.
Ten pan tutaj, czyli Norman Borlaug,
który wprowadził i uchodzi za ojca tak zwanej zielonej rewolucji.
Norman Borlaug w latach 70.
poprzez odpowiednią praktykę hodowlaną
i krzyżowanie ze sobą różnych odmian pszenicy
doprowadził do wypracowania specjalnej półkarłowej odmiany,
która mogła być hodowana w terenach czy uprawiana, przepraszam,
w terenach, które do tej pory nie były na to gotowe.
W ten sposób, jak podają statystyki,
uratował od głodu ponad 250 milionów ludzi.
Za to dostał zresztą też Nagrodę Nobla.
Przy czym zielona rewolucja Borlauga,
która wprowadziła pewne praktyki do dzisiejszej uprawy,
do tego, jak my dzisiaj myślimy o rolnictwie
i jak rolnictwo jest dzisiaj stosowane,
przyniosła też oczywiście negatywne skutki,
o których za chwilę powiem.
Natomiast jeżeli spojrzymy, jak dzisiaj wygląda rolnictwo,
zwłaszcza rolnictwo konwencjonalne,
to proszę mi uwierzyć, kiedy sam chodzę na spotkania z rolnikami,
czy to na święto kukurydzy, czy to na wszelkiego rodzaju inne spotkania,
ludzie, którzy przyjeżdżają z dużych firm, koncernów produkujących nasiona,
zwracają się do rolników, których my znamy i bardzo często postrzegamy
jako poczciwych ludzi zapatrzonych w pole, jako pewną pracę,
która przynosi im nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim dużo satysfakcji.
Zwracają się do nich językiem w stylu
Dziękuję, że wybieracie naszą genetykę, dziękuję, że wybieracie naszą odmianę,
bo to dzisiaj głównie cały rozwój rolnictwa
stoi na różnych odmianach genetycznych.
I oczywiście, kiedy używam po raz pierwszy słowa genetyka,
pierwsze, co nam przychodzi do głowy, to genetycznie modyfikowane odmiany.
I tutaj to jest osobna historia na osobny wieczór, na osobne pudełko.
Niemniej to wszystko się sprowadza do tej samej mechaniki.
Dzisiaj cała innowacja w rolnictwie,
niejako zapoczątkowana przez Normana Borlauga,
opiera się na tym, że my krzyżujemy odmiany,
które odpowiednio dostosowują się do warunków, w których są uprawiane.
Możemy robić to w sposób tradycyjny, tak jak nauczył nas,
bo od tego właściwie zaczynał, od krzyżowania fasoli.
I ja zawsze zapominam, jak się nazywał ten czeski mnich
i państwo na pewno kojarzycie, kogo mam na myśli.
Czeski mnich, który pierwszy też odkrył zasady genetyczne.
Wiecie, o kim mówimy w tej chwili.
I krzyżował fasolę.
Przepraszam, zaraz znajdę gdzieś w zapleczu głowy jego nazwisko.
Ale on uchodzi głównie jako za ojca genetyki,
ale między innymi za osobę, która zidentyfikowała pewne procesy,
które zachodzą w przyrodzie, które my dzisiaj możemy wykorzystać.
Wszelki rozwój, można powiedzieć, wszelka innowacja dzisiaj w rolnictwie
sprowadza się bardzo często do samej genetyki,
czyli do tego, że my stosujemy i produkujemy w jakiś sposób
swoje własne odmiany.
Całe ogrodnictwo, można powiedzieć, szeroko pojmowane hobbystyczne ogrodnictwo,
to jest nic innego jak zabawa we własną hodowlę,
w dążenie do w końcu wyhodowania upragnionego pomidora,
o upragnionej barwie i upragnionym smaku,
który dobrze zachowuje się w danym obszarze.
To też ma taki bardziej poetycki wymiar, który ja osobiście bardzo lubię,
bo jeżeli wejdziecie państwo w hodowlę swoich rzeczy,
swoich warzyw, swoich owoców, swoich roślin,
na swoim kawałku ziemi, czy to jest kawałek balkonu,
czy to jest kawałek jakiegoś ogródka działkowego,
to już ze względu na to, że wchodzicie w cały proces,
korzystacie z tego, że roślina się dostosowuje do indywidualnych warunków,
w których się znajdujecie,
nadajecie jej indywidualny charakter, indywidualny smak i indywidualny rys,
wchodząc oczywiście głębiej w całą procedurę
rejestrowania swojej odmiany i tak dalej.
Po 10 latach możecie mieć coś,
co śmiało podpiszecie swoim imieniem i nazwiskiem jako wyjątkową odmianę,
która potem funkcjonuje w szerokim kontekście rynkowym.
Dzisiaj znamy to chociażby, kiedy mówimy o śliwce sysońskiej,
czy przepraszam, przekręciłem nazwę, ale wiecie, o czym mówię.
Wszelkiego rodzaju lokalne kolory uprawianych odmian,
uprawianych warzyw i roślin.
I teraz, jakie mamy konsekwencje zielonej rewolucji?
Bo to, na co wpadł Norman Borlaug
i to, w jaki sposób on zaprezentował światu pewne praktyki,
zostały mocno upowszechnione i funkcjonują po dziś dzień.
Więc przede wszystkim efektywność,
to, że jesteśmy w stanie wyciągać więcej z hektara,
jesteśmy w stanie odpowiednio ochotować odmiany tak,
żeby lepiej przyswajały wartości odżywcze z nawozów mineralnych,
które są dostosowywane pod uprawy.
Z drugiej strony, my też musimy stosować coraz więcej środków uprawy,
roślin, m.in. środków ochrony,
po to, żeby było nam łatwiej więcej rzeczy uzyskać z danego obszaru.
Znacie zresztą to Monsanto, jedna z największych firm,
dąży do tego, żeby w końcu, czy nawet jej się to udało,
musiałbym to w tej chwili sprawdzić,
ale żeby jedna z ich odmian była odporna na tak zwany…
czy ich też kolejny, można powiedzieć,
słynny środek do uprawy roślin, RUNDUP.
Słyszymy, że jak coś nam nie wychodzi na polu,
to od razu możemy pole zrundupować, wszystko wypalić i zacząć od nowa.
To znowu Monsanto szuka takiej odmiany roślin,
która jest odporna na ten ośrodek, który przepala właściwie każdy chwast,
a ma pozostawić tylko to, co jest dobre.
Zresztą zielona rewolucja też wprowadza taki podział
na rośliny pożyteczne i rośliny, które są chwastami.
Jest to podział stricte sztuczny i związany z tym,
że my dążymy do uzyskania pewnej efektywności w produkcji rolniczej.
Cały widz i cały problem polega na tym, że to działa.
Na zasadzie to dobrze funkcjonuje.
Problem polega na tym, że niesie ze sobą bardzo duże koszty uboczne,
coś, co możemy nazwać kosztem metabolicznym systemu.
My dzisiaj mocno przegrzewamy nasz system produkcji,
jeżeli chodzi o produkcję roślinną,
a produkcja roślinna leży u podstaw wszelkiej innej produkcji rolniczej,
bo produkujemy rośliny po to, żeby karmić zwierzęta,
z którymi później robimy różne rzeczy,
znaczy z których robimy później różne rzeczy.
Natomiast my dzisiaj produkujemy za dużo żywności
po to, żeby rzeczywiście sprostać pewnym wymaganiom,
które pojawiają się na świecie.
Może pojawić się oczywiście pytanie,
jak to jest, że produkujemy za dużo żywności,
a wciąż jest głód na świecie?
To jest generalnie też problem całego systemu.
Produkcja żywności to jest też mocno zawiła logistyka,
która nieraz nie jest w stanie sprostać temu,
żeby świeżą żywność dostarczyć do odpowiednich miejsc na świecie.
Jest to też oczywiście pewien wątek kulturowy.
Na czym ten wątek kulturowy polega?
Wiem, że to może wydawać się banalne
i to jest bardzo prozaiczne, co w tej chwili powiem,
ale gdyby pojawił się głód w Europie
i gdybyśmy my oczekiwali, że dostaniemy wystarczająco dużo wartości odżywczych
pod postacią pewnego surowca czy pod postacią pewnego materiału rolniczego
i dostawalibyśmy go z Azji
i byłaby to na przykład mąka ze świerszczy,
która ostatnio wcale nie zrobiła furory w naszym kraju,
my mielibyśmy w jakiś sposób blokadę kulturową,
żeby to przyswajać.
Podobnie jest z różnymi innymi kulturami,
zwłaszcza gdzie się pojawia dużo głodu.
Nieraz taka mąka, którą my znamy, to jest de facto ziarno traw.
Trawy nie do końca, niektórzy w tym wszystkim się odnajdują,
o czym też zaraz za chwilę powiem,
że jedzenia to też w dużej mierze kultura.
Ale wracając do zielonej rewolucji.
Zmniejszenie bioróżnorodności.
Dążymy do uprawiania pewnych monokultur,
które spełniają nasze oczekiwania
i nadają się na to, żeby lepiej je uprawiać
i lepiej pod ich kątem układać swój plan rolniczy.
Jest to też przede wszystkim monopolizacja rolnictwa,
która polega na tym, że dzisiaj głównie liczą się duzi i gracze.
Ja też, dawno mnie tutaj nie było,
jeżeli chodzi o województwo dolnośląskie,
ale to też widać, jeżeli macie państwo okazję
być z różnych miejsc w Polsce,
jak duże są pola , jak duże są połacie na przykład kukurydzy tutaj,
a kukurydzy w województwie łódzkim,
że już o małopolskim nie wspomnę.
Jeżeli spojrzymy na mapę polskie, to też szybka dygresja
i będziemy szli linią prostą od południowego wschodu
do północnego zachodu,
to tak mniej więcej wygląda wielkość gospodarstw.
Południowy wschód to są najmniejsze gospodarstwa
około jednego hektara do dwóch hektarów,
gdzie na północnym zachodzie mamy do czynienia
z ogromnymi latyfundiami od 80 hektarów nawet do 200.
I to też widać, jak jest prowadzona uprawa.
Tutaj, ponieważ jesteśmy bardziej na stronie zachodniej,
jeżeli chodzi o Polskę, widać, że te połacie kukurydzy
są na przykład zdecydowanie większe niż to,
co ja spotykam u swojego teścia w województwie łódzkim.
Też zupełnie inny styl, technika uprawy i tak dalej.
Ale to się wiąże z tym, że to, co znajdujecie na polu,
to jest zawsze jedna i ta sama odmiana,
która znowu ma odpowiednią genetykę,
która świetnie się sprawdza akurat w tym terenie
pod tymi warunkami klimatycznymi w tej chwili.
To też w Polsce oczywiście się zmienia,
bo jak wiemy, mamy w tej chwili już panującą
od dobrych paru miesięcy suszę w naszym kraju,
no a środkowa polska pustynnieje.
Na trudnych glebach trudno tam tej chwili coś uprawiać
i to są problemy, z którymi my się będziemy borykać w przyszłości.
Ostatni punkt, o którym tutaj chciałem wspomnieć,
to jest degradacja gleby.
I tym będą się zajmować moje koleżanki i koledzy
na kolejnych spotkaniach z cyklu „Grunt to gleba”.
Ja bardziej identyfikuję problem, że rzeczywiście
gleba jest dzisiaj degradowana.
My stosując mineralne nawozy,
starając się jak najwięcej wyciągnąć z tego, co możemy,
nie dbamy o glebę, która jest żywą warstwą ziemi.
To znaczy żywą, dlaczego żywą warstwą ziemi?
To jest ten taki brud, w którym zalega mnóstwo grzybów,
mnóstwo bakterii i różnego typu innych organizmów,
które sprawiają, że rozkładamy w jakiś sposób materię organiczną,
która zalega na powierzchni gleby.
Wchodzimy w ekosystem, wchodzimy w pewną wymianę wartości odżywczych
pomiędzy różnego typu organizmami.
Organizmy, które są niezbędne do tego,
żeby zachodziły pewne procesy w przyrodzie.
Nie będę tu wchodził w detale,
ale na przykład jeżeli myślimy o tak zwanych roślinach bobowatych,
czyli wszelkiego rodzaju fasolach, roślinach motylkowatych,
czyli tutaj mamy koniczynę między innymi, czy lucernę,
która jest bardzo dobrą zresztą paszą dla krów.
To są rośliny, które wchodzą w syntezę z bakteriami nitryfikującymi,
które są w stanie wiązać azot z powietrza
i dostarczać bezpośrednio wartości odżywczych do korzeni rośliny.
Jeżeli one wyginą, to będziemy mieli problem z tym,
żeby cokolwiek wysadzić.
Problem degradacji gleby jest problemem poważnym,
bo jeżeli zwiększamy wartość produkcyjną,
to bardzo często o tym zapominamy,
żeby również zadbać o glebę, o pewną higienę tego,
jak ona się zachowuje, jak ona funkcjonuje.
Ale tak jak mówię, o glebie na pewno jeszcze będą mówili
moi koledzy i moje koleżanki.
Tu niestety nie wskoczył mi slajd, a chętnie bym go państwu pokazał.
Proszę wybaczać, bardzo szybko tutaj wrzucę to.
Nie wiem, czemu on mi się nie załadował.
Przejdźmy w takim razie dalej.
Jeżeli chodzi o rolnictwo dzisiaj, parę słów tutaj,
bo nie wiem, czy państwo pamiętacie.
W tej chwili rolnicy nie mają czasu,
żeby wyjechać na ulicę i blokować drogi.
Mamy czas żniw.
Jest to moment, kiedy zresztą jak tutaj będziemy się przejeżdżać po okolicy,
już zobaczymy, są pierwsze koszenia, są pierwsze zbiory,
fajne snopki siana są porozkładane po polu.
Kukurydza jeszcze idzie, trzeba jej dać trochę dwa, trzy tygodnie,
ale za niedługo zaczną się zbiory kukurydzy.
W tej chwili rolnicy są zajęci tym, co się dzieje u nich na polu.
Natomiast jak pamiętacie, to też był taki dosyć znamienity moment,
kiedy 27 lutego bodajże rolnicy jechali na Warszawę.
Temperatura odczuwalna, z tego, co pamiętam,
wynosiła 26 stopni Celsjusza w lutym.
Więc było to trochę takie signum temporis.
Z jednej strony mamy rolników,
którzy się opierają przed wprowadzeniem polityk Zielonego Ładu.
Z drugiej strony mamy jawny przykład na to,
że te polityki w jakiś sposób powinny zostać zaaplikowane,
no bo ziemia dosłownie nam się zaczyna grzać.
W lutym 26 stopni Celsjusza.
Nie chcę wchodzić w detale protestu rolników,
bo nie da się ukryć, że to pozostaje jego zwolennikiem
i widzę, z jakimi problemami rolnictwo polskie dzisiaj się zmaga,
nie tylko polskie, ale też europejskie,
ale wymaga to pewnych gruntownych rzeczywiście reform,
przemyślenia tego, o co właściwie w rolnictwie chodzi
i jak ono powinno funkcjonować.
Do tego m.in. służy właśnie analiza systemów żywnościowych,
o których powiem parę słów na samym końcu.
Natomiast rolnictwo, zresztą co sami rolnicy stwierdzają,
jest mocno niepoukładanym systemem w tej chwili,
mocno zbiurokrytozowanym, biurokratyzowanym,
który nie sprzyja temu, żeby się sprawnie rozwijało.
Z drugiej strony pojawia się konieczność tego,
co niejako narzuca nam Unia Europejska w sytuacji,
zresztą tutaj mam pokazaną główną politykę,
tego, żeby jednak wprowadzić pewne zmiany
do tego, jak dzisiaj żywność jest produkowana.
Jeżeli chodzi o podstawowy paradygmat tego,
jak my dzisiaj podchodzimy do rolnictwa,
to głównym dokumentem strategicznym,
który determinuje to, w jaki sposób my w Polsce
czy też w szeroko pojmowanej Europie będziemy do rolnictwa podchodzić,
jest polityka od pola do stołu:
„from farm to fork”,
czyli w jakiś sposób zmniejszanie z jednej strony łańcuchów dostaw,
poszczególnych pośredników, którzy występują pomiędzy rolnikiem
a końcowym odbiorcą żywności.
Jeżeli prześledzimy łańcuchy dostaw,
one są nieraz naprawdę bardzo dużo rozbudowane
i produkcja żywności, koszt, który ponosi rolnik,
jest dużo niewspółmierny odnośnie tego, ile my za to płacimy.
Tutaj dużym, można powiedzieć, paradoksem jest np. produkcja mięsa,
gdzie koszt, który ponosi rolnik jest zdecydowanie większy niż my,
którzy za to w tej chwili płacimy.
Gdzieś ta cena po drodze jest zaniżana.
Zresztą są też na ten temat artykuły naukowe.
Też, żeby troszkę zminimalizować produkcję zwierzęcą w Unii Europejskiej,
w tej chwili Unia Europejska dużo inwestuje
w programy poszukiwania alternatywnych źródeł białka.
Powstają wszelkiego rodzaju laboratoria,
które na podstawie różnego typu biomasy,
takiej jak grzyby czy pleśnie,
starają się wypracować odpowiednik wysokobiałkowy dla żywności,
którą znamy z naszych talerzy pod postacią mięsa.
I teraz nawet jeżeli spojrzymy dzisiaj na wszelkiego rodzaju,
to też jak byłem na przeglądzie startupów rolniczych w Warszawie,
to mocno ze sobą ścierali się producenci alternatywy dla sera.
Bardzo często alternatywa dla sera jest robiona przy użyciu roślin,
które mają ten wysoki współczynnik białka,
który możemy dostarczyć potem do naszego organizmu.
I takim właśnie głównym współczynnikiem jakości produktu
czy tego, co sprawia, że produkt jest jeden lepszy od drugiego,
jest to, ile tego białka udało się w danym produkcie wykręcić.
To jest oczywiście coś, co jest w procesie
i wciąż w tej chwili różne grupy,
różni ludzie starają się w tym obszarze czynić sukcesy
i rozwijać swoje inwestycje.
Inna trzecia, można powiedzieć, najważniejsza rzecz,
to jest to, żeby rzeczywiście w jakiś sposób odejść
od wspierania dużego konwencjonalnego rolnictwa
na rzecz rolnictwa mniejszego, na rzecz rolnictwa średniego,
na rzecz tak zwanego rolnictwa jakościowego,
które skupia się na zwiększaniu jednak bioróżnorodności na rynku,
pokazywaniu różnych nowych odmian,
które są odpowiednio wypieszczone do tego.
No i przede wszystkim skracaniu łańcuchu dostaw,
tego, żebyśmy zimą…
Siłą rzeczy nie zjemy zimą polskiego pomidora,
ale żebyśmy niekoniecznie mieli w sobie jako konsumenci
to pragnienie jedzenia pomidorów przez cały rok,
bo też jest to nie do końca normalne.
I te pomidory, które jemy najczęściej zimą,
to są odpowiednie odmiany, które kosztem smaku,
kosztem jakości mają wyśrubowane te cechy,
które pomagają im długo przetrwać w transporcie,
najczęściej z krajów Ameryki Południowej.
O tym można byłoby długo.
Niemniej ten skręt w kierunku tego, jak polityka zielonego ładu
jest zrealizowana w kontekście rolnictwa
przez tę politykę od pola do stołu,
to jest też coś, co, jak państwo zresztą wiecie,
często jest pewnym elementem kontrowersji.
Dużo racji mają rolnicy,
ale też w wielu kwestiach się mogą mylić.
Jest tu sporo bałaganu i sporo przed nami pracy,
zarówno nami jako konsumentami i uczestnikami
całego procesu produkcji żywności czy całego systemu żywnościowego,
żeby coś z tym zadziałać.
Nie wiem czemu, niestety mi się nie ładują slajdy,
ale zaraz o tym, pominę to.
Przejdę szybko do solarpunkowej wizji rolnictwa.
I tutaj mam dla siebie notatkę, żebym wyświetlił państwu film.
W zeszłym roku byłem, tak jak wspomniałem na samym początku,
opowiadałem o solarpunku.
Czy ktoś już się tutaj spotkał z pojęciem solarpunk wcześniej?
Super.
Proszę? W zeszłym roku na Slocie, dokładnie, dziękuję.
Solarpunk jest taką wyrastającą z domeny internetu, można powiedzieć,
estetyką, która w jakiś sposób fetyszyzuje
użycie technologii w produkcji żywności.
Niesie nam dużo obietnic.
Zresztą tak jak wspomniane wcześniej, to też jest dla mnie kluczowe,
czy dla nas w tym kontekście, kiedy my mówimy o rolnictwie dzisiaj,
to wyróżnia się trzy podstawowe systemy uprawy w rolnictwie.
Pierwsze to jest rolnictwo konwencjonalne,
które jest mocno nastawione na zysk i na największą produkcję.
Więc tutaj mamy bardzo często, bardzo wykorzystanie
i czy nieraz nadużycie nawozów mineralnych do tego,
żeby wyciągnąć jak najwięcej z gleby.
Drugie to jest tak zwana metoda zintegrowana,
która służy do tego, żebyśmy w sposób najbardziej przemyślany i dokładny
i tylko kiedy jest to konieczne stosowali środki ochrony roślin
i odpowiednie nawozy.
No i na samym końcu mamy system uprawy ekologicznej.
Tylko problem z systemem uprawy ekologicznej polega na tym,
że pomimo tego, że jest najzdrowszy, najbardziej prawilny,
najzdrowszy zarówno dla nas, dla zwierząt, jak i dla całej planety,
to ze względu na to, przed jakimi my w tej chwili stoimy wyzwaniami,
przed tym, jakiej się spodziewamy populacji ludności już za parę lat,
rolnictwo ekologiczne świata nie wyżywi.
Jest już trochę za późno na to, żeby odpowiednio wprowadzać systemy.
Oczywiście znajdą się gdzieś pewne szkoły,
które modelują takie rozwiązania,
gdzie mówią, że cała agroekologia jest w stanie nas zbawić
i jesteśmy w stanie wprowadzić takie systemy,
żeby to było jak najbardziej efektywne również przy dużej populacji ludzi,
ale one często sprowadzają się do tego,
że właściwie każdy i każda z nas musiałby zostać rolnikiem,
co nie do końca jest wykonywalne,
bo wiemy, nie każdy z nas chciałby to robić.
Chociaż to się powoli, powoli zmienia.
Po ostatnim kryzysie w domenie IT
coraz częściej mówi się o tym, że programiści zaczynają być rolnikami,
bo to jest jeden z najbardziej, bym powiedział, trwałych i stabilnych zawodów.
Natomiast ta metoda zintegrowana bardzo często opiera się na czymś,
co mi się tutaj nie wyświetliło,
o czym chciałem powiedzieć, co się nazywa rolnictwem precyzyjnym.
Czyli takim podejściem do rolnictwa, gdzie my dosłownie mierzymy,
ale również wykorzystujemy technologie informatyczne do tego,
żeby one za nas mierzyły to, w jaki sposób pole się zachowuje.
I kiedy spojrzymy na ten krótki filmik, który państwu chcę wyświetlić,
a który jest takim przelukrowanym
czy może nawet przerysowaną wizją tego,
czym może być solarpunkowa wizja rolnictwa,
czyli taka technologiczna wizja rolnictwa,
tam ta technologia pojawia się na każdym kroku.
Jest to technologia trochę sci-fi,
ale wciąż nadaje ona pewien kierunek zmian
i buduje naszą zbiorową wyobraźnię na temat tego,
jak powinno wyglądać rolnictwo przyszłości.
To, co widzicie państwo przed swoimi oczami, to jest jogurt.
Chobani jest producentem jogurtu,
więc wykorzystuje całą szeroko pojmowaną estetykę solarpunkową,
którą znamy z różnych innych źródeł, do tego, żeby pokazać,
tak, tak powinno wyglądać rolnictwo, tak będzie wyglądało rolnictwo,
jeżeli będziemy chcieli, żeby ono tak wyglądało.
Trochę przypomina to reklamy serka Almette,
gdzie my widzimy krówki,
które się swobodnie pasą po polanach, na łąkach i tak dalej,
ale mając świadomość tego, ile tego serka Almette w tej chwili jest,
właściwie na każdej półce,
właściwie w każdej Żabce, którą napotykamy,
zdajemy sobie z tego sprawę,
że produkcja mleka, po to, żeby tyle tego serka powstało,
nie może wyglądać tak, jak na tej reklamie,
że te krówki się swobodnie pasą.
Wystarczy mieć stado krów, które składa się z 18 osobników,
żeby już mieć konieczność stosowania tak zwanej…
To jest utrzymanie uprzęgowe,
czyli krowy są zamknięte w swoich odpowiednich pozycjach.
Więc z jednej strony jest nam sprzedawana pewna wizja tego,
jak to może funkcjonować, jeżeli tylko nam zaufacie,
jeżeli tylko w to nie będziecie wchodzić,
ten brud, który się tutaj pojawia przez…
Zaraz znowu będzie odżywczy, bo w jakiś sposób o to zadbamy.
I to rozbudza nasze nadzieje i słusznie,
bo tak to rzeczywiście może wyglądać,
ale niekoniecznie, jeżeli sprawimy,
że to będzie w jakiś sposób decydowane za nas,
tylko sami w to wejdziemy.
Znowu niestety slajd mi się nie wyświetlił,
ale John C. May, chociaż tyle tutaj mogę wam powiedzieć,
John C. May jest głównym CEO Johna Deera.
Kojarzymy Johna Deera, prawda?
John Deere zrobił furorę całkiem niedawno,
zrobiło się o nim głośno, jak jeden z rodziny członków ministra
sprezentował drogi traktor na jego weselu.
Wtedy nagle w każdym domu w Polsce zamieszkała nazwa John Deere.
Rolnicy długo pamiętają Johna Deera jako producenta drogich,
wyspecjalizowanych sprzętów rolniczych,
głównie traktorów czy też ciężkiego sprzętu ze Stanów Zjednoczonych.
Nam, mieszczuchom, bardzo często pierwszy raz John Deere się zawitał od naszych domów,
kiedy dowiedzieliśmy się, że ktoś komuś dał na weselu bardzo drogi traktor.
I John Deere już od całkiem dawna zaczyna eksperymentować z nowymi technologiami.
Przejawia się to między innymi przez to,
że zamiast w jakiś sposób zatrudniać ludzi do fabryk,
do miejsc, gdzie składa się tego typu urządzenia,
coraz częściej, czy nawet można powiedzieć przeważająca liczba
otwartych stanowisk w tej chwili u Johna Deera,
to są głównie stanowiska programistyczne czy informatyczne.
John Deere mocno zaczyna być w tej chwili bardziej firmą technologiczną niż rolniczą.
Co to znaczy? To znaczy, że zaczynają przedstawiać pewne rozwiązania,
które są dostępne dla określonej grupy odbiorców,
zwłaszcza tych, którzy mają dużo pieniędzy.
Działają w oparciu o modele sztucznej inteligencji,
czyli z jednej z najbardziej, bym powiedział, rozwijających się w tej chwili dziedzin,
domen, która jest wysoko wyspecjalizowana i też nie jest tania.
I jednocześnie wymagają produkcji odpowiedniego typu sprzętu.
To jest, można powiedzieć, wpisywanie się w ten nurt
czy system uprawy zintegrowanej, o której wcześniej wspomniałem,
ale jest to coś, co jest dostępne tylko dla dużych graczy,
dla osób, których na to w jakiś sposób stać.
Zresztą to też o tym było całkiem głośno ostatnio,
że John Deere wprowadzając, bo oczywiście, jeżeli chcemy w tej chwili już spryskać
komputerowo wspieranym systemem nasze pole,
to musimy mieć do tego odpowiedni dozownik czy rozpryskiwacz nawozu.
Była głośna sytuacja o tym, że kiedy pojawiły się zorze,
znowu można powiedzieć,
pewien problem związany z tym, jak się zmienia klimat
i te zorze coraz bardziej schodzą na południe i tak dalej,
totalnie spadł system z lokalizacji,
który John Deere miał podpięty do tego typu urządzeń,
który sprawił, że przez parę dni rolnicy nie mogli wykonywać swojej pracy,
bo ich sprzęt nie działał, co było nie do pomyślenia 10-20 lat temu,
gdzie traktory, ciężka maszyna była głównie mechaniczna,
jeżeli coś nie działało, to każdy rolnik był na tyle biegły
w podstawach mechaniki, że był w stanie w jakiś sposób
na tyle to załatać.
Tutaj Ursusy, pod tym względem polskie Ursusy, piękna rzecz,
są jako mechaniczne rozwiązania wciąż dostępne,
że jesteśmy w stanie wykałaczką nawet jakoś szybko
jedną z rzeczy, które przestały działać, naprawić.
Niemniej do czego zmierzam?
Najwięksi gracze, najwięksi producenci techniki rolniczej tak zwanej
wchodzą w tej chwili w obszar IT
i wykorzystują to, w jaki sposób informacja dzisiaj nam daje kontrolę nad uprawami.
Tylko znowu, daje z jednej strony tą kontrolę największym graczom
i też jest robiona pod największych graczy,
pod największe agroholdingi, pod największe, można powiedzieć,
zespoły związane z tym, co jest uprawiane.
Do czego to się sprowadza?
Do tego, że my w jakiś sposób cały czas utrzymujemy
pewien paradygmat, który tutaj funkcjonuje.
Ja już wiem, czemu mi się to nie wyświetla,
bo niestety internet został wyłączony i slajdy mi się nie wyładowały.
Ja szybko włączę, proszę mi wybaczyć tutaj alternatywę
i będzie mi sprawniej z tym podziałać.
Proszę wybaczyć za te cyk, cyk, cyk.
Tutaj byliśmy, tutaj byliśmy, cyk, cyk, cyk, o.
To jest to, o czym mówię.
W jaki sposób John C. May przerzucił swoje,
przestał być firmą rolniczą, a zaczął być firmą komputerową.
Zaczął rywalizować z innymi w produkcji modeli sztucznej inteligencji.
To, o czym my myślimy w kontekście agrocybernetyki,
to jest troszkę sprawdzenie tego,
co zostało pokazane w tym filmiku przed chwilą o jogurcie.
Czy ta wizja pozytywnego rolnictwa jest dostępna dla wszystkich?
To znaczy, czy my możemy zaraz być takimi powiedziałbym technorolnikami,
osobami, które czerpią z całej dobroci,
jaką dają nam nowe technologie, zwłaszcza internet,
możliwość przetwarzania informacji, komunikacji,
wymiany informacji z innymi po to, żeby usprawniać swoje uprawy
i zrobić ten system uprawy zintegrowanej
również dostępnym dla małych i średnich gospodarstw.
I teraz, jeżeli chodzi o sam solarpunk jako pewien sposób podejścia
nie tylko, można powiedzieć, do domeny rolnictwa,
ale do szeroko pojmowanego systemów społecznych
czy tego, co zachodzi na poziomie lokalnych społeczeństw,
to jednak w dużej mierze też w produkcji technologicznej
i aplikacji nowych technologii do tego, co nas otacza,
chodzi o pewne uzyskanie sprawczości
poprzez dbanie o różnorodność,
poprzez nawiązywanie relacji z innymi graczami.
Jeżeli nas jest dużo, jesteśmy małymi i średnimi,
jesteśmy w stanie powoływać kooperatywy,
wymieniać się na bieżąco informacjami,
wspierać się w szeroko pojmowanym rozwoju tego,
na czym nam najbardziej zależy, czyli też m.in. w uprawach.
To jest związane z tym, że w jakiś sposób nowe technologie
mogą zostać zaimplementowane do tego,
żebyśmy starali się uciekać od monopolu
dużych dostawców i producentów żywności
poprzez decentralizację,
poprzez stworzenie tak zwanych alternatywnych sieci żywnościowych,
które zamykają, można powiedzieć, w odpowiednim obiegu
relacje pomiędzy producentami a konsumentami,
poprzez stworzenie różnych alternatywnych ekonomii,
które rządzą się prawami lokalnymi,
no i identyfikowanie nowych form przepływu wartości w ekosystemie.
I to wszystko właściwie sprowadza się do takich grubych założeń filozoficznych,
które mówią nam o tym, że jeżeli spojrzymy na rolnictwo,
to ono głównie stoi na słońcu.
I tak naprawdę od słońca wszystko się zaczyna
i na słońcu wszystko się skończy, jak się później okaże.
Natomiast jeżeli chodzi o produkcję roślinną,
to słońce daje nam bardzo dużo za darmo właściwie.
Całe rośliny i można powiedzieć, cała magia, która jest…
Przepraszam?
Ok, proszę wybaczyć.
To cała magia, można powiedzieć,
zamyka się w procesie fotosyntezy tym,
że rośliny są w stanie przetwarzać i magazynować w sobie energię
pod postacią energii słonecznej.
To, co znamy dzisiaj pod postacią węgla czy innych surowców kopalnych,
to bardzo często jest nic innego jak rośliny,
które skamieniały, które…
Mówi się na Śląsku o czarnym słońcu, na którym my żyjemy, prawda?
Bo to są nic innego jak paprocie,
które w jakiś sposób skumulowały w sobie energię słoneczną,
którą my teraz na nowo spalamy i oddajemy,
ale jak wiemy, węgiel też w pewnym momencie się skończy.
Chodzi trochę o to, żebyśmy zrobili krok do tyłu
i zastanowili się, w jaki sposób my jesteśmy w stanie
w pełni wykorzystać to, co nam słońce daje.
I tutaj pojawia się kolejny wątek tej takiej podstawy obliczeniowej,
którą wyciągamy z natury.
To, że jakbyśmy się nie odwrócili,
rok ma te 365 dni, to, że my to w ten sposób nazywamy,
daje nam tą pewną stałość, daje nam tą cykliczność,
którą my odpowiednio jesteśmy w stanie weryfikować
i na jej podstawie jesteśmy w stanie wypracowywać nowe rozwiązania.
Ale jeden z pierwszych procesów obliczeniowych
jest niejako wbudowany w nasz system, w nasz układ,
w to, w jaki sposób my funkcjonujemy dzisiaj.
To jest też związane z czymś, o czym całkowicie zapominamy,
ale wszelkie procesy, które zachodzą na Ziemi,
zostały zapoczątkowane przez słońce.
I tak naprawdę, jakbyśmy się nie odwrócili,
my jesteśmy częścią tego procesu.
Gdzieś tam kiedyś wyłoniliśmy się z brudu
pod postacią różnych elementów organicznych,
które na podstawie ewolucji nas doprowadziły do takiego stanu,
w jakim w tej chwili jesteśmy.
Ale tak naprawdę to my wyszliśmy z tej żywej tkanki,
żywej warstwy planety, jaką jest gleba,
jaką jest kompost, który na niej powstał.
Zresztą funkcjonuje takie stwierdzenie w filozofii,
które jest zaczerpnięte z resztą z metafory ogrodniczej,
generatio aquotica, czyli coś,
co się wyłania samo z siebie i z innego już systemu.
I Kant na przykład pisze o tym, że dla niego takim zjawiskiem
są dżdżownice, jak same się pojawiają na pryzmie kompostowej.
Ni stąd, ni zowąd pojawiają się dodatkowe organizmy,
które wyłaniają się ze zmieniającego systemu.
Tak samo jest trochę w tej chwili z nami.
My jesteśmy częścią pewnego procesu, który ma pewną cykliczność,
przez co sami też w jakiś sposób możemy na siebie patrzeć
jako kolejny element, kolejny etap, który gdzieś tam jest przed nami.
I tu przechodzimy do ostatniej części, o której chciałem powiedzieć parę słów.
To dotyczy samych systemów żywnościowych.
Bo systemy żywnościowe trudno opisać.
One są systemami dynamicznymi, ale one są wszechobecne.
Bo jakbym tutaj teraz się zapytał, kto z państwa jadł śniadanie,
to zakładam, że każdy, czyli każdy już dzisiaj
partycypował w systemie żywnościowym.
Piliśmy wodę, każdy z nas partycypuje w systemie żywnościowym.
Podejmujemy decyzje w Żabce, partycypujemy w systemie żywnościowym.
Co prawda jesteśmy konsumentami,
ale bardzo niedaleko leżymy od producentów.
To oczywiście ma wpływ na to, jakie są kształtowane polityki żywnościowe.
Czy na poziomie europejskim, czy na poziomie krajowym,
czy też na poziomie miejskim.
Mówi się coraz częściej o bezpieczeństwie żywnościowym
i odporności żywnościowej miast.
O tak zwanym pakcie mediolańskim, który zmusza miasta do tego,
żeby zadbały o swoją niezależność żywnościową.
I to jest coś, co nam wszystkim gdzieś tam odpaliło się w głowie,
jak pojawił się COVID.
Gdzieś tam zachwiane zostały pewne łańcuchy dostaw
i nie do końca czuliśmy się bezpiecznie.
Ludzie zaczęli wychodzić, zresztą to też widać pod postacią tego,
jak podskoczyły ceny ogródków działkowych.
Ludzie zapragnęli powrócić do podstaw całego systemu żywnościowego,
żeby zobaczyć, żeby wciąż jednak poczuć się w jakiś sposób uziemionymi.
Tutaj bardzo lubię przywoływać ten przykład związany z tym,
jeżeli myślimy o systemach żywnościowych,
na jakich one funkcjonują w poziomach.
Tutaj za brandem mamy pokazane,
jak szybko zmieniają się pewne procesy w poszczególnych warstwach,
które nas wszystkich dotyczą.
System żywnościowy tak naprawdę funkcjonuje
na przecięciu tych wszystkich warstw, które się tutaj pojawiają.
Zaczynając od natury, co jest najbardziej oczywiste,
ale de facto rośliny, które zapoczątkowały naszą bytność na tej planecie,
a teraz są wykorzystywane do tego, żeby ją kontynuować,
też stale się zmieniają w zależności od tego,
jak system żywnościowy na nie wpływa.
Kultura to jest też coś, o czym za chwilę powiem,
jest kluczowa, jeżeli chodzi o produkcję i konsumpcję żywności.
Zarządzanie bardzo często jest budowane na podstawie wartości,
które wynikają z kultury.
Wszelka infrastruktura, czyli to, że my dzisiaj mówimy
o dużych gospodarstwach czy też o małych gospodarstwach,
jest pewną konsekwencją tego,
jak zostało ustanowione prawodawstwo w danym kontekście.
Potem mamy oczywiście rynek, wiemy, że rynek szybko się zmienia.
Mamy w tej chwili sezon na jagodzianki,
dużo jagodzianek wjeżdża na nasze stoły.
Całkiem niedawno były to szparagi,
jeszcze na początku bardzo szybko w tym roku pojawiły się truskawki,
ale już teraz trudno dobre truskawki, bo sezon się skończył.
No i oczywiście wszelkiego rodzaju mody, które zmieniają się stale.
Mody na kombucze, mody w tej chwili na wszelkiego rodzaju
dziwne napoje z grzybów, tak zwane napoje nootropowe,
które w jakiś sposób zmieniają naszą aktywność mózgu,
nie są narkotykami, nie są napojami oddłużającymi,
a jednak wpływają na nasze warunki, na nasze poznawcze uwarunkowania.
Jest taki polski startup, który się nazywa High Culture,
gdzie badana jest zarówno prawodawstwo wokół wprowadzenia nootropów,
czyli pewnych takich odżywczych, bardzo często grzybopochodnych surowców,
które działają na nasz mózg, ale też wszelkiego rodzaju badania,
które wpływają na to, jak my dzisiaj dbamy o swoje zdrowie psychiczne.
Kultura, to jest to, o czym wspomniałem wcześniej,
ale o to się przejawia od dawna.
To, co widzicie teraz na slajdzie, to jest coś, co bardzo lubię,
to są słynne krowy angielskie.
Słyszeliście o słynnych krowach angielskich.
Krowy tak generalnie nie wyglądają,
ale krowy były malowane w ten sposób w XIX-XVIII wieku,
żeby gospodarze się pochwalili, jak jest dobrze u nich.
I to akurat nie jest, można powiedzieć, jakiś specjalnie wyselekcjonowany przykład,
chociaż nadal jest trochę dosyć dziwna, zwłaszcza z tą dziurą teraz tam na nodze,
ale można naprawdę, jak dobrze pogrzebiecie w internecie,
znaleźć przykłady krów, które mają malutkie głowy i ogromne ciała.
I to wtedy świadczyło o tym, wiecie, jak u mnie jest dobrze,
tak dobrze, jak tłusto mam krowę.
To był pewien symbol kulturowy.
Rolnictwo było podstawą tego, żeby pokazać to,
co dzisiaj nam dostarcza Mercedes czy BMW, którym się bujamy po ulicach.
Kiedyś dobry obraz krowy z danego sezonu
pokazywał, jak dobrze jest w moim gospodarstwie.
Ale też proszę na to zwrócić uwagę, bo bardzo często o tym zapominamy.
Wszelkiego rodzaju metafory żywnościowe leżą u podstaw tego,
jak my dzisiaj budujemy nasze uniwersum moralne.
Czyli to, co my możemy jeść, czego nie możemy jeść.
To, jak Ewangelia jest, można powiedzieć,
przesycona wszelkiego rodzaju metaforami związanym z jedzeniem.
Przecież tam jest mnóstwo metafor agrarnych,
z jednej strony dlatego, że one wciąż były bliskie i zrozumiałe dla ludzi,
zwłaszcza jak się jest pasterzem, zwłaszcza jak się jest rybakiem.
Znowu jesteśmy zaangażowani w produkcję zwierzęcą i roślinną.
Dzisiaj troszkę o tym zapominamy, dopiero powoli do tego wracamy.
Natomiast kultura jest też kluczowa w kontekście tego,
jak my pojmujemy jedzenie.
Jest taka piękna książka,
moralna historia jedzenia, w której są pokazy,
jest opisywane, są różne przypadki tego, jak jedzenie było wykorzystywane
do kształtowania naszej rzeczywistości społecznej.
Jednym z takich najbardziej kontrowersyjnych, pamiętam, przypadków,
które gdzieś tam przeczytałem, a które autorka przywołuje,
związany był z plemionami, nie wiem, czy plemionami bardziej,
tak, klanami wczesnośredniowiecznych grup rodzin z Irlandii Północnej,
gdzie kiedy herszt, czy herszt, król, wódz, szef takiej grupy
stawał się królem, czy wodzem, czy szefem takiej grupy,
organizowana była wieczerza,
na tą wieczerzę zapraszana była biała klacz,
ten król musiał z tą białą klaczą kopulować, a potem ją skonsumować.
Więc znowu, na pewnym poziomie symbolicznym zaczyna funkcjonować jedzenie.
Oczywiście z tej książki też się dowiedziałem, co jest pełną oczywistością,
ale bardzo często o tym zapominamy, jak słyszymy o tym,
że w średniowieczu było tak biednie, że ubodzy ludzie żywili się korzonkami.
Prawda, znamy to, od razu mamy ten obraz chudych, biednych,
schorowanych pod pańszczyzną chłopów, którzy grzebią w lesie
i wyciągają takie małe korzonki, które my znamy, jak wykopujemy chwasty.
Kiedy mówi się o korzonkach, to się głównie mówi,
i myśmy o tym zapominamy, o takich warzywach, jak marchew, burak,
chociaż to nie jest korzonek, czy ziemniak.
Ale to są te rośliny ziemne, które głęboko siedziały w glebie,
są te podstawowe, które leżą u podstaw, można powiedzieć,
naszej kultury i rozumienia tego, czym jest żywność.
Oczywiście ja tu cały czas kręcę się w kręgu judeochrześcijańskim,
ale wystarczy, że sięgniemy do kultury Bliskiego Wschodu,
wiemy, jakie zwierzęta są tam aprobowane, jakie nie i tak dalej.
Widzimy, jak to mocno wpływa na to, jak my działamy
i to też jest pewien element naszych systemów żywnościowych.
I teraz to, w jakim uniwersum żywnościowym funkcjonujemy i żyjemy,
wpływa też na to, w jaki sposób my opisujemy nasz świat
i jak podchodzimy do rolnictwa.
To jest bardzo wdzięczny przykład tego schemat,
który opisuje, jak funkcjonuje agrosystem.
I to, na co chciałbym zwrócić uwagę, to jest też jedna,
jeżeli chodzi o technologię informacyjną, jedna z kluczowych zasad,
za Georgem Boxem, który powiedział kiedyś,
że „wszystkie modele są błędne, ale niektóre bywają przydatne” .
I za każdym razem, jak wchodzicie Państwo,
czy wchodzicie w interakcje z modelami sztucznej inteligencji,
warto o tym pamiętać, że to zawsze są modele.
Modele są błędne, modele prowadzą do pewnych uproszczeń,
modele są niczym innym, jak pewnym sposobem,
który wykorzystujemy do tego, żeby wytłumaczyć nasz ludzki świat maszynie,
która działa na zasadzie zero-jedynkowej.
My musimy nadać znaczenie tego, czym jest zero i czym jest jedynka,
ale to jest zawsze pewna interpretacja, która wychodzi od projektanta.
I teraz my konstruujemy różne modele
i bardzo często te modele są uwarunkowane tym,
w jakiej rzeczywistości kulturowej my żyjemy,
w jakiej rzeczywistości społecznej my funkcjonujemy,
jakie my czytamy periodyki naukowe
no i też koniec końców, kto nam finansuje granty.
I tutaj ten model jest całkiem wdzięczny,
wprowadzamy jakieś różne rodzaje konsumentów trzeciego rzędu,
ale proszę spojrzeć, jak wyodrębniony jest tutaj człowiek.
To jest w jakiś sposób celną uwagą,
no bo de facto, jak na to nie spojrzeć,
rzeczywistość agrarna jest stricte rzeczywistością ludzką.
Jest to nic innego, jak sprawowanie kontroli nad przyrodą,
nad naturą w określony sposób.
Tylko my też bardzo często wyodrębniając siebie obok,
zapominamy o tym, że my też jesteśmy częścią tego całego systemu
czy też częścią konsumentów,
częścią systemu, w którym też my żywo partycypujemy.
Tutaj też inny przykład, jeżeli chodzi, jak funkcjonują modele.
Żebyśmy mieli świadomość, ja się uczyłem modelować
w kontekście sztucznej inteligencji
dzięki właśnie rzeczywistości agrarnej,
którą ja rozumiałem, którą ja czułem.
Bardzo szybki przykład tego, jak dzisiaj możemy konstruować modele,
to jest prosty model, model Access 2,
który pomaga nam zinterpretować,
w jaki sposób jesteśmy w stanie zamapować cyfrowo rozwój roślin
w naszym komputerze.
I to nie jest tak, żeby zawsze nam się udało to uchwycić.
Zresztą mówi się, to jest taki trochę Święty Graal
technologii informacyjnych w kontekście rolnictwa,
to szukanie uniwersalnego modelu planowania rośliny.
Czyli to, że będziemy w stanie wyliczyć wszystko
od samego początku do końca,
żeby wiedzieć, czego my się możemy spodziewać.
Oczywiście ze względu na dynamikę i złożoność systemu, jakim jest klimat,
trudno jest nam uchwycić ten zestaw danych
albo uchwycenie tego zestawu danych ma taki duży wpływ na sam klimat,
że my troszkę jesteśmy takim Uroborusem,
który sam zjada własny ogon.
Ale to też jest, do czego zmierzam.
Systemy żywnościowe, kultura jedzenia,
tego, w jakiej rzeczywistości my funkcjonujemy,
jest bardzo często interpretacją,
żeby nad tym zapanować,
żeby kontrolować coś takie jak system żywnościowy,
musimy wprowadzać pewne uproszczenia czy pewną parametryzację.
To jest coś, co pamiętam ze studiów i coś, co mocno mnie uderzyło,
coś, co funkcjonuje w rzeczywistości agralnej w Polsce
pod nazwą dużej jednostki obliczeniowej.
Duża jednostka obliczeniowa albo jedna duża jednostka obliczeniowa
równa się jedna krowa o wartości 500 kilogramów.
I my bardzo często wykorzystujemy tego typu jednostkę,
żeby wyliczyć, ile my paszy potrzebujemy
albo o jaki powinniśmy się ubiegać zwrot dotacji i tak dalej
na podstawie właśnie pewnego wyznacznika.
Ale to, że krowa, żywe zwierzę,
które może oczywiście być zróżnicowana w zależności od tego,
jak będziemy o nią dbać,
w jaki sposób będziemy angażować ją w produkcję zwierzęcą,
może się różnić jedna od drugiej,
zostaje tutaj całkowicie ustandaryzowana.
Co więcej, możemy prosto stwierdzić,
że taki pies to jest 0,05 krowy w jakiś sposób.
To, na co ja tutaj zwracam uwagę, to to, że wprowadzamy pewne liczniki,
wprowadzamy pewną parametryzację,
ale dla osób, które na co dzień w tym funkcjonują,
może się to wydawać sztuczne.
Niemniej tego typu parametryzacja
dominuje rzeczywistością systemów żywnościowych.
To ona ustanawia ceny, to ona ustanawia wszelkiego rodzaju zmiany,
trendy i tendencje, które tam się pojawiają.
My potrzebujemy tego uproszczenia,
bo do tego uproszczenia potrzebuje też maszyna.
Oczywiście, i to się w tej chwili zmienia,
to jest to, o czym wcześniej powiedziałem z Johnem Deerem,
duzi gracze w tej chwili wchodzą w to
i starają się budować coraz bardziej precyzyjne,
coraz lepsze modele do tego,
żeby odzwierciedlały w pełni to, co się dzieje w rzeczywistości agrarnej.
Ale one jednocześnie, chcąc ją odzwierciedlać,
w dużej mierze ją kształtują.
Jeżeli byśmy chcieli, żeby rzeczywistość agrarna była permakulturowa,
powinniśmy budować permakulturowe modele komputerowe.
Jest to pewne wyzwanie, ale jest to jak najbardziej do zrobienia.
Największy problem polega na tym, że jak my myślimy o słowie permakultura,
zwłaszcza jak przeczytamy o rolnictwie na trudne czasy
czy „Ogrodnictwo na trudne czasy”,
na pewno kojarzycie tę książkę, bardzo dobry wstęp do permakultury,
ona bardzo daleko leży od komputera.
Tylko my od komputerów nie uciekniemy.
Komputery są bardzo wdzięcznym narzędziem do tego,
żebyśmy dzisiaj też również przy ich użyciu,
dzięki pracy z nimi wypracowywali nowe rozwiązania w kontekście rolnictwa.
To są wszelkiego rodzaju modele, które…
Przepraszam.
To jest w wszelkiego rodzaju sposób dostarczania informacji,
które nam kształtują spojrzenie na rzeczywistość.
To, co widzicie tutaj po prawej stronie,
to jest pewien standard odnośnie informacji odżywczych,
które my uzyskujemy, zresztą wypracowywany
z tego, co kojarzę, przez organizacje brytyjskie.
Jak pojedziecie na wyspy, zobaczycie tego typu informacje
o tym, co znajduje się w danym produkcie.
I to jest też przyjęcie pewnej perspektywy,
pewnego spostrzeżenia na to, w jaki sposób my możemy myśleć o tym, co jemy,
jakich nam to dostarcza wartości odżywczych,
ile tłuszczu, ile białka, ile węglowodanów i tak dalej.
Jest to informacja, która jest dla nas w jakiś sposób niezbędna,
zanim my podejmujemy świadomej decyzji konsumenckiej,
zanim coś weźmiemy do ręki i kupimy.
Natomiast to, co widzicie z drugiej strony,
to jest również informacja, która nie funkcjonuje.
Jest to w pewien sposób informacja spekulatywna,
która może znaleźć się na jakimś materiale spożywczym,
która informuje o tym, jaki koszt środowiskowy
został poniesiony przy produkcji danej rzeczy.
Czy to kawałka szynki, czy to kawałka sera i tak dalej.
I widzicie, to, jakie informacje wpadają w nasze pole świadomości,
to, z czego my korzystamy,
co gdzieś zostało arbitralnie w jakiś sposób ustanowione,
wpływa też na to, jak my myślimy o jedzeniu.
To, jak my myślimy o jedzeniu, wpływa też na to,
jak my modelujemy nasz osobisty, lokalny system żywnościowy,
kiedy myślę o gospodarstwie domowym, kiedy my dokonujemy pewnych zakupów.
To wszystko, tak jak mówię, jest dosyć istotną i rozbudowaną siecią zależności,
w których my wszyscy partycypujemy.
I im mamy większą świadomość,
tym bardziej jesteśmy w stanie wpłynąć na systemy żywnościowe.
Jeżeli chodzi o agrocybernetykę, to też szybki wtręt,
tym, czym my się zajmujemy.
Troszkę idziemy za takim spekulatywnym wezwaniem,
że myślimy o technologii, troszkę w myśl tego słońca,
w myśl tego, że wszyscy jesteśmy dziećmi kompostu w jakiś sposób.
Staramy się zaobserwować, jakie procesy zachodzą w przyrodzie,
żeby później je zamapować w odpowiedni sposób
na modele cyfrowe.
Nie staramy się narzucać pewnej parametryzacji,
nie staramy się narzucać pewnej konieczności tego,
co się dzieje dookoła nas,
czy tłumaczyć komputerowi na siłę, jak powinno wyglądać rolnictwo,
tylko chcemy zrozumieć, jakie procesy zachodzą po to,
żeby zwiększać bioróżnorodność,
a zarazem zadbać o ten aspekt regeneratywny,
który gdzieś tam się pojawia.
I to, co jest ładne, to, co jest kluczowe,
to jest z Zach’iem Mandevillem, ziomkiem,
który napisał bardzo fajny tekst o tym,
jaka przyszłość może być, przyszłość może być techniczna
i też między innymi w kontekście rolnictwa,
to to, że my powinniśmy podejść do technologii
nie jako do narzędzia eksploatatywnego,
które wykorzystywane jest po to,
żebyśmy przy użyciu modeli sztucznej inteligencji
jak najwięcej wyciągali z gleby,
jak najwięcej surowca się dało z niej wyciągnąć,
tylko staramy się do niej podejść jako coś, co z niej wypływa,
jako coś, co jest kolejnym etapem.
On tu stosuje tę metaforę graftingu,
czyli coś, co my znamy jako zaszczepienia.
Pomyślmy o technologii jako czymś, co wrasta dosłownie
albo zrasta się z istniejącą naturą, z rzeczywistością przyrodniczą.
Tutaj za słowem Timothy’ego Mortona z książki
„Mroczna ekologia”, która całkiem niedawno wyszła w języku polskim.
Ja też bardzo lubię to stwierdzenie,
żyjemy w jakiś sposób w epoce antropocenu.
Co to znaczy?
To znaczy, że żyjemy w świecie,
który został radykalnie zmieniony przez myśl ludzką.
Mniej lub bardziej świadomie, mniej lub bardziej intencjonalnie,
ale nie da się ukryć, że Ziemia zmieniła swoje oblicze
pod postacią tego, jakim prowadziliśmy na niej działania.
Za Mortonem on jeszcze mówi o czymś takim jak agrologistyka,
czyli od 12 tysięcy lat jesteśmy zafiksowani na tym,
żeby z Ziemi wyciągnąć więcej niż się da.
Natomiast przyznajmy się do tego, że antropocen działa.
Na zasadzie to jest coś, co ma realne znaczenie w rzeczywistości
i ma realny wpływ i rzeczywiście tę rzeczywistość i Ziemię zmienia.
Miejmy poczucie tej sprawczości
i starajmy się ją obrócić i wykorzystać w dobry sposób na dobre działania.
W jaki sposób my funkcjonujemy w związku z tym w kontekście agrocybernetyki?
Zwracamy się m.in. do naturalnych źródeł technologii.
Budujemy te rozwiązania precyzyjne związane z tym systemem uprawy zintegrowanej
w oparciu o zamknięte obiegi konsumpcji i wytwarzania energii,
starając się napędzać je na tym etapie jeszcze słońcem
przy użyciu takich gadżetów jak baterie słoneczne,
ale gdzieś docelowo i ostatnio się dowiedziałem, to już się komuś udało,
chcemy umieć robić komputery,
które działają, są napędzane energią roślinną.
Jakkolwiek to brzmi dziwnie,
ktoś ostatnio budował komputer napędzany na ziemniaki,
co jest, można powiedzieć, tym naturalnym przejściem.
Nie musimy korzystać z jakichś dziwnych podzespołów.
Oczywiście ma to na tyle niską produkcję energii,
że nie jesteśmy na tym w stanie kopać bitcoina
ani uczyć dużych modeli językowych,
ale jesteśmy wciąż w stanie wykonywać proste obliczenia,
które są w stanie nam dostarczyć informacji,
które wspierają dalsze uprawy.
Budowa innych komputerów.
To jest przykład komputera za Jamesem Bridlem z książki „Ways of Being”,
komputer, który jest zbudowany na wodzie.
Dotychczasowe komputery są zbudowane na jednostkach krzemowych,
na przepływie elektronów przez bramki logiczne,
które znajdują się na płytkach krzemowych.
Ma to swoje wady i zalety, bo wciąż myślimy w systemie zero-jedynkowym.
Natomiast jeżeli jesteśmy w stanie budować coś, co liczy,
a opiera się na przepływie wody,
to jest komputer, który liczy dystrybucję środków w ekonomii brytyjskiej
przy użyciu przepływu wody do poszczególnych kanalików.
Wciąż nam to dostarcza pewną informację
i ta informacja jest w stanie określić,
w jaki sposób my się w rzeczywistości odnajdujemy.
Czy mamy też, to są jakieś pewne dalsze kroki,
które też poczynamy i eksperymentujemy,
możliwość zapisywania danych w roślinach.
Wiem, że to brzmi jak totalne sci-fi, ale ludzie to w tej chwili robią.
Wykorzystujemy struktury roślin do tego,
żeby móc zaszczepić w nich pewne struktury,
które są następnie wykorzystywane do tego, żeby przechowywać dane.
W tej chwili dane, jak wiecie, są przechowywane w chmurze.
To, że są przechowywane w chmurze, to znaczy, że gdzieś na jakichś serwerach,
na krzemie leżą nasze wspomnienia, zdjęcia,
wszystko to, co robimy i do internetu wrzucamy.
Oczywiście rośliny nie są wciąż tak wydajne jak krzem,
ale są w stanie nam pomóc przechowywać podstawowe dane
i zupełnie zmienić paradygmat tego,
w jaki sposób my się obracamy w środowisku cyfrowym.
Dodatkowo pojawiają się coraz częściej wyniki badań czy badania,
które pokazują, że rośliny są w stanie pamiętać.
My jesteśmy w stanie testować rośliny.
Tutaj mimoza wrażliwa,
która została wytrenowana troszkę jak pies Pawłowa.
Na pewien bodziec z zewnątrz ona od razu zamykała swoje listeczki.
Mógłbym dłużej, zostawię to na innym razem.
I teraz w związku z tym, jakie dalsze kroki?
Bo to jest raczej takie szybkie przejście przez to,
w jaki sposób nowe technologie wpływają
na działania rolnicze i produkcję żywności.
Przede wszystkim edukacja.
To znaczy warto zacząć o tym czytać, dowiadywać się,
zrozumieć, o co chodzi w proteście rolników,
dlaczego rolnicy mają rację, dlaczego się mylą.
Bardzo często kolejnym krokiem w edukacji, takim najbliższym,
jest uprawianie własnego ogródka.
Tyle, ile ja się dowiedziałem o roślinach z uprawy własnego ogródka,
to nigdzie indziej się nie dowiedziałem.
Możemy oczywiście korzystać z Wikipedii, możemy o tym czytać,
ale jak długo nie będziecie zmagać się sami
z zarazą ziemniaczaną, która wjechała wam w waszą plantację pomidora,
tak długo nie zrozumiecie też, na czym polegają pewne zawiłości
czy też środki ochrony roślin, jak to dalej funkcjonuje.
Zakładajmy ogrody, zakładajmy ich jak najwięcej.
Zakładamy mikroogrody na parapetach, na balkonach, na krawężnikach,
gdzie tylko się da.
To dużo zrobi dobrze nam w głowie,
ale też jednocześnie pozwoli nam się wiele nauczyć.
Im więcej tego będziemy robić,
im więcej będziemy się wymieniać informacjami na ten temat,
tym sprawniejsze i alternatywne systemy zaczniemy budować,
a te systemy później będą wpływać na to, jak będziemy konstruować światy.
Tutaj bardzo szybki przegląd przez to, jak możemy skalować,
czy jak wygląda, można powiedzieć, rozbudowa w kontekście rolnictwa miejskiego
czy też potem podmiejskiego,
czy już potem takiej tradycyjnego, konwencjonalnego rolnictwa,
wielkość gospodarstwa i czym ona się charakteryzuje
i pod jakie ono podlega prawo i regulacje.
Jeżeli zaczynamy od takich prywatnych ogródkach,
które zaczynają się u nas w kuchni czy na balkonie, czy na parapecie,
to właściwie podlegamy głównie prawu miejskiemu,
mamy dostęp do wody, dbamy o to,
ale też to nie jest coś, co jest w stanie wyżywić
całej rośliny, rodziny, przepraszam.
Ogródek działkowy,
coś, co jest dzisiaj już uchodzi za trudny obiekt do uzyskania,
bo ogródki działkowe po COVID-zie, jak już wspominałem,
bardzo wyrosła ich cena.
Trudno dzisiaj dostać ogródek działkowy w mieście.
Jak ktoś ma, to jest ogromnym szczęściarzem,
ale zakładajmy ogrody społeczne.
Żeby założyć ogród społeczny, tak naprawdę nie wystarczy ziemia,
tylko są potrzebni ludzie,
trzech ziomków, z którymi chcecie razem coś uprawiać.
Na pewno w waszym mieście,
wiem, że w Krakowie to bardzo prężnie funkcjonuje,
wiem, że w Katowicach też to funkcjonuje,
ale Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie,
jeżeli przychodzicie z grupą ludzi,
którzy chcą założyć ogródek społeczny
i się deklarujecie, że będziecie prowadzić ogródek społeczny,
Zarząd Zieleni Miejskiej nawet wam załatwi kawałek ziemi,
dostarczy wam narzędzi i wy macie ogródek społeczny zrobiony.
Wiem, że podobne programy na pewno w Warszawie funkcjonują,
we Wrocławiu, no i w Katowicach.
Nie wiem, skąd jesteście,
ale najtrudniej w ogródku społecznym, żeby założyć ogródek społeczny,
to jest zbudować społeczność, która będzie o ten ogródek dbała.
Macie społeczność, która chce robić ogródek społeczny,
to to już najtrudniejsze, co jest do zrobienia, macie za sobą.
Ogrody szkolne jako pewna forma edukacji,
nie będę w to wchodził głębiej,
no ale potem te wszystkie zwariowane pomysły z ogrodami wertykalnymi,
z ogrodami, które mogłyby zamieszkiwać tego typu przestrzenie,
w której w tej chwili jesteśmy, gdzie tej przestrzeni jest mnóstwo.
Bo tak naprawdę ogrody mogą być wszędzie.
Wystarczy jedynie troska i kontrola,
którą my jako ogrodnicy będziemy sprawować nad danym fragmentem przestrzeni.
Farmy miejskie, już troszkę grubsza sprawa,
bo tu już zaczynamy wchodzić lekko w produkcję zwierzęcą,
chyba najdalej w mieście można wjechać z kurami,
chociaż ja widziałem ludzi, którzy trzymali owce w ogródkach działkowych
i to też jest niezły hardkor.
Natomiast zaczynamy już wtedy wchodzić pod polityki hybrydowe,
bo jak już mamy farmę miejską, pojawia się nawożenie,
już zaczynamy być troszkę bardziej uciążliwi dla sąsiadów,
to też musi być odpowiednio rozgraniczone
i podlegać pod planowanie przestrzenne.
Kooperatywy rolnicze, to już jak jesteśmy rolnikami,
wchodzimy w jakieś szersze relacje i tak dalej.
Jak widzicie, spektrum jest szerokie, a wystarczy…
I tutaj też jest taka sugestia za moją teściową,
nie wiem, czy miałyście przyjemność kiedykolwiek
bawić się w rolnictwo czy ogrodnictwo.
Najlepiej zacząć od rzodkiewki.
Rzodkiewka ma krótki cykl, wsadzacie to 2-3 tygodnie,
wychodzi wam z tego coś, jecie to
i macie pełne doświadczenie ogrodniczo-rolniczo zapełnione.
To znaczy przeszliście cały cykl produkcji roślinnej.
I teraz na podstawie tego jesteście w stanie stwierdzić,
czy wam się to podoba, czy wam się to nie podoba.
Mnie się na tyle spodobało, że kiedy w jednym sezonie
sadziłem rzodkiewki, w kolejnym już to było 12 odmian pomidora,
każdy inny, bo chciałem zobaczyć, na czym to polega, jak to działa.
I to się sprowadza do, można powiedzieć, takiej podstawy,
która gdzieś za tym wszystkim kryje podstawy hardkorowego ogrodnictwa,
która sprowadza się do trzech podstawowych punktów.
Nie ma nic lepszego jak ogrody, naprawdę.
Nie ma nic lepszego jak ogrody i mogę o tym mówić cały czas,
nawet jak ta flaszka spadła, nie ma nic lepszego jak ogrody.
Jeżeli mamy na coś czas, to tylko po to, żeby robić ogrody.
Ogrody tak naprawdę mogą być wszędzie, dosłownie mogą być wszędzie.
Jeżeli macie skrawek przestrzeni, to możecie z nich zrobić ogród.
I co jest w tym wszystkim najpiękniejsze?
Ogrodnikiem, ogrodniczką może być każdy i każda z nas.
Jeżeli się zgadzacie z tymi trzema punktami,
no to naprawdę odnajdujecie cel w życiu,
bo można się w tym świetnie zrealizować, świetnie bawić,
do czego was serdecznie zachęcam i zapraszam.
Trzy proste zasady.
Jeżeli wierzycie w każdy z tych punktów,
no to jesteście w domu i nagle wiecie, co robić po powrocie ze slota.
Jeżeli chodzi o kontakt do mnie,
możecie śmiało pisać maila na kubakulesza.robocza.rg.
Jeżeli jesteście zainteresowani inicjatywą agrocybernetyczną,
powoli się rozkręcamy, to jest bardzo młody projekt.
Wystartowaliśmy oficjalnie w lutym,
ale jak już wspomniałem na początku, trochę rzeczy nam się udało zrobić.
Między innymi dzisiaj jesteśmy tutaj, za co wam dziękuję,
że poświęciliście mi swój czas i uwagę,
żebym mógł wam o tym wszystkim opowiedzieć.
Jak wejdziecie chociażby do naszego Discorda,
no to znajdziecie mnóstwo wariatów, gdzie każdy opisuje swój ogród,
od ogrodów grzybowych, przez ogrody na dachu, po agrolaby,
bo mam ziomka, który robi ogrody w tej chwili w Murzasichlu
i eksperymentuje, co mu najlepiej w terenie górskim tam wysiądzie,
czyli zostanie wysiane i jak to najbardziej podziała.
Zachęcamy też ewentualnie do newslettera.
Bardzo rzadko piszemy, bo piszemy tylko jak coś robimy albo organizujemy,
więc jak coś będziemy robić i organizować,
a chcielibyście, chciałybyście z tego skorzystać,
to serdecznie zapraszamy wpisać się na listę mailingową.
Nie spamujemy, bo za bardzo nawet nie mamy jeszcze czym spamować,
a przez ostatnie miesiące bardziej jesteśmy pochłonięci pracą w polu,
w ogródku, gdzie się tylko da, żeby cokolwiek w internecie pisać.
Dawno nie siedziałem przy komputerze, to też prawda.
Nie mogę się doczekać zimy, kiedy będę mu w końcu to wszystko nadgonić
i opisać, co nam się udało do tej pory zrobić.
W tym miejscu bardzo wam dziękuję
i chętnie odpowiem na wszystkie pytania i wątpliwości.
Teraz tak, czyli jeżeli dobrze rozumiem pytam,
bo też mam trochę huku i będę parafrazował
i ty powiedz, czy dobrze to sparafrazowałem tutaj dla wszystkich.
Kwestia dopłat dla rolników,
które mocno pochłaniają nasz budżet,
nie tylko nasz, ale też budżet europejski,
a które też w jakiś sposób utrzymują wciąż w niskich cenach
produkty rolno-spożywcze,
których produkcja jednak jest wysoka.
Na tym, tak mniej więcej, to jest cały, można powiedzieć, paradoks.
Pozwolę sobie na to w ten sposób odpowiedzieć.
Jak zaczyna być źle gdziekolwiek,
to pierwsze, co wychodzi na stronę gazet, to cena chleba,
bo chleb jest tym podstawowym artykułem spożywczym,
który niejako pokazuje, jak dobrze jest albo jak źle
albo jak fatalnie jest w danym kraju.
Produkcja chleba, jak sobie zdajemy z tego sprawę,
wymaga użycia mnóstwa środków do tego,
żeby to się w jakiś sposób odbywało.
Ceny żywności bardzo często są zaniżane
albo też, można powiedzieć, w kontekście europejskim
taniej jest sprowadzać żywność z Ameryki Południowej.
I to jest jeden z podstawowych zarzutów,
które mieli rolnicy w kontekście protestu rolników,
że w tej chwili Unia Europejska
bardziej chce się wyrugować rolnictwo z Europy,
przejść bardziej na produkcję w stylu projektujemy
i wytwarzamy drogi, sprzęt rolniczy,
który kolejny jest sprzedawany w inne miejsca na świecie,
po to, żeby tam była produkowana żywność,
która trafia do nas, do Unii Europejskiej.
To jest jeden z argumentów protestu rolników.
Trzeba go zweryfikować, jaką on ma prawidłowość.
Natomiast tutaj się pojawia jeszcze inny taki kluczowy wątek,
bo rzeczywiście produkcja, ceny są ustalane
przez niewidzialną rękę wolnego rynku, którą znamy,
która jest oczywiście, stara się, żeby była jak najbardziej konkurencyjna.
Polak wciąż dąży do tego, żeby jednak żywność była tania,
ona musi być dostępna.
Żywność jest droga, żeby rolnikowi w ogóle opłacało się produkować żywność,
on musi dostać dotację.
Musimy zachować w jakiś sposób ciągłość rolnictwa,
to znaczy, że jeżeli przestaniemy z dnia na rok
przestawać uprawiać ziemię, to ona też w jakiś sposób zacznie marnieć,
zwłaszcza, i to jest cały paradoks, i o tym będą mówili moi koledzy i koleżanki
w na jutrzejszym, na późniejszym spotkaniu.
Jeżeli byśmy teraz przestali,
nasza ziemia już zaczyna być bardzo wyjałowiona już teraz,
jeżeli byśmy zaniechali stosowania nawozów mineralnych w kolejnych latach,
to już w ogóle by nic z tego nie było.
Ale proszę mi uwierzyć, byłem na różnych weselach,
na różnych spotkaniach i to jak najbardziej działa,
rolnik chce uprawiać ziemię, on po to tam jest,
on nie chce żadnych dotacji,
on chce, żeby mu godnie zostało to zapłacone za to, co on zrobi,
że on mógł pokryć koszty nawozów, mógł pokryć koszty paliwa,
szeroko pojmowane koszty produkcji roślinnej.
Tylko jeżeli on chce to uregulować rynkowo,
to znowu w miastach ludzi nie byłoby stać na wiele produktów roślinnych.
Zresztą dzisiaj wystarczy spojrzeć na to,
ile kosztuje żywność ekologiczna,
która też jest w dużej mierze robiona z pasji,
a ile kosztuje żywność, która jest bardzo często,
pokrywamy pewne koszty logistyki,
bo ona masowo jest sprowadzana z innych krajów.
To są skomplikowane mechanizmy,
zwłaszcza dzisiaj bardzo zaburzone przez to,
ile kosztują ceny w kontekście wojny z Rosją,
ceny nawozów też bardzo podskoczyły do góry,
a w jakiś sposób poprzez właśnie dotacje,
poprzez pompowanie pieniędzy w rolnictwo,
poprzez odszkodowania za suszę i tak dalej,
nie wzrosła cena jedzenia po to, żeby utrzymywać,
znowu podstawy systemu żywnościowego,
nasze nastroje społeczne wciąż na pewnym poziomie.
Bo gdyby z dnia na dzień wzrosła cena chleba o 150%,
co jest jak najbardziej możliwe,
to nas wszystkich by tu szlak trafił
i zaczęlibyśmy się trochę źle z tym czuć.
To chodzi generalnie o to,
że system żywnościowy jest na tyle fundamentalną kwestią,
że jest też w jakiś sposób regulowany przez państwo,
żeby zachować nastroje społeczne w normach.
Ja osobiście bardziej śledzę zagadnienia
związane z produkcją zwierzęcą, głównie produkcją mięsną,
gdzie cena mięsa, patrząc na to, jakie są koszty produkcji,
jest bardzo, bardzo zaniżana,
ale znowu to jest tak doinwestowany przemysł,
że gdybyśmy chcieli podnieść ceny mięsa,
to znowu mamy ogromne oburzenie, zwłaszcza u nas w Polsce.
Po drugie, zatrzymanie tych wszystkich inwestycji,
które to poszło, pobranych kredytów na to,
żeby zbudować dobre gospodarstwa i tak dalej,
sprawiłoby to, że mielibyśmy kolejne jazdy rolników na Warszawę.
Więc tak naprawdę wszystkie dotacje,
zwłaszcza te związane z ekośrodkami,
dotyczą tego, żeby troszkę zwolnić tą produkcję żywności,
to, o czym mówiłem, która w tej chwili jest w dużej mierze nadprodukowana,
bo system tak się rozpędził,
a my nie możemy po prostu zaciągnąć ręcznego,
bo nam to się wszystko ładnie zaraz wysypie.
Więc próbują cisnąć troszkę na hamulec
poprzez wspieranie takich polityk, jak „od pola do stołu”,
ale jest to trudny zabieg,
zwłaszcza, że żyjemy w dosyć trudnych czasach,
bo mamy dwie poważne wojny,
tutaj jedna bliska za naszą granicą
i to, co się dzieje w Gazie też nam za bardzo w tym wszystkim nie pomaga,
a wręcz przeciwnie, sprawia, że też nastrój społeczny jest mocno podbudowany,
znaczy nie podbudowany, podtopiony, podkopany.
Wiem, że tak skakałem, ale to jest trudna rzecz.
Chętnie się podzielę artykułami naukowymi na ten temat,
bo to mam gdzieś, zwłaszcza w kontekście, jak wspomniałem, produkcji mięsnej,
gdzie to jest mocno sztucznie zaniżane głównie przez,
jak mamy łańcuch dostaw, to wszystkich pośredników po drodze,
żeby wszyscy jednak do końca końców coś z tego mieli.
To mięso gdzieś musi koniec końców tyle kosztować,
gdzieś te koszty się rozchodzą, te dotacje, wszyscy są zadowoleni,
wszyscy z tego korzystają, oprócz zwierząt w dużej mierze.
Tak, tak, przepraszam?
Musimy na to spojrzeć też troszkę historycznie.
Jak wyglądało rolnictwo w Polsce przed wejściem do Unii Europejskiej,
jak wyglądało rolnictwo w Polsce po wejściu do Unii Europejskiej?
Wejście do Unii Europejskiej sprawiło, że też poziom rolnictwa w Polsce wzrósł.
Zaciągaliśmy dużo dotacji, inwestowaliśmy dużo sprzętu,
zaciągaliśmy dużo kredytów na drogi, dobry sprzęt,
po to, żeby produkować trochę to, czego Zachód od nas oczekuje.
No i też nie da się ukryć, Polska przez bardzo długo
była głównym dostawcem mięsa na to, co się dzieje na Zachodzie.
carbon farming jest czymś nowym.
To wymaga od wielu rolników…
To jest parę takich… Teraz parę rzeczy powiem.
carbon farming jest czymś nowy, to wymaga od rolników
przestawienia się. Innowacja na wsi jest czymś szalenie trudna.
Żeby tam z roku na rok coś nowego wprowadzić,
bez jakiegoś, powiedziałbym, kolektywnej zgody paru rolników,
bo to się wiąże z tym, po pierwsze, że ja muszę mieć sprzęt,
żeby taki carbon farming robić.
Więc jest to znowu dostępne dla osób,
które posiadają duże połacie ziemi
i są w stanie zainwestować w sprzęt,
gdzie ta inwestycja się zwróci,
dlatego że jestem w stanie ten sprzęt wykorzystać do tego,
żeby carbon farming zrobić.
Jeżeli ja jestem na małej wsi z małym, średnim gospodarstwem,
tam bardzo często jest tak, że jeden ziomek ma kombajn
i kiedy przychodzi czas żniw, wszyscy się dogadują,
kiedy on będzie jeździł u każdego z nich, żeby to zbierać.
Więc jeżeli teraz ja mam carbon farming
i to wymaga specjalistycznego sprzętu,
to znowu wszyscy musimy się zgadzać,
a to innowacja idzie naprawdę powoli.
Poza tym wieś w Polsce jest stara.
Jak mamy… Co to znaczy? Starzejąca się.
Jak mamy młodych zawodników,
to najczęściej są agroholdingi
i ich najczęściej do tego nie trzeba przekonywać
i oni też widzą w tym jakiś potencjał.
Chyba, że to sobie gdzieś tam przeliczą
i jednak widzą, że lepiej pójść w kukurydzę.
Oni są biznesmenami, oni potrafią z tym działać.
Natomiast rolnik, który już odchował dzieci
i dzieci pojechały studiować do Warszawy, do Krakowa, do Katowic
i nie ma właściwie potomka, kogo po sobie zostawić,
on się już w innowacje nie będzie bawił.
On się trzyma tego, co on od 40 lat…
To jest jakby uczyć konia nowych sztuczek.
Trochę już za późno.
Więc wprowadzanie innowacji jest trudne na wsi,
zwłaszcza, że mówimy o rolnictwie precyzyjnym.
Mój teściu, który jest profesorem pola,
naprawdę, on potrafi, on bierze tak jak Boryna z książki,
łapie ziemię i on wie, kiedy będzie siał i co będzie siał.
On na oko bierze nawozy,
on na oko jakoś to wszystko ładnie dokłada,
ale zawsze ma takie uprawy, że hej,
on to wiedział, jemu nauczyć się czegoś nowego,
sprawiałby ogromny, ogromny problem.
Natomiast od 20 lat dorobił się takiej perfekcji,
jeżeli chodzi o uprawy kukurydzy, lucerny i tak dalej,
że on to robi z zamkniętymi oczami, wyjeżdża w zależności od pogody.
Innowacja na wsi jest dosyć trudna.
Racjonalne są argumenty.
Jak mnie się kiedyś uda, sam myślałem o carbon farmingu,
że kiedykolwiek uda mi się pozyskać kawałek ziemi
i zostać nie rolnikiem miejskim, a rolnikiem…
Myślę o tym jako o realnej alternatywie,
bo ona może rzeczywiście sprawić, że dobrze będzie mi zacząć wchodzić…
Bo są to, jak mówisz, dobre dotacje,
które sprawiają, że ludzie nie nadprodukowują żywności,
a jednocześnie regenerują zniszczoną glebę i to, jak to tam funkcjonuje.
Ale generalnie innowacja jest trudna
w tej chwili wśród polskich rolników, między innymi.
Jeżeli nie ma więcej pytań, bardzo wam dziękuję.
I zapraszam do kontaktu.